[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Po dzisiejszym poranku mam co do tego absolutną pewność.
Caro zbladła, gdyż wreszcie dotarło do niej, co najlepszego zrobiła. Uznała Nicho-
lasa Browna za człowieka życzliwego i pełnego uroku, nawet flirtowali ze sobą, do tego
zaprosiła go na wspólny spacer. Wprawdzie to miała być reakcja na apodyktyczne za-
chowanie Dominica Vaughna, ale w niczym nie zmieniało to faktu, że jednak go zaprosi-
ła. A tymczasem ten mężczyzna był skończonym łajdakiem!
- Jeśli rzeczywiście jesteś tego pewien - powiedziała, mrużąc oczy - to nie rozu-
miem, dlaczego dotąd nie oskarżyłeś go jawnie o ten nikczemny czyn? - Czując się nie-
zręcznie z powodu tak poważnej pomyłki, zamiast obrony spróbowała ataku, ale natych-
miast zorientowała się, że postępuje niewłaściwie, gdy zobaczyła pełne gniewu oczy
Dominica.
- Byłem oficerem w armii królewskiej, Caro, a żołnierz nie staje twarzą w twarz z
wrogiem, dopóki nie zgromadzi przy sobie swoich wojsk, a co jeszcze ważniejsze, nie
usunie z pola bitwy cywilów - tłumaczył.
- Oprócz mnie były tylko dwie osoby - rzuciła lekceważąco.
- A zbiry Browna na pewno czekały w ukryciu, gotowe ruszyć do akcji na pierwszy
sygnał. - Dominic rzucił jej lodowate spojrzenie. - Mój najbliższy przyjaciel już ucierpiał
przeze mnie, nie chciałem, żeby to samo przytrafiło się tobie albo Butlerowi i Jacksono-
wi.
Caro otworzyła szeroko oczy.
R
L
T
- Sądzisz, że lord Thorne został napadnięty przez pomyłkę? Ty byłeś prawdziwym
celem?
- Nie tak to musi wyglądać. Bardziej przychylam się do tego, że Brown prokuruje
zabawę w kotka i myszkę, nęka bliskich mi ludzi, sieje terror, a mnie na razie nie atakuje.
Przyznaję, to dobra taktyka i często bywa skuteczna, przy tym bardzo musi cieszyć kogoś
takiego jak Brown.
- Tym bardziej zatem powinieneś był skonfrontować się z nim dziś rano - upierała
się Caro.
- Brzmi to tak, jakbyś mnie oskarżała o brak odwagi, by stanąć z nim twarzą w
twarz. - zauważył Dominic tonem tak bezwzględnym, jak bezwzględne było jego spoj-
rzenie.
To bardzo niemądre z jej strony, że oskarża go o tchórzostwo, skoro widziała, jak
poradził sobie z trzema młodymi byczkami, którzy zaczepili ich na pogrążonej w noc-
nym mroku ulicy. Skoro bez chwili wahania pośpieszył jej z pomocą podczas bijatyki w
klubie. Skoro wiedziała, że dzielnie walczył podczas wojny z Napoleonem, czego do-
wodem była blizna na jego twarzy.
Głupio się czuła, gdy dotarło do niej, jak fałszywie oceniła Nicholasa Browna. By-
ła zażenowana, że pochlebiało jej zainteresowanie ze strony mężczyzny, o którym teraz
dowiedziała się okropnej prawdy.
Uniosła jednak dumnie głowę.
- Mógłbyś przynajmniej dać mu do zrozumienia, że wiesz o jego sprawkach - po-
wiedziała.
- Och, nie mam wątpliwości, że świetnie o tym wie - odparł ze śmiechem.
- Niby skąd? Przecież byłeś wobec niego bardzo uprzejmy, jakbyś go lubił i sza-
nował. No, może poza tym, gdy sugerowałeś, że łączy nas coś więcej niż pokrewieństwo.
- To prawda, dałem do zrozumienia, że łączy nas coś więcej niż pokrewieństwo,
jak to delikatnie ujęłaś, ale postąpiłem tak, by ostrzec Browna, że jesteś pod moją spe-
cjalną ochroną, więc ma zapomnieć o tym, by w jakikolwiek sposób cię nękać. - Dominic
był wyraznie zdenerwowany. - Co nie znaczy, że sam nie mam ochoty dać ci do wiwatu -
zakończył z wyrazną złością.
R
L
T
Caro drżała coraz bardziej, gdyż uświadomiła sobie zbyt pózno, że niepotrzebnie
wypytywała Dominica, który i tak był już niezadowolony z jej zachowania. Oczy przy-
brały kolor stali, blizna zaczerwieniła się, usta zacisnęły, tworząc wąską kreskę.
Jeśliby tego jeszcze było dla niej za mało, by zrozumiała, że popełniła błąd, to na
pewno upewniło ją w tym spojrzenie w jego oczy, gdy ukląkł na łóżku obok niej i przy-
ciągnął brutalnie do siebie, po czym przycisnął usta do jej ust.
Nie było w tym pocałunku ani subtelności, ani delikatności, ani miłości, tylko siła i
wyładowanie frustracji. I potężna namiętność. Caro wiedziała, że powinna przynajmniej
być przestraszona, o ile nie pełna obawy, gdy tymczasem czuła wyłącznie podniecenie.
Dominic gwałtownym ruchem spuścił stanik jej sukni i koszulkę aż do talii i jesz-
cze niżej, po czym dotknął wargami jej ust, pieszcząc przy tym dłonią pierś.
Caro zapomniała o bożym świecie. Liczył się tylko Dominic. Objęła go i wsunęła
palce w gęste ciemne włosy. Jęknęła, gdy zaczął ssać sutek, przywarła do Dominica ca-
łym ciałem.
Początkowo zamierzał tylko ukarać ją za nieposłuszeństwo, za kwestionowanie je-
go odwagi, ale kiedy zaczął ją pieścić i całować, stwierdził, że tak podniecony nie był
jeszcze nigdy w życiu. W tym zapamiętaniu nie zawahał się ściągnąć w dół sukni, obna-
żając Caro całkowicie. Miała piersi jędrne i sterczące, wąską talię, płaski brzuch i maleń-
ką kępkę ponętnych złotych loczków w intymnym miejscu między udami.
Nie przestawał pieścić wargami, językiem i zębami obu jej piersi, w tym samym
czasie delikatnie rozchylając ręką uda i penetrując palcami wilgotny gorący wzgórek.
Czuł, jak żywiołowo Caro reaguje, posunął się więc do najśmielszej pieszczoty Uniosła
biodra, by jeszcze bardziej się w nią zagłębił. Jednak powstrzymał się.
- Dominicu, proszę! - jęknęła.
Uniósł głowę, żeby spojrzeć w jej zarumienioną, pełną wyrzutu twarz.
- O co prosisz?
Zacisnęła palce na jego ramionach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]