[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Po co?.. - wtrąciła Tafet. - Ona jest zdrowa, pawica moja... jej trzeba tylko odpocząć... A lekarze
egipscy wpędzą ją w prawdziwą chorobę...
Książę nawet nie spojrzał na gadatliwą kobietę.
- To był mój najszczęśliwszy miesiąc z tobą - mówiła Sara tuląc się do Ramzesa - ale nie przyniósł mi
szczęścia.
Na statku królewskim zatrąbiono powtarzając sygnał dany w górze rzeki.
Sara wstrząsnęła się.
- O, czy słyszysz, panie, te straszne głosy?... Słyszysz i uśmiechasz się... i biada mi, wyrywasz się z
moich objęć... Kiedy trąbki wołają, nic cię nie zatrzyma, a już najmniej twoja niewolnica...
- Chciałażbyś, ażebym zawsze słuchał gdakania kur folwarcznych?.. - przerwał zniecierpliwiony książę.
- Bądz zdrowa i wesoło czekaj na mnie...
Sara wypuściła go z objęć i spojrzała tak żałośnie, że następca złagodniał i pogłaskał ją.
- No, bądzże spokojna... - mówił. - Boisz się głosu naszych trąb... Alboż one wtedy złą były wróżbą?...
- Panie - odezwała się Sara - ja wiem, że oni cię tam zatrzymają... Więc zrób mi ostatnią łaskę... Dam
ci - mówiła szlochając - dam ci klatkę gołąbków... One tu urodziły się i porosły... Więc... ile razy
wspomnisz o słudze twej, otwórz klatkę i wypuść jednego ptaka... On mi wiadomość przyniesie od
ciebie, a ja... ucałuję go... upieszczę, jak... jak... No, już idz!
Książę uścisnął ją i wyszedł do statku polecając swojemu Murzynowi, aby zaczekał na gołębie Sary i
dopędził go w lekkim czółnie.
Na widok następcy odezwały się bębny i piszczałki, a osada podniosła wielki krzyk. Znalazłszy się
między żołnierzami, książę głęboko odetchnął i przeciągnął ręce, jakby uwolnione z powrozów.
- No - rzekł do Tutmozisa - dokuczyły mi już baby, i %7łydzi... Ozirisie!... lepiej każ mnie natychmiast
upiec przy wolnym ogniu, ale nie osadzaj drugi raz na folwarku.
- Tak - potwierdził Tutmozis - miłość jest jak miód: ze smakiem można jej kosztować, ale niepodobna
kąpać się w niej. Brr!... aż mnie ciarki przechodzą, kiedy pomyślę, żeś blisko dwa miesiące spędził
karmiony pocałunkami wieczór, daktylami z rana, a oślim mlekiem w południe...
- Sara jest bardzo dobra dziewczyna - wtrącił książę.
- Ja też nie mówię o niej, tylko o tych %7łydach, którzy obsiedli folwark jak papyrus moczary. Czy
widzisz, że jeszcze wyglądają za tobą, a może nawet zasyłają ci pozdrowienia... - prawił pochlebca.
Książę z niechęcią odwrócił się w inną stronę, a Tutmozis wesoło mrugnął na oficerów, jakby chciał im
dać do zrozumienia, że Ramzes nieprędko rzuci ich towarzystwo.
Im bardziej posuwali się w górę rzeki, tym gęściej było ludu na obu brzegach i czółen na Nilu, tym
więcej płynęło kwiatów, wieńców i bukietów rzucanych pod statek faraona.
O milę za Memfisem stały ciżby z chorągwiami, bogami i muzyką i rozlegał się wielki gwar, podobny do
zgiełku burzy.
- Otóż i jego świątobliwość! - zawołał radośnie Tutmozis.
Oczom patrzących ukazał się jedyny widok. Zrodkiem szerokiego zakrętu płynęła ogromna łódz
faraona, z przodem podniesionym jak łabędz. Z prawej i lewej strony, niby dwa olbrzymie skrzydła,
sunęły niezliczone łódki poddanych, a z tyłu, niby bogaty wachlarz, roztaczał się orszak władcy Egiptu.
Kto żył - krzyczał, śpiewał, klaskał lub rzucał kwiaty do stóp panu, którego nawet nikt nie widział. Dość
było, że nad złocistym namiotem i pękami strusich piór powiewała czerwono-niebieska chorągiew, znak
obecności faraona.
Ludzie w łódkach byli jak pijani, ludzie na brzegu jak oszaleli. Co chwilę jakieś czółno potrącało lub
wywracało inne i ktoś wpadał w wodę, z której na szczęście uciekły krokodyle spłoszone niebywałym
hałasem. Na brzegach popychano się, nikt bowiem nie patrzył na sąsiada, na ojca, na dziecko, ale
obłąkane oczy wlepiał w złocisty dziób łodzi i namiot królewski. Nawet ludzie tratowani, którym
rozhukany tłum bezmyślnie gniótł żebra i skręcał stawy, nie mieli innego okrzyku nad ten:
- %7łyj wiecznie, władco nasz... Zwieć, słońce Egiptu!..
Szał powitalny niebawem udzielił się i łodzi następcy tronu: oficerowie, żołnierze i wioślarze, zbici w
jeden tłum, krzyczeli na wyścigi, a Tutmozis zapominając o następcy tronu wdarł się na wysoki przód
statku i o mało nie wleciał w wodę.
Wtem z królewskiej łodzi zatrąbiono i po chwili odpowiedziała trąbka ze statku Ramzesa. Drugi sygnał i
- czółno następcy przybiło do wielkiej łodzi faraona. Jakiś urzędnik wezwał Ramzesa. Między statki
rzucono cedrowy mostek z rzezbionymi poręczami i - książę znalazł się wobec ojca.
Widok faraona czy burza okrzyków huczących dookoła tak oszołomiły księcia, że nie mógł wypowiedzieć
ani słowa. Upadł ojcu do nóg, a pan świata przycisnął go do swej boskiej piersi.
W chwilę pózniej podniesiono boczne ściany namiotu i cały lud z obu brzegów Nilu ujrzał swego władcę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]