[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dam ci znać, gdy tylko dowiem się czegoś. Skinęła tylko
głową.
- Już jestem trochę spózniony na spotkanie z klientem.
- Więc nie zatrzymuję cię, bo wiem, jak to jest, kiedy ktoś cię
potrzebuje. Nie każ mu czekać dłużej niż to konieczne.
Patrzyła, jak Alex długimi krokami zmierza prosto do wyjścia i
czuła, jakby coś w środku niej umierało.
- Och, Rae. Amy jest taka śliczna! Długo czekaliście na swoje
pierwsze dziecko, ale z jakim skutkiem! - Tess zachwycała się,
patrząc na maleńką buzię z usteczkami delikatnymi jak pączki róży.
- Jest piękna, bo ma urodę po Winnie i tobie. Tess potrząsnęła
głową.
- Zobacz, ma twoją jasną cerę i jasne włosy. Scotty urodził się
niemal całkiem łysy. Pamiętam, że lekarz powiedział: Pani dziecko
ma, tak ślicznie lśniącą główkę. Ja zaś byłam przekonana, że moje
257
RS
dziecko musi urodzić się z taką masą włosów jak Amy, więc
odpowiedziałam mu, że to na pewno nie moje. Cała sala porodowa
ryczała ze śmiechu.
Rae też się roześmiała, po czym pocałowała delikatnie główkę
córeczki.
- Ale teraz Scotty ma takie wspaniałe, naturalne loki. Sądzę, że
będzie wysoki tak jak Winn.
- Już jest drugi pod względem wzrostu w klasie i jest bardzo z
tego dumny. Ale nigdy nie wiadomo, co będzie pózniej. Grant ma
metr siedemdziesiąt siedem i jeśli Scotty będzie też taki wysoki, to na
pewno go zadowoli.
- Jak Scotty'emu podoba się jego nowa nauczycielka?
- Przepada za nią. Ona ma bardzo pogodne usposobienie; jest
całkowitym przeciwieństwem pani Janke.
- A jak ci idzie praca w szkole?
- Dobrze. W tym roku mamy zupełnie niezłe głosy i sporą liczbę
naprawdę utalentowanych uczniów. Myślę o tym, żeby zaraz po
Zwięcie Dziękczynienia przygotować z nimi występ do muzyki
Griega.
-Uwielbiam tę muzykę. -Ja też.
- Masz bardzo ambitne plany. Pewnie będzie mnóstwo
dodatkowych prób po lekcjach, wieczorem...
- Właśnie tego mi potrzeba. Mnóstwa pracy.
- Powinnaś zacząć się z kimś spotykać.
- Rae, przecież jestem mężatką.
258
RS
- Och, na litość boską. Słyszałam, że Grant się z kimś widuje.
Przecież rozprawa była chyba z rok temu.
Tess dokładnie pamiętała, kiedy odbyła się rozprawa. Prawie
pięć miesięcy upłynęło od chwili, gdy pożegnała się z Alexem na sali
sądowej. Od tej pory nie usłyszała od niego ani słowa, nie dał żadnego
znaku życia. Tak jakby został zmieciony z tej planety. A orzeczenie
rozwodu wciąż jeszcze nie zapadło.
- Nie zrobię niczego, co mogłoby narazić mnie na utratę
Scotty'ego.
Był piątkowy wieczór w tygodniu, w którym przypadały
odwiedziny. Tess pocałowała synka na pożegnanie, zanim pojechała
do szpitala, do Rae i Amy.
Piątki bez Scotty'ego były najgorsze. Czuła się, wtedy, jakby
kogoś utraciła. Miała za dużo czasu na rozmyślanie, a wiedziała z
doświadczenia, że nie wolno jej myśleć, jeśli chce jakoś przeżyć czas
odwiedzin. Uznała, że po wyjściu ze szpitala powinna wybrać się na
przejażdżkę w góry.
- Przecież Grant nie wie, co porabiasz.
- Och, oczywiście, że wie. Scotty go o wszystkim informuje,
nieświadomie, rzecz jasna. Zrobię jeden fałszywy krok i on zaraz
zawiadomi sędziego.
- To okropne.
- Sama zobaczysz, jak to jest, kiedy się ma dziecko. Musisz
zawsze pamiętać o tym, że ono wszystko widzi i mówi o wszystkim,
nawet się nie zastanawiając.
- Grant nie ma prawa cię kontrolować.
259
RS
- To już mu weszło w zwyczaj. Wczoraj dostałam kartkę od jego
matki. Pisze, że stara się przebaczyć mi, że zrujnowałam życie jej
syna.
- Dobry Boże! Pewnie spaliłaś tę kartkę.
- Rzeczywiście to zrobiłam.
- No i dobrze. Wiesz, jeśli mam być szczera, to nie wiem, jak ty
to wszystko wytrzymujesz. Winn czasami nazywa cię superbabą.
- Chciałabym, żeby tak było. Złapałabym Scotty'ego i dała
wielkiego susa, na przykład na
Hawaje albo jeszcze dalej, gdzie nie sięga karzące ramię
sprawiedliwości.
- Mhm... - odparła Rae sennym głosem. -Pojechalibyśmy z
wami.
Rae promieniała szczęściem, ale była też zmęczona.
Zaaplikowano jej środek przeciwbólowy, który właśnie zaczynał
działać. Tess pocałowała bratową w czoło i włożyła dziecko do
łóżeczka, stojącego tuż przy łóżku matki.
Patrząc na ten słodki obrazek wróciła pamięcią do dnia, kiedy
urodził się Scotty. Tamtego ranka była szczęśliwa, ale potem
wszystko stało się koszmarem. Ten koszmar ciągnął się dalej, a ona
żyła jakby w pożyczonym czasie, gdyż każdego dnia, w każdej chwili
mogło się okazać, że zabiorą jej syna. Na wszelki wypadek zabraniała
sobie o tym myśleć.
Wyszła ze szpitala, wsiadła do samochodu i bezwiednie
skierowała się w stronę autostrady.
260
RS
Okazało się, że to był błąd. Dochodziła właśnie piąta po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •