[ Pobierz całość w formacie PDF ]
był wyczulony na tym punkcie od czasu, gdy po śmierci
102 SUZANNE CAREY
syna zaczęły się jego kłopoty małżeńskie. Próbował się
pocieszać. Nic dziwnego, że patrzy na mnie wilkiem, my
ślał. Jej córka jest chora; na skutek zaordynowanej przeze
mnie kuracji czuje siÄ™ paskudnie. W takiej sytuacji ro
dzice nie zawsze zachowujÄ… siÄ™ racjonalnie. To zrozu
miałe, że mają pretensję do lekarza. Instynkt podpowiadał
mu, że chodzi jednak o coś więcej.
Obiecawszy, że zajrzy do Annie z samego rana, po
żegnał się i skierował do drzwi. Szedł do windy ze zwie
szoną głową, jakby coś przeskrobał i został ukarany.
A przecież podczas randki", na którą zaprosiła go Gloria
Denham, ledwo mógł wytrzymać. Marzył o tym, aby jak
najszybciej wrócić do Jess. Chciał na nią patrzeć, słuchać
jej głosu, rozkoszować się jej obecnością. Prawdę mó
wiąc, czuł, że jest na granicy szaleństwa - że jeszcze
moment, a straci głowę dla pięknej Angielki.
Ocalił go kubeł zimnej wody, jaki na niego wylała.
I bardzo dobrze, pomyślał, idąc przez placyk w stronę
zarezerwowanych dla lekarzy miejsc parkingowych.
Wsiadł do mercedesa i ruszył w kierunku jeziora Travis,
nad którym stał jego dom. Im bardziej oddalał się od
szpitala, tym większy ogarniał go smutek. Wcale nie
chciał rozstawać się z Jess. Za bardzo ją podziwiał, za
bardzo za nią tęsknił, za bardzo jej pragnął, aby cieszyć
się, że chłód, z jakim się dziś do niego odniosła, ocalił
go przed zakochaniem.
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Stephen zo
stawił samochód w garażu i wszedł do cichego, pustego
domu, Erica wróciła z zajęć, na które regularnie uczęsz-
DAR %7Å‚YCIA 103
czała jako studentka miejscowej uczelni. Zatrzasnąwszy
za sobą drzwi, bezceremonialnie rzuciła notes, skórzaną
torebkÄ™ i kaszmirowy sweter na elegancki fotel stojÄ…cy
obok kominka w urządzonym na biało salonie i skiero
wała się do kuchni po dwie tabletki aspiryny i szklankę
odtłuszczonego mleka.
Próba skupienia się na wykładzie poświęconym upad
kowi cesarstwa rzymskiego, a jednoczesne zamartwianie
się o biednego Jake'a, skończyło się koszmarnym bólem
głowy. Połknąwszy aspirynę, zaczęła pocierać palcami
nasadę nosa; dopiero po chwili zauważyła mrugające
czerwone światełko na aparacie telefonicznym.
Odsłuchała wiadomości nagrane na sekretarkę auto
matyczną. Pierwsza była od Jake'a, druga od Lindsay.
Zwłaszcza ta pierwsza ją zdziwiła, albowiem nie tak daw
no temu Jake wyraznie dał jej do zrozumienia, że nie
życzy sobie, aby się z nim kontaktowała podczas jego
pobytu w areszcie. Cofnęła taśmę do początku i ponow
nie odsłuchała wiadomość; usiłowała skoncentrować się
na brzmieniu głosu, uchwycić jakieś niuanse, aluzje...
%7ładnych się nie doszukała. Mamrocząc pod nosem, że
szkoda, iż jej nie zastał, Jake prosił, by się odezwała. Po
dyktował numer telefonu, pod który może zadzwonić. Szyb
ko zapisała go na odwrocie koperty. Przypuszczalnie był
to numer do świetlicy w areszcie. Z rozmów z Caroline
i Adamem wiedziała, jak trudno się tam dodzwonić.
Zdjęła buty i podreptawszy w rajstopach do sypialni,
w której spała z Jakiem przed ich rozstaniem, usiadła na
łóżku i wykręciła podany przez męża numer. Ku jej zdu
mieniu telefon odebrano po pierwszym dzwonku.
SUZANNE CAREY
104
- Dobry wieczór. Chciałabym mówić z Jacobem For
tune'em. Mówi jego żona.
- Nie wiedziałem, że gość jest żonaty - zdziwił się
strażnik. - Chwileczkę.
Mniej więcej po minucie, która zdawała się ciągnąć
w nieskończoność, w słuchawce rozległ się męski głos:
- Erica?
- Tak. To ja, Jake.
Zalała go fala wspomnień - wspomnień, przed któ
rymi się bronił i o których chciał zapomnieć. Różne ob
razy przesuwały mu się przed oczami: wspaniałej, dłu
gonogiej modelki, która z niewiadomych mu powodów
wolała jego od innych swoich adoratorów; pięknej młodej
mamy karmiącej piersią Adama; nagiej, ponętnej kochan
ki, którą trzymał w ramionach.
To był błąd, uświadomił sobie, zżerany tęsknotą. Nie
powinien był do niej dzwonić.
- Ja... po prostu chciałem się dowiedzieć, co u ciebie
słychać. I u dzieci. Pewnie ci mówiły, że zabroniłem im
tu przychodzić?
Co mu szkodziło powiedzieć, że ją kocha, nawet jeśli
nie był tego stuprocentowo pewien? %7łe potrzebuje jej
pomocy i wsparcia w tych trudnych dla siebie chwilach?
Na to liczyła. I chociaż wiedziała, że nie usłyszy tych
słów, mimo wszystko poczuła się zawiedziona.
- U mnie w porządku - odparła neutralnym tonem.
- Chodzę na wykłady. U dzieci też bez zmian. Mówiły
mi o twojej decyzji. Uważam, że nie masz racji.
Jake przygarbił ramiona. Ledwo wymienili dwa zda
nia, a już byli po przeciwnych stronach barykady.
DAR %7Å‚YCIA 105
- Uznałem, że tak będzie lepiej - oświadczył. - Nie
chcę, żeby w ich pamięci pozostał obraz ojca za krat
kami.
Chcesz czy nie, to i tak pozostanie, odpowiedziała mu
w duchu Erica. Ale jakie to ma znaczenie? One ciÄ™ ko
chają, podobnie jak ja. Pragną ci pomóc, a ty je odpy
chasz.
- Co mogę dla ciebie zrobić, Jake? - spytała.
Możesz mnie przytulić, odparł w myślach. Możesz za
pomnieć o tych bzdurach, jakie gadałem, i powiedzieć,
że mi wybaczasz.
Nie potrafił ubrać swojej prośby w słowa.
- Zapewnij dzieci o mojej niewinności.
Już to uczyniłam, Jake. Na głos jednak powiedziała:
- Oczywiście, Jake. Ale o to się nie martw. Dzieci
od początku wierzą, że nikogo nie zabiłeś. Każdy, kto
cię zna, wie, że nie byłbyś w stanie dokonać czegoś tak
potwornego.
Zrozumiał, że w ten lekko zawoalowany sposób daje
mu znać, że ona również wierzy w jego niewinność.
- Dziękuję, Erico. Słuchaj, muszę kończyć. Zwietlica
jest już nieczynna. Strażnik poszedł mi na rękę, pozwa
lając chwilę z tobą porozmawiać.
Nie wspomniał, kiedy znów się do niej odezwie.
- No dobrze. Trzymaj siÄ™, Jake.
- Ty też, maleńka. Dobranoc - powiedział i szybko
się rozłączył.
Miała wrażenie, że się przesłyszała.
Od jakiegoÅ› czasu coraz bardziej siÄ™ od siebie oddalali,
aż wreszcie uznali, że separacja jest najlepszym wyj-
SUZANNE CAREY
106
ściem. Erica jednak tęskniła za ich dawną bliskością.
O ileż łatwiej byłoby teraz Jake'owi, pomyślała. Ale on
najwyrazniej nie podzielał jej zdania. Postanowiwszy, że
z Lindsay porozumie się rano, zdjęła biżuterię, potem
bluzkę i spódnicę. Wyciągnęła się na łóżku w halce i raj
stopach; po chwili kosztowna narzuta z mory była mokra
od Å‚ez.
Nazajutrz rano biedną Annie znów wstrząsały mdłości.
Narzekając, że od tego chce jej się wymiotować, odma
wiała przyjęcia nawet łyka wody. %7łeby się nie odwodniła
i żeby poziom elektrolitów we krwi był wyrównany,
Stephen zarządził, aby do kroplówki dołączono kolejną
porcję płynów. Kiedy kwadrans po trzeciej zajrzał spraw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]