[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O, świetnie. I co dalej? Co jeszcze się do diabła wydarzy? Nie czekając na
odpowiedz, wyszedł z kuchni. Słyszałam, jak robi to samo, co ja przed chwilą: podchodzi do
drzwi frontowych i próbuje je otworzyć. Usłyszałam jego kroki, potrząsane drzwi,
przekleństwa, gdy nie udało mu się ich otworzyć.
Ponownie rozległy się jego kroki, zamiast jednak przybliżyć się do kuchni, skierowały się
w górę schodów. McCabe mówił coś, ale nie mogłam dosłyszeć słów. Obrzuciłam wzrokiem
szczątki w kuchni i nagle zachciało mi się śmiać. Złomowisko Mirandy. Witajcie w mojej
kuchni, gdzie znajdziecie zderzak do waszego bmw. Pózniej poczęstuję was obiadem.
Człowiek trochę mniej się boi, kiedy świat jeszcze przed chwilą normalny teraz staje na
głowie.
Skoro Hugh przyszedł na podwórko za domem, to może nadal gdzieś tu jest? Nie miałam
nic do stracenia.
Hugh? Jesteś tam?
Nic.
Hugh? Słyszysz mnie?
Drzwi kuchni uchyliły się. Ale to był McCabe.
Chodz ze mną rzucił. Pospiesz się.
Wyszłam za nim z kuchni i zobaczyłam, że znów wspina się na piętro.
Lubisz lalki?
Pytanie było tak absurdalne i zaskakujące, że stanęłam w połowie schodów.
%7łe co?
Czy lubisz lalki? Pytam, czy je lubisz. W jego głosie brzmiał ton śmiertelnej powagi,
jakby cała sytuacja zależała od mojej odpowiedzi.
Lalki? Nie. Dlaczego?
Zmrużył oczy i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
Naprawdę? Jeśli tak, to niedobrze. Bo one są w tym samym pokoju, co przedtem.
Domyślam się więc, że powtarza się ta sama cholerna kabała! Tylko że tym razem Frances
nas z niej nie wyciągnie.
O czym ty mówisz, McCabe?
Zaraz zobaczysz.
Wtedy przypomniałam sobie.
Czekaj. Kiedyś uwielbiałam lalki. Zbierałam je, jak byłam mała.
Kiedy przemierzyliśmy korytarz, szef policji podszedł do drzwi sypialni i otworzył je na
oścież.
Ktoś tutaj lubi lalki.
Zanim przenieśliśmy się do Crane s View, kupiliśmy sobie nowe łóżko. W sypialni
powinny znajdować się jedynie dwa sprzęty: nasze łóżko i mała skórzana kanapka, którą
trzymałam od wielu lat. Nic więcej.
Tymczasem sypialnia była zastawiona lalkami. Aóżko, kanapa, większość podłogi.
Zabawki czepiały się ścian, wisiały na suficie i stały na parapecie. Zasłaniały prawie całe
światło wpadające przez okno. Setki, może tysiące lalek. Były dosłownie wszędzie. Wielkie,
małe, o twarzach płaskich i okrągłych, z biustem i bez, ubrane w dżinsy, stroje ludowe,
wieczorowe suknie i w błazeńskie kostiumy&
Wszystkie miały jedną twarz moją.
Zostaw mnie samą, Frannie.
Co?! Zwariowałaś?
Chcą tego. Chcą, żebym została sama.
Spojrzał na mnie z wyrzutem, ale milczał.
Frances miała tę samą przygodę , zgadza się? Właśnie w tym pokoju. To samo. Czy to
też były lalki?
McCabe spuścił wzrok.
Nie. Ludzie. Ludzie, których znała z dawnych czasów. Tak twierdziła.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, gdyż odezwał się pierwszy głos. Dziecięcy głosik, do
którego dołączały kolejne, tak że po chwili zalała nas ogłuszająca kakofonia głosów. Staliśmy
w drzwiach, zasłuchani, aż wreszcie zaczęłam rozróżniać niektóre z nich.
Czemu musimy zawsze chodzić do cioci Mimi? Ona śmierdzi. Przecież obiecałaś, że
kupisz mi psa.
Tatusiu, czy gwiazdy są zimne czy gorące?
I tak dalej. Jedne były czyste i wyrazne, inne rozpływały się w szumie tonów, jęków i
szeptów. Ale wiedziałam już. Wszystkie te słowa i zdania były moje, wypowiedziałam je
różnymi głosami, które zmieniały się, w miarę jak dorastałam. Pierwszym zdaniem, jakie
rozszyfrowałam, było pytanie o gwiazdy. Zwietnie je pamiętałam, gdyż mój ojciec, astronom,
uwielbiał je j powtarzał znajomym przez całe moje dzieciństwo.
Ciotka Mimi naprawdę śmierdziała. Odwiedziny u niej stanowiły dla mnie istną torturę.
Rodzice w końcu się ugięli i dali mi psa, którego po trzech tygodniach mi skradziono.
Miałam wówczas dziewięć lat.
Gdybym została w sypialni dostatecznie długo, przypuszczam, że usłyszałabym wszystkie
słowa, jakie w życiu wyrzekłam. Zamiast patrzeć na przesuwające mi się przed oczami życie,
słyszałam słowa. Choć niektóre trącały struny pamięci, większość była pustym słowotokiem z
dwunastu tysięcy dni przeżytych na ziemi. Czytałam gdzieś, że człowiek wypowiada za życia
około miliarda słów. Teraz słyszałam je wszystkie naraz.
Wyjdz stąd. Zaczekaj na dole.
Miranda&
Proszę cię, Frannie. Wyjdz.
Zawahał się, a potem położył rękę na klamce.
Będę na korytarzu. Przed sypialnią. Jeżeli będziesz mnie potrzebować.
Dobrze. W porządku.
Drzwi zamknęły się za nim i w pokoju nastała cisza.
Mirando, czy wyświadczysz mi wielką przysługę? Ledwie przed kilkoma sekundami
panowała tutaj taka wrzawa, tak wiele głosów zderzało się z sobą, że owo proste pytanie,
wyrosłe z nagłej ciszy, budziło szczególny niepokój. Tym bardziej, że zadał je mężczyzna o
jakże znajomym głosie.
Jasne. Wymasować ci plecy?
Nie. Chciałbym, abyś poszła ze mną do apteki.
Teraz? Psie, zlituj się. Za parę godzin muszę być na lotnisku, a wiesz, ile mam jeszcze
spraw na głowie.
To ważne, Mirando. To bardzo ważne dla mnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]