[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zrozumiałam, dlaczego ten duch różnił się od pozostałych.
Duchy to pozostałości zmarłych, resztki dusz, które odeszły.
Zwykle zlepki wspomnień, które przybierają konkretną formę. Jeśli potrafią reagować, odpowiadać na bodzce, są fragmentami stworzeń, którymi
niegdyś były, tymi obsesyjnymi cząstkami - jak duchy psów, które strzegą mogił swych panów, albo jak duch tej kobiety szukającej swojego pieska,
którą kiedyś spotkałam.
Duchy niedawno zmarłych bywają inne. Widziałam kilka takich na pogrzebach albo w domach. Czasami zostają, by pilnować bliskich, jakby chciały
upewnić się, że wszystko jest w porządku. Te są czymś więcej niż tylko pozostałościami, a ja widzę taką różnicę. Zawsze myślałam, że to dusze
tych osób.
I to właśnie widziałam w oczach Amber. %7łołądek mi się ścisnął
na to wspomnienie. Po śmierci dusza powinna zostać uwolniona. To, co robił Blackwood, było okrutne. Znalazł sposób, by zatrzymywać je po
śmierci.
- Czy Blackwood kazał ci zabić Chada? Chłopak zacisnął pięści.
- On ma wszystko. Wszystko. Książki, zabawki. - Zaczął mówić głośniej. - %7łółty samochodzik. A spójrz na mnie. Spójrz! - Zerwał się na nogi,
spoglądając na mnie rozszerzonymi z emocji oczyma. Lecz kiedy podjął, mówił już szeptem: - Ma wszystko, a ja jestem martwy.
Martwy. Martwy. - Zniknął, ale kubły pofrunęły w powietrze. Jeden z nich grzmotnął o kraty mojej celi, rozbijając się w pomarańczowe kawałki
plastiku. Mały odłamek uderzył we mnie, rozcinając skórę na ramieniu.
Nie byłam pewna, czy to znaczyło  tak", czy też  nie".
Usiadłam na pryczy, opierając się o chłodną, betonową ścianę.
Duch Johna wiedział więcej o zmiennokształtnych niż ja.
Zastanawiałam się, czy mówił prawdę, czy istniały jakieś zasady moralne, według których musiałam postępować, by nie stracić swoich
umiejętności? Umiejętności, które jak się okazało, obejmowały kontrolę nad duchami? Choć sądząc z niejednoznacznych osiągnięć, było to coś,
co należało wyćwiczyć.
Zaczęłam kombinować, jak wykorzystać swój dar do uwolnienia stąd siebie i innych. Z zadumy wyrwały mnie zbliżające się kroki -
goście. Wstałam, podchodząc do krat.
Gośćmi okazali się współwięzniowie. Oraz zombie.
Amber prowadziła Corbana - najwyrazniej nadal znajdującego się pod wpływem mocy wampira - paplając o zbliżającym się meczu Chada, który
szedł za nimi, jakby nie bardzo wiedział, co innego mógłby zrobić. Na twarzy chłopca widniał siniak, którego nie było, gdy opuszczałam jadalnię.
- Prześpijcie się - powiedziała Amber do męża i syna. - Jim też niedługo się położy, musi tylko zaprowadzić na miejsce tego nieczłowieka. Musicie
być wypoczęci, gdy wstaniecie. - Przytrzymała drzwi, jakby przepuszczała ich do pokoju, nie do klatki. Czyżby naprawdę myślała, że to hotel?
Obserwując zombie, miałam wrażenie, jakbym oglądała film, do którego podłożono głos zmontowany z kawałków zupełnie innych nagrań.
Wszystko, co Amber mówiła, miało pozornie sens, ale mało lub zupełnie nie pasowało do tego, co robiła.
Corban potknął się i stanął pośrodku celi. Chad wbiegł, mijając żywego trupa matki, i roztrzęsiony zatrzymał się przy pryczy.
Odważny czy nie, był tylko dziesięcioletnim dzieckiem. Jeśli uda mu się przeżyć, latami będzie musiał chodzić na terapię. Zakładając, że znajdzie
terapeutę, który mu uwierzy.  Czym stała się twoja matka?
Tu masz receptę na torazynę..." Czy inny specyfik, który podaje się teraz psychicznie chorym.
- Oj! - pisnęła Amber z maniacką wesołością. - Prawie bym zapomniała. - Rozejrzała się, kręcąc głową nad bałaganem. - To twoja sprawka,
Mercy? Char zawsze mówiła, że do siebie pasujecie, bo obie jesteście bałaganiarami. - Paplając, zbierała wiadra i składała je na stole. Ale
rozbitego nie posprzątała. Jedno puste wstawiła do celi Chada i Corbana, zabierając stamtąd pełne. - Wezmę je i wyczyszczę, dobrze? -
Zamknęła drzwi.
- Amber! - zawołałam rozkazująco. - Daj mi klucz. - Nie żyła przecież, może także musiała mnie słuchać?
Zawahała się, wyraznie to dostrzegłam. Lecz uśmiechnęła się tylko.
- Niegrzeczna Mercy. Zobaczysz, Jim cię ukarze, kiedy mu to powiem.
Zabrała wiadro i, pogwizdując, wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Słyszałam, jak gwiżdże, wspinając się po schodach. Musiałam poćwiczyć. Chyba że robiłam coś nie tak. Może był jakiś inny sposób?
Skrzyżowałam ramiona na piersiach i ze spuszczoną głową czekałam, aż Blackwood przyprowadzi dębca. Stałam tyłem do sąsiedniej celi, celowo
ignorując hałas, który robił Chad, próbując zwrócić moją uwagę. Nie chciałam, żeby Blackwood zobaczył, jak trzymam dzieciaka za rękę albo z nim
rozmawiam.
Nie przypuszczałam, żeby Blackwood zamierzał zostawić Chada przy życiu po tym wszystkim, czego chłopiec był świadkiem, jednak nie chciałam
dawać wampirowi powodów do znęcania się nad nim. A jeśli zacznę się rozpraszać, trudno mi będzie opanować lęk.
Po jakimś czasie do pomieszczenia chwiejnie wszedł dębiec, a zaraz za nim Blackwood. Nieczłowiek wcale nie wyglądał lepiej niż przedtem.
Przygarbiony wydawał się naprawdę niski, choć gdyby się wyprostował, mógł mieć nawet półtora metra wzrostu. Jego kończyny były dziwnie
nieproporcjonalne - krótkie nogi i zbyt długie ramiona.
Szyja też robiła wrażenie zbyt krótkiej w porównaniu do głowy o szerokim czole i silnie zarysowanej szczęce.
Do celi wszedł potulnie, jakby tyle razy walczył i przegrał, że stracił nadzieję. Blackwood starannie zamknął za nim drzwi. Potem, zwróciwszy się do
mnie, podrzucił klucze, chwytając je w powietrzu.
- Nie wyślę już tu Amber z kluczami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •