[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na kobiece łzy. Na rozkaz Stygijczycy oderwali ją od niego z niezgrabną delikatnością i
wynieśli ją; cały czas płaczącą, przez ukryte drzwi.
Strona 46
Howard Robert E - Conan władca miasta
Teraz wynosimy się stąd powiedział Conan. Włączymy się do bitwy, ale nie
pomo\emy Akarionowi dając się otoczyć wraz z nim w sadzie. Spróbujemy przejąć ogród po
drugiej stronie drogi, znasz rozkład miasta Slikh. Stamtąd mo\emy zaatakować domy
naprzeciwko i zająć pozycję dogodną do odpierania ka\dego ataku ulicą. Chodzmy!
Conan ruszył korytarzem, którym Utang dzień wcześniej prowadził go na konfrontację z
Ronnem. Pięćdziesięciu członków płomienia podą\ało za nim. Ze swoimi dzikimi twarzami i
zniszczonym ubraniem wyglądali niestosownie w otoczeniu bogatych arrasów i błyszczących
marmurów.
Rozglądali się podejrzliwie, słysząc ochrypłe krzyki przed pałacem. Kilka chwil pózniej
Conan wprowadził ich do przejścia, z którego uciekł wczoraj. Okno ciągle miało kraty
pogięte i wyłamane, a balkon rozłupaną kratownicę. Zatrzymał się chwilę na balkonie,
tłumacząc swój plan Slikhowi i wojownikom, którzy nadstawiali uszu na ka\de słowo
wypowiedziane przez Conana, jakby były to klejnoty upuszczane przez prawie mitycznego
bohatera.
Widzicie, \e ogrody le\ą ciągłymi szeregami po zachodniej stronie domów. Są
oddzielone tylko niskimi murkami. Drzewa rosną gęsto. Jeśli pójdziemy skrajem, przy
zachodniej ścianie, szansa na zobaczenie nas przez kogoś z domów będzie nieznaczna.
Wydaje mi się, \e mo\emy przekraść się do Ogrodu Lemurii, bez ujawnienia naszej
obecności; wszyscy Ukryci będą patrzeć w przeciwnym kierunku. Nie wiem ilu ludzi znajduje
się w Ogrodzie Lemurii, ale atak z zaskoczenia od tyłu powinien wyrównać szansę. Teraz
ruszajmy, przez połamaną kratownicę i nad murem. Nikt nie obserwuje tej strony pałacu.
Mę\czyzni jeden po drugim zeskakiwali z balkonu, pędzili przez ogród i przeskakiwali
przez mur. Znalezli się na nagiej, skalistej równinie rozciągającej się ze wszystkich stron.
Ruszyli wzdłu\ ściany, dalej popędzili przez przestrzeń dzielącą ich od pierwszego z
miejskich ogrodów.
Ciągłe krzyki na końcu ulicy wskazywały, \e walka trwała zawzięcie i wściekle. Setki
ludzi odzywających się razem wytwarzało ogłuszający hałas i Conan skrzywił się na myśl o
burzy świszczących strzał, jaka musi przetaczać się przez sad. Zmierć zbiera pewnie krwawe
\niwo wśród broniących się Serotańczyków, mimo \e byli mistrzami w korzystaniu z
czegokolwiek jako osłony. Ale hałas przynajmniej ukrywał ich kroki. Przy takiej wrzawie na
północy miasta, nie jest prawdopodobne, by ktoś patrzył w innym kierunku.
Tak musiało być, bo nie podniesiono alarmu, gdy banda szybko i ukradkiem sunęła
zachodnim krańcem ogrodów; trzymając głowy, poni\ej krawędzi muru.
Gdy zbli\ali się do północnego końca ulicy, mo\liwość odkrycia wzrastała, ale w tym
samym czasie uwaga wrogów była coraz bardziej skupiona na innym kierunku. I choć Conan
oraz jego ludzie o tym nie wiedzieli, tajfun wydarzeń osiągał punkt kulminacyjny.
ROZDZIAA 10
KRWAWY KONIEC
Ronn, który kierował bitwą z dachu trzeciego domu po wschodniej stronie ulicy, zdał sobie
sprawę, \e będzie musiał podjąć bezpośredni atak, by odzyskać sad. Trawiła go niepewność i
wątpliwości. Obawiał się wzmocnienia sił kothyjskimi posiłkami. Aby bronić schodów
musiałby podzielić swoje siły. Nie opuszczała go myśl, \e Conan mimo uwięzienia, mo\e
przechytrzyć ludzi stacjonujących pod wie\ą. Turańczyk nie bał się osobiście Conana, ale
pocił się na myśl o poleganiu na innej ręce ni\ jego własna, w utrzymaniu Cymeryjczyka z
dala od walki. Bał się, \e jeśli bitwa przeciągnie się do zmierzchu, to Kothyjczycy mogą
zrobić wypad pod osłoną ciemności i dopaść najbli\szego domu, z którego nie mo\na by ich
ju\ wyprzeć. Bał się demoralizującego wpływu długotrwałej bitwy na jego ludzi, którym ju\
dawał narkotyki, by rozpalić ich zapał.
Choć czekał raczej na zdziesiątkowanie kothyjskich sił przez ukrytych łuczników, to
postanowił zakończyć wojnę w blasku chwały i krwi. Zdobycie sadu przez Kothyjczyków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]