[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Strzała ugodziła Przedsława w kolano. Czarne i czerwone płaty zawirowały przed jego
oczyma, a przerazliwy ból rozluznił mu członki. By nie upaść, wsparł się na mieczu, ale w tej
chwili dojrzał błysk brzeszczotu na głową i to było ostatnie, co zapamiętał.
Upadek wodza dostrzegło kilku polskich wojów; rzucili się z pomocą, ale nim dobiegli,
obskoczeni ze wszystkich stron, legli pod ciosami. Przedsław pozostał sam, ale nie wiedział o
tym.
Zbudził go świdrujący ból w głowie huczał mu wodospad. Przez ogłuszający szum
słyszał pojedyncze słowa, ktoś wymienił jego zawołanie. Potem znowu ból, od którego świat
sczerniał, a zimny pot oblał zdrętwiałe ciało. Jakby zza ściany doszło go przekleństwo:
Psiamać! Grot ostał. Siedzi w kości po zadziorę. Potem znów Przedsław spadał
gdzieś w nieznaną głębię. Nad leżącym stał sam Borcho i mówił:
Opatrzyć go i pod dach zanieść. Ktoś ze starszyzny, miarkując po znaku Aabędz.
Ród możny, z duńskich królów się wiodą. Albo wykupią swojaka, albo na wymianę zda się.
Ale Przedsław tych słów nie słyszał. Szum w potłuczonej głowie malał, ale wzmagała się
gorętwa. Zrazu ostry, łamiący ból w kolanie przechodził w palenie obejmujące całą nogę i
posuwające się coraz wyżej. Zwidy i majaki mieszały się z rzeczywistością, której poczucie
tracił coraz bardziej. Nie zdawał sobie już sprawy z czasu. Widziało mu się, że poległ,
znajduje się w piekle i płomień, który ogarniał jego ciało, palić go będzie przez wieczność.
Potem znów chwila ulgi, gdy go ktoś poił, choć napój był cierpki i gorzki. Po członkach
rozchodziła się omdlałość, płomień, który czuł w ciele, zobaczył przed sobą, a dokoła snuły
się nieznane postacie. Diabły!" pomyślał i włos zjeżył mu się z przerażenia.
W głowie kręciło mu się, ale czuł, jak go chwytają, i nagle ból tak straszliwy, jakiego
nigdy jeszcze nie poczuł, przywrócił mu zmysły. Wyprężył się, ale nie mógł się poruszyć.
Wyszczerzył zęby i zawył jak potępieniec, a wycie to świdrowało mu jeszcze w uszach, gdy
nagle bez przejścia runął w przepaść nieświadomości.
Budził się pomału, jakby się z trudem wydobywał z czarnej i gęstej cieczy. Pustą jego
głowę, kropla po kropli, wypełniać zaczynała świadomość, a wraz z nią wracał palący i tępy
ból, przybierający coraz na sile, ale tkwiący wyraznie w nodze. Wreszcie ból stał się tak
przerazliwy, że Przedsław krzyknąć i otworzył oczy. Pomarszczona twarz kobieca pochyliła
się nad nim, a starczy głos odezwał się:
Leżcie! Najgorsze już za wami. Teraz jeno cierpliwości.
Co ze mną? wyszeptał spalonymi wargami.
Ogień się w was od rany zapalił. Ale ogień na ogień! Rozpalonym nożem nogę wam
ucięli i wygoi się. Jeszcze obaczycie swoich, bo na zamianę lub wykup Borcho was leczyć
kazał.
Zgrzybiałą ręką gładziła jego zroszone potem czoło. Zamknął oczy i zaciskając zęby,
starał się zebrać zmysły. Nogę przecie czuje, jakby ją ktoś łamał i palił, i miażdżył. Po chwili
wyszeptał: Pomóżcie mi się dzwignąć. Podtrzymała mu głowę i wówczas uwierzył. Nogi
nie było. Opadł na posłanie i patrzył suchymi oczyma w powałę. Najgorsze już za nim?! A
przed nim kalectwo i niewola!
Wolej bym poległ syknął.
Stara niewiasta wstała i podając mu napój, rzekła:
Tak ono wojacy! Jeno polec umieją lub ubić drugiego. A nie baczą, że ostawia kogo,
kto czeka ich powrotu i rad by choć bez rąk i nóg ich ujrzał.
Przedsław pomyślał o swoich i zacisnął zęby. Po chwili odparł:
Nic im już po mnie i czekać nie mają na kogo. Kiwała siwą głową na suchej szyi.
Co wy wiecie? Mężowie muszą walczyć, a niewiasty płakać. Taka dola.
Poprawiając mu posłanie, ciągnęła:
Trudniej ból cierpieć, niż go zadawać. Ale wy o tym nie myślicie, my jeno.
Ból umiem ścierpieć szepnął. Jeno niedołęstwo... i niewola.. Od wyrostkam
wojował zawsze i nic innego czynić nie zdolę... a tegom się jeno dorobił wskazał na nogę.
Ród o mnie nie stoi, wykupić się nie mam za co...
Położyła palec na ustach:
Tego nie gadajcie nikomu. Na przedaj za niewolnika niezdatniście, sczeznąć by wam
przyszło. A póki życia, zawżdy się coś może zmienić. Ja ćwierć wieka czekam już na
jedynego syneczka, co na was poszedł... i... nie wrócił.
Podała mu znowu napój, mówiąc:
Pijcie! To na sen. Trochę bólu prześpicie, a może się co dobrego choć przyśni.
Wypił i szepnął:
Dlaczego pomagacie?
Chyba tam i memu synkowi ktoś rękę podał pomocną: wżdy jedną mową mówimy.
Ale jeśli go i ziemia pokryła suchy szloch ścisnął ją za gardło niechże z krwi nienawiść
nie rośnie, bo nie będzie kresu nieszczęściom, aż nas obca przemoc pogodzi.
V. NAGRODA I KARA
Książę, odprowadziwszy wojska na bezpieczną odległość, zboczył z białogrodzkiego
gościńca w lasy, by wśród nich stanąć obozem. Mimo że dana Swatoborowi nauczka na długo
winna wystarczyć, zły był Bolko i zgryziony. Właściwego celu wyprawy chybił, a utracił
najlepsze siły. Nastrój księcia odbijał się na wojsku, toteż nie było w obozie wesołości, jaka
zwykle po zakończeniu ciężkich walk panuje, jeno przygnębienie i znużenie nadmiernym
wysiłkiem. Bolko nie zwykł ukrywać swego niezadowolenia, a w karaniu, równie jak i w
nagradzaniu, nie znał pomiarkowania. Całą zdobycz złożyć kazał w szałasie koło swego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]