[ Pobierz całość w formacie PDF ]
góry.
Pomyślał nagle o czymś innym.
Salene... Czy ona...? zapytał starając się nie patrzeć Polthowi w oczy.
Nie tknęły jej. Nie wyszła jednak bez szwanku.
Zayl odwrócił się tam, gdzie widział ją po raz ostatni, i zrozumiał słowa ochroniarza.
Salene stała wyprostowana, ściśle obejmując się ramionami. Patrzyła tępo na zabitą przez siebie
bestię. Pojął, że był to pierwszy raz, kiedy odebrała życie jakiejś istocie. Nie miało znaczenia, że
pozbawiła życia atakującego ją potwora.
Zabierzmy ją na górę, do łóżka zasugerował Zayl. Znajome otoczenie pomoże jej
dojść do siebie. Idz z nią. Ja zaraz do was dołączę.
Zgoda.
Humbart leżał zwrócony oczodołami ku górze. Mamrotał cicho. Większość z tego, co mówił,
dotyczyła pragnień, by posiadać ramię, dobry miecz i nogi. Skoro złorzeczył, nic mu się nie stało.
Rathmita mszył więc najpierw po swój sztylet, tkwiący nadal w ciele potwora. Gdy po niego szedł,
nastąpił na rozmazany w czasie walki kredowy znak.
Czekaj, proszę, posłuchaj, czekaj, proszę, słuchaj, czekaj, zatrzymaj się, proszę...
Nagły, głośny głos, który rozległ się w głowie nekromanty, przyprawił go o kolejny atak bólu.
Skupił się i zastawił psychicznymi tarczami, dzięki którym brzmienie głosu stało się możliwe do
zniesienia.
On szuka księżyca on szuka księżyca on ma go lecz to nie księżyc ale to jest księżyc
jeśli księżyc dostanie księżyc pająk powróci.
Zayl starał się zrozumieć cokolwiek z gwałtownego potoku słów. Wiedział też, do kogo należy głos.
Riordan Nesardo odpowiedział w końcu na wezwanie. Nie pojawił się jednak pod spodziewaną
postacią ani nie odpowiadał na pytania, które chcieli mu zadać. Ton, jakim mówił, zdradzał jednak,
że to, co przekazywał, było ostrzeżeniem. Pilnym ostrzeżeniem i ważniejszym niż wszystko inne.
Co chcesz mi powiedzieć? zapytał w myślach nekromanta. Jaki księżyc? Jaki
pająk?
Obok krypty, w której pochowano męża Salene, pojawił się niewyrazny, mglisty kształt.
Pajęczy księżyc pajęczy księżyc pajęczy księżyc księżyc pająk księżyc pająk księżyc
pająka księżyc pająka czas nadejdzie, gdy Astrogha nadejdzie...
Astrogha? Imię zabrzmiało znajomo. Pajęczy księżyc?
Zayl!
Riordan zniknął z umysłu nekromanty. Mglista postać rozwiała się w powietrzu. Zayl usłyszał
przekleństwo Poltha i zrozumiał, że to Salene go zawołała.
Uwaga, druhu usłyszał głos Humbarta wróciły!
Silne ramiona pochwyciły Rathmitę i odrzuciły daleko do przodu. Zayl wylądował na ciele pajęczej
bestii. Dłoń nekromanty prześlizgnęła się po rękojeści sztyletu. Wiedziony instynktem, chwycił
mistyczną broń, wyciągnął ją i błyskawicznie odwrócił się, by zobaczyć, co się dzieje. Jeszcze nim
skończył obrót, odpowiedział mu wypełniający kryptę skrzek. Upiór powrócił i zaatakował
oszołomionego nekromantę, lecz Polth chwycił go i odrzucił w bok na czas. Ochroniarz stał
wyzywająco z mieczem w ręku. Upiór uderzył wprost w niego. Przed takim atakiem mógł
próbować się bronić mag, lecz nie wojownik. Upiór przeleciał przez ciało Poltha, tnąc go
szponiastymi skrzydłami.
Olbrzym krzyknął. Jego ciało przeszył dreszcz, a skóra wyschła. Miecz wypadł z łamiących się
palców. Wysuszone na wiór ciało Poltha zamieniło się w pył, zanim jeszcze zdążyło opaść na
posadzkę krypty. Po chwili leżał nań jedynie szkielet.
Istota nie przerwała ataku. Nadal była głodna. Na wprost niej stała Salene, sparaliżowana widokiem
śmierci swego wiernego sługi.
Zayl wyciągnął przed siebie sztylet, trzymając go ostrzem w dół. Wypowiedział zaklęcie
najszybciej, jak mógł. Polth padł na jego oczach. Nie mógł pozwolić, żeby taki sam los spotkał
Salene.
Blade światło wystrzeliło ze sztyletu w stronę upiora, otaczając go i oplatając niczym pajęczyna.
Zjawa zaskrzeczała, nadal zbliżając się do stojącej jak wryta kobiety. Był już niecały jard od niej.
Ulth i Rathma Syn! wykrzyknął nekromanta.
Zwiatło cofnęło się z powrotem do sztyletu, pociągając za sobą szarpiące się widmo. Stwór wył,
bijąc skrzydłami tak mocno, jak tylko potrafił, lecz nie mógł się uwolnić. Zayl zadrżał z wysiłku.
Zaklęcie, którego użył, czerpało swą moc z jego własnej duszy. Gdyby jednak tego nie zrobił, upiór
dopadłby i Salene, i jego samego, tego nekromanta był pewny.
Czar stanowił odmianę zaklęcia używanego przez nekromantów do przywracania sobie energii za
pomocą wysysania życia przeciwnika. Użycie go wiązało się zawsze z dużym ryzykiem, gdyż
czerpiąc z cudzej esencji życiowej, można było przenieść na siebie cechy adwersarza. Zayl znał
legendy o Rathmitach, którzy przeistoczyli się w swych pokonanych wrogów, o nekromantach,
którzy przeszli na stronę Piekła, potem zaś zostali zgładzeni przez własnych braci. To, czego
spróbował teraz, było jeszcze bardziej ryzykowne. Połączył wysysanie życia z innym zaklęciem,
zazwyczaj stosowanym do zawładnięcia ciałami niedawno zmarłych. Gdyby użył go na zwykłym,
słabym duchu, ryzyko byłoby niewielkie. Teraz jednak stosował je przeciwko jednemu z najbardziej
złowrogich nie umarłych. Co gorsza, energia, którą odbierał upiorowi, osłabiała go. Zayl nie
odbierał zjawie życia, tylko nie życie, stanowiące jej istotę. Chłód, który go przepełnił, był zbyt
silny nawet dla nekromanty.
Zjawa minęła to, co zostało z Poltha, i zbliżała się do ostrza. Zayl zacisnął zęby. Chciał użyć
jeszcze jednego, ostatniego zaklęcia, lecz czekał, aż dostatecznie opanuje upiorny cień. W
przeciwnym razie jedynym skutkiem zaklęć byłaby śmierć arystokratki i jego samego.
Bliżej... bliżej...
Już!
Strażnik Równowagi skupił się na szczątkach ochroniarza.
Zwłoki Poltha eksplodowały. Wybuch wziął swą siłę z przedśmiertnej trwogi mężczyzny. Zayl
skierował energię wybuchu na widmo.
Wzmocniona przez nekromantę energia śmierci ogarnęła zjawę, spalając ją do cna. Upiór wydał
ostatni, gniewny skrzek i zniknął bez śladu.
Zayl spróbował pozbyć się niosącej śmierć energii, odebranej potworowi. Bez skutku. Poczuł, jak
pochłania go śmierć.
Ostatnią rzeczą, jaka do niego dotarła, był krzyk Salene.
***
Gdy Salene Nesardo kazała Polthowi pójść za Zaylem po spotkaniu w gospodzie Pod Czarnym
Baranem, nie była jeszcze pewna, co powinna myśleć o bladym, ciemnowłosym nekromancie.
Skorzystanie z jego usług wydawało jej się dobrym pomysłem, mimo że w dzieciństwie duży
wpływ miała na nią nauka Kościoła Zakarum. Na jej decyzją mógł mieć wpływ również fakt, że
posiadała magiczny dar, który nazbyt często wydawał jej się klątwą. Być może też, gdy
arystokratka spojrzała w szare oczy nekromanty, zobaczyła w nich człowieka. Plotki i legendy
głosiły, że nekromanci są nikczemnymi hienami cmentarnymi, że wszyscy oni to sprzymierzeni z
siłami zła czarnoksiężnicy. Jednak Salene dostrzegła w Zaylu coś zupełnie innego. Co więcej,
dostrzegła w nim to, co przeglądając się w lustrze, widziała też w sobie. Zobaczyła w nim niemą
determinację, każącą doprowadzić do końca raz rozpoczęte dzieło, bez względu na konsekwencje,
jakie można przy tym ponieść.
A teraz Zayl niemal zginął z jej powodu.
Leżał w przygotowanym przez nią łóżku. To był pierwszy raz, kiedy z niego skorzystał. Wyciągnęła
go z krypty, po schodach, najdelikatniej , jak potrafiła. Za bardzo się bała zostawić go samego, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]