[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czekał.
Conanie! usłyszał i bez wahania wpadł do szopy.
Wewnątrz ujrzał Tuanne z nożem sterczącym z piersi, stojącą naprzeciw mężczyzny o
szczurzej twarzy, na której malowało się bezgraniczne zdumienie.
Obok stał ten, którego znał jako Mistrza Kamuflażu, dalej leżała Elashi usiłująca uwolnić
się z pęt.
Mistrz Kamuflażu podniósł gwałtownie kuszę i zwolnił cięciwę mierząc w pierś
Cymmerianina.
Pewnego razu jeszcze będąc dzieckiem, Conan widział wędrowną trupę, która zawitała do
jego wioski. Byli tam pieśniarze, tancerze i adepci sztuk walki. Do tych ostatnich należał
chudy jak tyka mężczyzna, który uchylał się przed pociskami strzelających weń łuczników.
Pózniej przez wiele tygodni Conan i inne dzieci z wioski ćwiczyli tę sztuczkę. Podczas tych
zabaw Conan zaliczył mniej trafień od innych, a teraz Cymmerianin zaczął przesuwać się w
bok w momencie, gdy ujrzał wznoszącą się kuszę. Jako dziecko wykonywał tę sztuczkę z
gołymi rękoma, dziś jednak dzierżył miecz i bez namysłu, uchylając się ciął na odlew.
Krótki bełt śmignął w powietrzu i natrafiwszy na ostrze miecza rozpadł się na dwoje.
Na Seta! wykrzyknął Mistrz Kamuflażu, gdy kawałki bełtu ze stukiem odbiły się od
przeciwległej ściany. Sięgał po drugi bełt, lecz Conan dopadł go jednym susem i rozpłatał mu
czaszkę na dwoje.
Szczurowaty opryszek rzucił się do ucieczki, jak uczynił to już jego bystrzejszy i szybszy
w nogach kompan. Conan chciał rzucić się za nim w pościg, ale zmienił zdanie. Elashi była
bezpieczna i tylko to się liczyło. Tuanne podeszła, by ją uwolnić.
Nic ci nie jest? spytał Conan.
Czemu tak długo zwlekałeś? odparła z wyrzutem Elashi. A więc nic jej się nie stało.
Cymmerianin schował miecz. To miejsce równie dobrze jak każde inne nadawało się do
przeczekania deszczu.
Nekrornanta miał kłopot. W specjalnej komnacie, którą wysprzątano jak kielich
wybrednego boga, yródło Zwiatła spoczęło na wyznaczonym dlań miejscu, na szczycie
kryształowego stożka. To prawda, że odkąd się tam znalazło, emanowało pokazną moc, ale
nie tak wielką jak oczekiwał. Coś nie wyszło i mag nie miał pojęcia co.
Jego przekleństwa odbijały się gromkim echem wśród ścian korytarzy, gdy krążył tam i z
powrotem zastanawiając się, czego mogło zabraknąć jego zaklęciu.
Piekło i Szatani, o czym zapomniał?! Powinno zadziałać, uczynił wszystko, jak
przykazano w starym manuskrypcie. Nałożył wszelkie niezbędne gea, wypowiedział
właściwie wszystkie inkantacje, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Set
świadkiem, że przećwiczył to tuziny razy oczekując na dostarczenie talizmanu!
Co, do stu piorunów, mogło się nie udać?
Spokojnie, powiedział do siebie. Bez wątpienia to jakaś błahostka, coś tak nieistotnego, że
zwyczajnie to przeoczyłeś.
Postanowił, że powtórzy rytuał zwracając szczególną uwagę na każdy akcent i niuans
wypowiadanych zaklęć, zadba o każdy szczegół. Nie po to tyle się starał, aby teraz przez jakiś
drobiazg miał ponieść porażkę. Sprowadzi tu wszystkie pisma dotyczące używanych zaklęć,
gdyż nie ufał już swej zawodnej pamięci, i krok po kroku powtórzy wszystkie czynności, aż
osiągnie upragniony sukces.
Neg odwrócił się do nieumarłego, stojącego pod ścianą oczekującego na rozkazy
nekromanty.
Pójdz do mej biblioteki i przynieś Biblionecrum, Księgę Przeklętych oraz Czarne Folio.
Natychmiast.
Skeer łypiąc na swego pana mętnymi oczami odrzekł:
Jak rozkażesz panie.
Odwrócił się i wyszedł.
Już tak blisko, pomyślał Neg. Uda się. Musi się udać!
Ciało służące Skeerowi za życia spisywało się całkiem dobrze także po jego śmierci,
aczkolwiek nie było posłuszne wyłącznie jemu. To fakt, że mógł chodzić, stać lub mówić, ale
tylko wtedy gdy Neg mu na to pozwolił.
Stan ten był dla Skeera największym upokorzeniem, jakiego kiedykolwiek zaznał. Gniew
tlący się w nim przez całe życie płonął teraz w jego lodowatej piersi. Gdyby miał nad sobą
pełną władzę, zabiłby Nega dobrych tysiąc razy zadając mu coraz to większe cierpienia,
rozkoszując się każdym jękiem swojej ofiary i odczuwając rozkosz ekstazy W wyrazie bólu
odmalowującym się na obliczu nekromanty. Ach, gdyby tylko mógł&
Niestety, nie dysponował takimi możliwościami. Najwyższą władzą był dla niego głos
Nega, któremu nie mógł się sprzeciwić. Nawet grzmot głosu jakiegoś boga nie miałby nań
większego wpływu niż cichy szept nekromanty. Znajdował się w mocy czarnoksiężnika i
dopóki nie odczuł tego na własnej skórze, nie znał prawdziwego znaczenia tego faktu.
Wchodząc do biblioteki Nega pomyślał przez chwilę o nieumarłej, którą oblał słoną wodą.
Teraz dopiero pojął, dlaczego pragnęła zdobyć ten talizman. Jakiś wewnętrzny zmysł mówił
mu, że yródło Zwiatła było dla żywych trupów, takich jak on, kluczem do Prawdziwej
Zmierci. Jedno muśnięcie talizmanu przeniosłoby go do Szarych Krain.
Wyciągając z hebanowej biblioteczki ciężką księgę zadał sobie pytanie: czy byłoby to aż
tak złe? To fakt, życie po śmierci, gdy jest się odpornym na trucizny czy skrytobójczy cios
nożem w plecy, miało swoje dobre strony. Ale i złe, co Skeer musiał stwierdzić z niejakim
smutkiem. Tych ostatnich było znacznie więcej. Palenie konopi nie mogło już wywołać wizji
u nie oddychającego nieumarłego. Kobiety również nie interesowały go tak jak dotychczas.
Wyglądało na to, iż niektóre części jego ciała były bardziej martwe od innych.
Znalazł drugi wolumin, po który go wysłano, i wyjąwszy go z półki ozdobionej ludzką
czaszką i mosiężnym okuciem, zaczął szukać trzeciej i ostatniej księgi. Nie, bycie żywym
trupem oznaczało niemożność radowania się tym, na co wydawał zarobione pieniądze, a
gdyby nawet mógł mieć którąś z tych rzeczy, Neg na pewno odmówiłby mu tych
przyjemności. Nekromanta nigdy nie uwalniał swoich nieumarłych.
Niektórzy służyli mu już od setek lat.
Skeer nie wątpił, że i jego czeka taki sam los.
Odnalazł trzeci wolumin i wyjął go z szafki. Powoli, niechętnie podreptał ku kryształowej
komnacie niosąc pod pachą trzy grube księgi. Skeer lokaj, pomyślał ponuro. Za jakie grzechy
zasłużył sobie na taki los? To fakt, że będąc złodziejem i zabójcą obraził wielu bogów, a ciała
jego ofiar, gdyby ułożyć je jedno na drugim, sięgałyby mu powyżej głowy. Nie należało także
zapominać o zhańbionych przez niego kobietach i innych plugawościach, które zjeżyłyby
włosy na głowie prawego, szanowanego obywatela, niemniej jednak inni robili o wiele gorsze
rzeczy, a mimo to nie zostali skazani na tak okrutny los!
Z zakurzonego korytarza dobiegł głos Nega:
Pośpiesz się!
Ponaglony, Skeer odzyskał władzę nad nogami i zerwał się do biegu.
W duchu przeklinał Nega, używając imion wszystkich znanych mu bogów. Rzecz jasna na
próżno.
Mógł jedynie wypełniać rozkazy Nega. Wypełniać je, czekać i mieć nadzieję, że coś się
wydarzy.
XVII
Cóż mruknął Conan. Nie wątpię, że połowa demonów z Gehanny osobiście
otworzyłaby przed tobą bramy, Elashi. Jednak w tym przypadku nie zaryzykowałbym utraty
głowy dla twego słodkiego głosiku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]