[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teraz spokój i cisza. Został jednak w stajni i spoza boksu
obserwował zwierzęta. Po jego minie Mercy poznała, że
nadal trochę się niepokoi o ich zdrowie. Czas płynął. Od
porodu upłynęła już co najmniej godzina.
Ryzykant, który dotąd siedział cicho na uboczu, pod
szedł i usiadł u ich stóp.
- Dobry piesek - powiedział Grant i podrapał go za
uchem, nie spuszczając wzroku z klaczy i zrebięcia.
- Więcej niż dobry. - Mercy przykucnęła przy ow
czarku i spojrzała mu w kolorowe oczy. - Spisałeś się
wspaniale.
Ryzykant zaskomlał cicho, jakby wiedział, że głośne
szczekanie jest teraz niepożądane. Był to jednak bez wąt
pienia dzwięk przyjazny, więc Mercy pogłaskała go po
łbie. Pozwolił jej na to, więc chyba nawet on zrozumiał,
że chwila jest wyjątkowa.
- Mercy...
Wyprostowała się. Grant nie patrzył na nią, lecz na
konie. Miał tak zadowoloną minę, że podążyła za jego
wzrokiem. yrebię stało, szeroko rozsunąwszy kopyta, ko
łysząc się niezdarnie na patykowatych nogach. Z trud
nością, ale jednak stało.
Nagle bezwładnie osunęło się na ziemię. Mercy jęk
nęła z rozpaczą, ale Grant położył jej rękę na ramieniu,
dodając otuchy. W tej samej chwili klaczka znów się pod
niosła i tym razem już nie upadła.
- Dobrze - stwierdził z zadowoleniem. - Była po
prostu zmęczona wydobywaniem się na świat. Chyba
wszystko jest w porządku. Jeśli jeszcze znajdzie jedze
nie...
yrebię wykonało kilka nieudanych prób, ale zachęcane
cichym rżeniem matki, w końcu znalazło drogę do zródła
mleka i zaczęło ssać. Ostatnia przeszkoda została poko
nana. Mercy poczuła, jak z Granta opada napięcie.
Zerknęła na jego twarz. Uśmiechał się łagodnym, peł
nym zadowolenia uśmiechem. Ten widok sprawił, że coś
jej w środku zadrżało. Dwanaście lat temu powiedziała
Kristinie, że podoba jej się uroda Granta, ale także jego
charakter. Przyjaciółka jej wtedy nie uwierzyła, ale Mercy
już wtedy wiedziała, że Grant jest bardzo dobrym czło
wiekiem.
Gdy teraz na nią spojrzał, coś w wyrazie jej twarzy
przykuło jego uwagę. Zrobił nieco zdziwioną minę. Nagle
Mercy gwałtownie się odwróciła i wybiegła ze stajni.
Chciała ukryć łzy, które zaczęły spływać po jej policz
kach.
To była najpiękniejsza Wigilia, jaka jej się w życiu
przydarzyła.
ROZDZIAA DZIESITY
- Zostało jeszcze trochę tego owocowego napoju?
Pytanie dobiegło z salonu. Nie zdziwiła się, że Grant
wcale nie był zmęczony, mimo przeżyć tej nocy. Ona
również nie była śpiąca, jakby cud życia, który zdarzył
się na jej oczach, dodał jej sił.
- Właśnie go podgrzewam! - zawołała i dodała za
czepnie: - Widzę, że rzeczywiście lubisz moczyć się dłu
go pod prysznicem. Już się bałam, że będę musiała tam
wejść i sprawdzić, czy jeszcze żyjesz.
- Szkoda, że tego nie zrobiłaś.
Jego głos brzmiał zmysłowo i sugestywnie - i rozległ
się tuż za nią. Mercy podskoczyła zaskoczona. Znowu
udało mu się podejść do niej niepostrzeżenie. Naj
wyrazniej straciła zawodową czujność. Pewnie jest tu
zbyt odprężona i rozluzniona.
Odwróciła się i wszystkie myśli natychmiast wylecia
ły jej z głowy.
Grant stał tuż obok niej, ubrany jedynie w dżinsy. Na
jego szyi wisiał ręcznik, włosy miał nadal mokre, gładko
zaczesane do tyłu, co podkreślało zdecydowany zarys je
go szczęki. Był boso, co trochę tłumaczyło, dlaczego nie
usłyszała jego kroków. Nic jednak nie mogło wytłuma
czyć bicia jej serca i zachłanności, z jaką wpatrywała się
w jego umięśnione ramiona. Może jedynie to, że Grant
był jedynym mężczyzną, który naprawdę ją poruszał, te
raz i przed laty.
Szkoda, że tego nie zrobiłaś"...
Te wypowiedziane cicho słowa odbiły się echem w jej
głowie, przywołując zapierające dech w piersi obrazy.
A Grant, jakby czytał w jej myślach, podszedł bliżej
i przyparł ją do kuchennej szafki.
- Mogłaś do mnie dołączyć - powiedział jeszcze bar
dziej prowokacyjnie.
Głośno wciągnęła powietrze. Wiedziała, że wpatruje
się w niego rozszerzonymi oczami, ale nic nie mogła na
to poradzić. Dotychczas jej się to nie zdarzało, ale teraz
wyobraznia podsuwała jej bardzo wyrazne i zmysłowe
obrazy jej samej wchodzącej pod prysznic, gdzie czekał
Grant. Wyobrażała sobie wodę spływającą po jego ciele,
śliską skórę pod swoimi dłońmi...
Zacisnęła ręce, aż paznokcie wbiły się w skórę, jakby
chciała się powstrzymać przed dotknięciem Granta. Miała
wielką ochotę położyć dłonie na jego piersi, która znaj
dowała się tak blisko, że czuła bijące od niej ciepło. Ale
przecież ostatnim razem odsunął się od niej i nie wie
działa, czy jeszcze raz zniosłaby takie rozczarowanie.
- Patrz tak na mnie, a za chwilę wrócimy do tego,
co zaczęliśmy wczoraj - powiedział zmienionym głosem.
- Ale... - Zabrakło jej tchu.
- Zmieniłaś zdanie, Mercy? - zapytał lekko zdyszanym
głosem.
Gdyby potwierdziła, wszystko urwałoby się natych
miast. Takie przekonanie zakiełkowało w głębi jej duszy.
Kiedyś wierzyła we własną odwagę, w tej chwili nie była
już jej taka pewna. Nigdy jednak nie straciła wiary w ho
nor Granta. Nigdy nie narzucałby się żadnej kobiecie ani
nie uwiódł niezdecydowanej, chociaż dobrze wiedział, że
wystarczyłby jeden pocałunek...
Jednak gdyby oznajmiła, że zmieniła zdanie, skłama
łaby.
- Ale to ty się wycofałeś - przypomniała mu i trochę
się przestraszyła. Co też ona wyprawia? Powinna przecież
uciec do swojej sypialni i zamknąć za sobą drzwi. Cho
ciaż żadne drzwi nie były na tyle mocne, by odciąć ją
od uczuć do tego człowieka.
- Wycofałem się, ponieważ wydawało mi się, że kie
rują nami niewłaściwe pobudki. Ty chciałaś... dokonać
afirmacji życia na przekór śmierci. Bałem się, że potem
będziesz żałować.
- W takim razie dlaczego...
- Ponieważ teraz wydaje mi się, że chcesz cieszyć
się nowym życiem - powiedział głosem, od którego prze
biegł ją dreszcz.
Gdy ją przytulił, zadrżała, choć wcale nie było jej
zimno.
- W stajni widziałem twoją twarz, Mercy - powie
dział. - Poczułaś, że zdarzył się cud, prawda? Nowe życie
zastąpiło stare, nieprzerwany krąg... Nieważne, czy cho
dzi o ludzi, czy zwierzęta. Wygląda to tak samo. Zycie
toczy się dalej. I ty będziesz dalej żyła. Dzisiaj zdałaś
sobie z tego sprawę, prawda?
O dziwo, jego spostrzegawczość wcale jej nie zasko
czyła.
- Tak - potwierdziła cicho. - Nigdy nie przestanie
mi brakować Nicka, ale będę żyła dalej. Jestem mu to
winna. Zycie jest tego warte.
- Nie tylko będziesz żyła dalej. Znajdziesz również
szczęście. Wrócisz do pracy, będziesz czerpać z niej za
dowolenie. Czas uleczy rany. Owszem, zostanie blizna,
ale ból już nigdy nie będzie taki silny.
- Pragnę cieszyć się życiem... - powtórzyła szep
tem.
- Tak. I trudno o lepszy powód do...
Wiedziała, że zaraz ją pocałuje. Jej ciało zareagowało
błyskawicznie, jakby od lat czekało na ten pocałunek.
Jednocześnie czuła, że wszystkie fantazje zadurzonej na
stolatki nie były nawet bladym cieniem rzeczywistości.
Nic nie mogło jej przygotować na jego bliskość, dotyk
jego ust i języka.
Nie podejrzewała nawet, że coś takiego jest możliwe.
Sądziła, że zna swoje ciało i jego reakcje, przecież starała
się utrzymać je w jak najlepszej kondycji, wystawiała je
na próby, poddawała stresom, psychicznym i fizycznym.
Myślała, że zna granice swoich doznań.
Kiedy Grant ją pocałował, przekonała się, że nie ma
takich granic. Z cichym pomrukiem otoczył ją ramionami
i przyciągnął do nagiej piersi. Westchnęła głęboko, czu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]