[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dnie feralne, tylko nie każdy posiada, jak ja, spis tych dni, których strzec się należy, aby w
93
ciągu ich nic ważnego nie przedsiębrać... Ecco! po wtóre, przyjaciel mój dobry, Beroni, człek
niesłychanie mądry, a przechodzący nauką wielu profesorów padewskich, chociaż był całe
życie tylko ubogim bakałarzem szkółki w kwartale San Giorgio... pokój duszy jego... Zanaro
uchylił szlafmycy Beroni powiadał mi, że nie ma nic nieszczęśliwszego, jak gdy człowiek,
który kraj swój opuści i wyrzecze się go, albo sam lub następcy jego powrócić doń zamierzą,
niechybnie naówczas powietrze samo ich zabija.
Zanaro, synu mój! przerwał kapucyn Beroni i ty prawicie wierutne głupstwo.
Ojcze szanowny zawołał Zanaro, całując rękaw habitu ojca Serafina to, co ja powiem,
zwijcie, jak chcecie, ale szanujcie Beroniego, dla którego mam weneracją największą... był to
rzadki człowiek! Nikt się na nim nie znał, prócz mnie!
Mówcież dalej, signor Zanaro ozwał się głos niecierpliwy jak to było...
Historia nader ciekawa, a godną, by ją dla potomności zapisały kroniki weneckie... trage-
dia, że tak rzekę mówi, wzdychając, gospodarz Ecco!
Młody ów Polak miał coś w sobie, co zwiastowało, że go złe jakieś spotkać musi. Na swój
wiek był do zbytku poważny, zamyślony, wstrzemięzliwy, a namiętny w duszy... Zaraz, pły-
nąc tu do Wenecji, na statku Padre Antonio poznał się i pokochał szalenie piękną nadzwy-
czaj Cazitę, córkę kapitana Zeno. Gdyśmy się o tym dowiedzieli, a raczej domyślili tego, gdyż
Polak ów, Wenecjanin razem, był nadzwyczaj skryty, powiedzieliśmy sobie, ja, nieboszczka
żona moja i ta niegodziwa a przebiegła Madelonetta... (która już naówczas, choć nie miała lat
piętnastu, dobrze w oczy mężczyznom patrzała)... zle być musi... zle! zle! Był bowiem tak
oszalał z tej nagłej miłości, która go pochwyciła jak choroba, że na żadną więcej kobietę pa-
trzeć nie chciał. Była tu naówczas signora Zenobia Boccatorta, śpiewaczka, pysznej piękności,
jak dzisiejsza żona moja (lub ta ją bogactwem form i świeżością kolorytu o wiele przechodzi),
ani na nią, ani na uśmiechającą mu się Madelonettę, dzieweczkę nieszpetną i piętnastoletnią,
spojrzeć nawet nie raczył... Ecco!
Na Lido raz w raz do kapitana Zeno... A miał z sobą chłopaka, wyrostka, który też, nie tra-
cąc czasu, znalazł sobie na Merceriach szewcównę, córkę Naniego, o którym wieść chodzi, iż
był także Polakiem, i w tej się też do szaleństwa zakochał, choć podówczas całemu miastu
oprócz ojca wiadomym było, że Vittorini, o którym zaraz obszerniej powiemy, dawno był ją
zbałamucił.
Cazita, córka kapitana Zeno mówił dalej Zanaro z pomocą Anunziaty, ciotki swej, rzu-
ciły urok na bogatego Polaka... Tak jest, panowie! był to urok, a może nawet dały mu pić jaki
filtr miłosny, gdyż stare niewiasty są w tych rzeczach bardzo biegłe... przekonał mnie o tym
Beroni.
Odprawiono zaraz Sabrone, narzeczonego Cazity, któremu Anunziata zaswatała wprędce
piękną Giulią (między nami mówiąc, na jego nieszczęście...), Polak się piorunem oświadczył i
ożenił... Wszyscy naówczas mówili mi: Signor Zanaro... fałszywy wróżbicie, otóż widzisz,
jak się to wszystko złożyło szczęśliwie. A jam odpowiadał z głęboką wiarą w wielkie praw-
dy, których mnie nauczył Beroni: Czekajcie, a patrzcie końca!
Cóż się dzieje! Polak z Cazitą jadą do jego kraju; chłopak zakochany zostaje w Wenecji
przy Nanim i ma się żenić, a ja patrzę i powtarzam: Czekajmy, a patrzmy końca...
Niedługo czekałem, jak luną nieszczęścia... Matko Miłosierdzia, sprawdziły się przepo-
wiednie moje do ostatniej kropelki.
Jak, szanowny panie Zanaro?
Zaraz opowiem wam to poważnie ciągnął gospodarz ecco! Niedługo zabawiwszy w
Polsce, przyciągnął, aby się wyroki spełniły, Polak ów do Wenecji z żoną... Tymczasem ka-
pitan Zeno ze statkiem swym przepadł... ani wieści; miano go za umarłego... odprawiali nawet
za niego nabożeństwa żałobne, świadkiem ojciec Serafin, a nabożeństwa te, zdaniem teolo-
gów, jeśli na drugim świecie nie zastaną duszy, dla której były przeznaczone, idą do po-
94
wszechnej skarbony dla najpilniej ratunku potrzebujących dusz czyśćcowych, gdyż nic prze-
paść nie może...
Kapucyn głową kiwał potwierdzająco.
Gdym Polaka powracającego ujrzał mówił Zanaro utwierdziłem się jeszcze w mnie-
maniu, iż czeka nas rozwiązanie jakieś straszliwe... Miał na czole wypisaną śmierć i niedolę.
Chłopcu też jego u szewca nie lepiej się działo, pchnięty był nożem z rozkazu Vittoriniego,
ledwie się wyskrobał, a dzieweczka od niego i od ojca uciekła i skryła się... Słuchajcie, pano-
wie, tu się dopiero poczyna pełna cudowności przygoda krwawa i łzawa.
Zanaro otarł pot z czoła, upajał się widocznie wymową własną.
Naraz zabity kapitan Zeno powraca i zmartwychwstaje! Znowu zły znak... upiór z dru-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]