[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprzeczne hipotezy. Ale obiecuję wam - położył duży nacisk na to słowo - że dowiecie się
wszystkiego. Jesteśmy to winni prasie, a zwłaszcza rodzinom ofiar. Ta tragedia porusza nas
wszystkich. Pragniemy prawdy, bo chcemy spać spokojnie.
- Ale sen waszych ofiar to sen wieczny - przerwał Del Rieco. Charriac przeszył go wzrokiem
pełnym pogardy.
- Zazdroszczę, że ma pan nastrój do gierek słownych. Ja jestem przybity, utraciłem wszelkie
poczucie humoru. I to na długo.
W głębokiej ciszy wrócił na miejsce. Był tak dobry, że wszyscy mieliśmy wrażenie, że katastrofa
rzeczywiście się wydarzyła, że naprawdę ci nieszczęśni robotnicy zostali przygnieceni betonowymi
blokami.
Ja byłem ostatni. Nie ułatwił mi zadania. Del Rieco podał mi mój tekst, a ja nagle postanowiłem
się go nie trzymać, dołączając do buntowników.
Wszystko zostało już powiedziane, wszystkie rejestry wypróbowane. Pozostając w tym samym
klimacie, nie osiągnąłbym wiele więcej. Bez namysłu zacząłem improwizować:
- O godzinie 15.23 na budowie należącej do naszej korporacji wydarzył się wypadek.
Natychmiast zawiadomiono policję, która zaplanowała akcję ratunkową. Nasze przedsiębiorstwo
zostało zawiadomione o 15.44, zrobił to majster, którego nazwisko i inne dane państwu udostępnię.
Powiedział nam, że zawaliło się piętro i są ofiary. Był bardzo poruszony, nie wspomniał nic o
przyczynach wypadku. To jedyny bezpośredni kontakt, jaki mieliśmy. Według naszego wykazu na
budowie pracowało szesnastu robotników. Nie wszyscy na tym samym piętrze, ale sądzimy, że wielu
z nich mogło się znalezć wśród ofiar. Nie ma powodu przypuszczać, że osoby niezwiązane z firmą
mogły się znalezć na budowie, bo wstęp jest wzbroniony. W chwili, gdy do państwa mówię, nie
wiemy nic ponadto. Strażacy i sanitariusze już tam pracują, ja natychmiast się do nich udaję.
Prefektura policji udostępniła salę dla przedstawicieli prasy. Spotkam się tam z wami około godziny
17.00, tak abyście zdążyli na wieczorne wydanie. Wtedy dostarczę dokładniejszych i pewniejszych
informacji. Dziękuję państwu.
Nie patrząc na Del Rieco, zakończyłem i wróciłem na miejsce. Siedzący obok mnie Hirsch zrobił
do mnie minę pełną aprobaty.
- Bardzo profesjonalne - szepnął.
Del Rieco rzucił w moją stronę przeciągłe spojrzenie pozbawione wyrazu. Musiał być wściekły,
ale nie chciał prowokować nowego incydentu.
Uzupełnił swoje notatki, wstał i splótł palce przed sobą jak wykładowca, kołysząc się lekko.
- Gdybyśmy byli na sesji szkoleniowej, miałbym pewne uwagi. Ale nie jesteśmy tu po to, by się
doskonalić, chociaż niektórym i to by się przydało. Teraz już na to za pózno. Z jednym wyjątkiem
włączyliście się do gry...
- Jakim wyjątkiem? - Aime Leroy poderwał się z krzesła. - Może ja?
- Nie, nie pan. Proszę mi pozwolić prowadzić ten staż zgodnie z moim zamysłem i nie przerywać.
Przejdziemy do czegoś innego. Tym razem chodzi o rozmowy kwalifikujące do pracy...
- Już to znamy - szepnął do mnie Hirsch. - Specjaliści.
- ...w których będziecie grać rolę osoby na kierowniczym stanowisku w dziale zasobów ludzkich.
Będziecie...
Jak zwykle Leroy zaczął protestować:
- Jest tu osoba, która była dyrektorem do spraw komunikacji, a także kierownikiem działu
zasobów ludzkich. Wszystkie wasze skecze będą skierowane do niej. Wystarczy uznać ją za osobę
wybitną i zrobić coś, co nas interesuje!
- Czy to się odnosi do mnie? - spytała Laurence Carre.
Jej głos zmroziłby nawet wampira. Nigdy nie widziałem jej uśmiechniętej, z jednym wyjątkiem:
gdy rozmawiała z Włochem na pomoście. Leroy nie ustępował.
- Tak, do pani. Dlaczego pani pyta, czyżby było takich więcej?
- A co pan myśli? %7łe jestem kuzynką tego pana? A może jego kochanką? %7łe to wszystko
zaaranżował dla mnie? Gdyby tak było, bardzo by mi to schlebiało, ale widzi pan...
Del Rieco uderzył w stół.
- Dosyć! Panie Leroy, proszę zrobić mi przyjemność i poczekać do końca stażu. Jeśli coś się panu
nie podoba, może pan zawsze napisać do De Wavre International, poinformować ich, że dałem
dowód oburzającej stronniczości. Jak pan zauważył, jest tu po trochu wszystkiego. To czysty
przypadek, że jedna z osób wykazuje się cechami, które już pierwszego dnia ją wyróżniają.
Przynajmniej w teorii. To tak jak w Tour de France: są szosowcy i górale. Na etapach nizinnych
wygrywają szosowcy. W górach przekonamy się, co pan ma nam do pokazania, jeśli będzie pan do
tego zdolny i jeśli pan dotrwa.
Leroy wykrzywił się i zamilkł. Laurence Carre ze wzgardą uniosła podbródek.
Rozmowy kwalifikujące były niejednakowo zabawne. Del Rieco dawał każdemu kandydatowi
fikcyjny życiorys i obserwował, czy ten, kto odgrywa dyrektora, wynajduje pułapki. Niektórzy
chętnie włączyli się w grę, inni wysilali się, chcąc przedłożyć rozmówcy problem nie do
rozwiązania: tor przeszkód, wymieniane w przelocie ułomności nie do pokonania. Morin wymyślił
oszałamiający numer Południowca jąkały, ale światowego eksperta od metali szlachetnych, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]