[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczór nie mogłem się do ciebie dopchać.
- Mogę to samo powiedzieć. Chyba jestem jedyną kobietą, z
którą jeszcze nie tańczyłeś.
- Lecz bardzo chcę zatańczyć.
- Tak się cieszę. Wspaniałe przyjęcie, prawda?
- Masz rację. Przerasta wszelkie moje wyobrażenia.
- Widzisz, nigdy nie wiadomo, co nas spotka za kolejnym
zakrętem.
Przytulił ją do siebie, kołysali się w takt muzyki. Poczuła, że już
nigdy nie chce opuścić tych ramion. Gdy uniosła głowę, by w oczach
Justina znalezć potwierdzenie swoich uczuć, zauważyła ze
zdziwieniem, że bacznie się jej przygląda. Lecz nie było w tym
139
R S
spojrzeniu miłości i oddania, tylko głęboka niepewność. Evie nigdy
dotąd nie widziała tak zdesperowanego mężczyzny.
- Czy naprawdę musisz już jechać? - zapytała ze smutkiem
Hope. - Czy po to odzyskałam syna, by zaraz go stracić?
- Nie tracisz mnie, wrócę, ale muszę zadbać o interesy.
- Proszę cię, tato, tu jest super - powiedział błagalnie Mark.
- Jeszcze tylko parę dni. Evie też chce zostać, prawda?
- Przykro mi, ale ja też już muszę wracać, ale może...?
- Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Hope.
- A może zostawicie mi na trochę Marka? Będę wtedy pewna, że
wrócicie - powiedziała Hope.
- Zgoda - kiwnął głową Justin, a kiedy jego syn odtańczył taniec
radości, dodał: - Przyjadę po niego we wrześniu.
- I przywieziesz z sobą Evie. - Pogroziła palcem. - Wtedy
omówimy sprawę waszego ślubu.
- Porozmawiamy o tym innym razem.
- Oczywiście, synku. Wiem, że jestem nie do zniesienia.
Każdemu chcę zaplanować życie, ale pragnę tylko waszego szczęścia.
- Cmoknęła Evie w policzek. - Mój Boże, tylu mam synów, ale
wreszcie doczekam się synowej. Przynajmniej Justin...
- Mamo! - upomniał ją Primo. - Znowu zaczynasz.
Wszyscy oprócz Justina serdecznie się roześmiali, ale on był
myślami całkiem gdzie indziej.
Na lotnisko odprowadziła ich cała rodzina.
140
R S
Hope, przytulając Evie na pożegnanie, powiedziała ciepło:
- Do zobaczenia już wkrótce, moja najdroższa córeczko... Z
lotniska odebrał ich kierowca.
- Myślisz, że może mnie podrzucić, czy mam zamówić
taksówkę.
- Evie, daj spokój - powiedział Justin niemal z irytacją. - Nie
jedziesz do mnie? Oczywiście, jeśli tego chcesz - dodał po chwili.
- %7łebym to ja wiedziała, co ci chodzi po głowie...
- Wreszcie chciałbym być tylko z tobą.
Lily z uśmiechem otworzyła im drzwi.
- Jak to dobrze, że już jesteście. Zrobiło się pózno. Przy-
gotowałam pokój dla panny Evie i zimną kolację na dole. A teraz, jeśli
pozwolicie, pójdę już spać.
- Dziękuję i dobranoc, Lily.
Długo czekali na tę chwilę, kiedy zostaną sami. Justin pchnął
Evie na łóżko i całując ją, zdejmował z niej ubranie, a ona w
pośpiechu rozpinała mu guziki koszuli. Przez moment poczuli się tak,
jakby w ogóle nic się nie zmieniło, jakby wciąż jeszcze byli w domku
nad morzem. Wkrótce potem spali w objęciach zmęczeni, ale
bezgranicznie szczęśliwi.
Evie otworzyła oczy. Poczuła głód i przypomniało się jej, że
zapomnieli zjeść kolację. Uśmiechnęła się do siebie i chciała
powiedzieć o tym Justinowi, ale nie znalazła go obok siebie. Stał przy
oknie i wpatrywał się w nią z taką intensywnością, że aż się
przestraszyła.
141
R S
- Stało się coś? - zapytała cicho.
- Obudziłem się w okropnym nastroju. Wiedziałem, że to kiedyś
przyjdzie...
- Jesteś wyczerpany, masz wiele do przemyślenia. To minie,
Justin.
- Chciałbym w to wierzyć, ale odkąd po raz pierwszy zoba-
czyłem matkę, czekałem, że obudzą się we mnie jakieś uczucia.
Myślałem cały czas, że wróciłem do domu, że to dobre zakończenie.
Wiem już, kim jestem i gdzie przynależę. Czekałem na eksplozję
radości, szczęścia, ale nic takiego nie nadeszło. Nic, zupełnie nic -
powiedział zdesperowany.
- Kochanie, widocznie za wcześnie na radość. To musi potrwać.
Dotąd wiodłeś inne życie, przez lata stałeś się...
- Szorstki, podejrzliwy i nieufny.
- Nieprawda! Jest w tobie mnóstwo uczuć, wiem o tym. I
obiecuję, choćby w twojej głowie zagniezdziły się najgorsze demony,
wyrzucę je z ciebie. Kocham cię i nie zamierzam się poddać.
- Chciałbym, żeby tak było. Ale nie powinienem był przywozić
cię tutaj i kochać się z tobą. Wybacz mi, moim jedynym
wytłumaczeniem jest nadzieja, że taki się nie urodziłem. Tyle mam
sobie do wyrzucenia... Powinienem był porozmawiać z tobą o tym, co
dla mnie jest oczywiste, choć Bóg mi świadkiem, że nie chcę się z
tym zmierzyć...
- O co chodzi? - spytała z rosnącym niepokojem. - Z czym nie
chcesz się zmierzyć?
142
R S
- Z tym, że nic nie będzie z naszego związku. Ta miłość jest bez
szans. Lepiej więc od razu się pożegnać, póki nie jest jeszcze za
pózno.
ROZDZIAA JEDENASTY
Evie przeczuwała, że kiedyś nadejdzie ten moment. W Neapolu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]