[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zacumowała łódz, albo... wcale.
- Co? Coś ci przyszło do głowy?
- Może to nic, ale...
- Gaby!
- Po prostu przypomniało mi się, jak zrobiliśmy sobie piknik i łódka omal nam
nie uciekła...
- Sądzisz, że mogła zapomnieć ją uwiązać?
- Myśl, Luke! Była taka zachwycona tamtym miejscem. Może tam wróciła?
121
S
R
- Ben! - zawołał. - Płyń w górę rzeki!
Stali na promie objęci i niespokojni. W końcu dotarli na miejsce. Luke
pośpiesznie wyskoczył z łodzi.
Gaby patrzyła, jak brnął ku brzegowi, coraz bardziej przerażona. Złapała
porzuconą latarkę i niewiele myśląc, wyskoczyła za nim. Woda była zimna jak lód.
Gaby wydała zdławiony okrzyk, ale brnęła za Luke'em, który wypatrywał córki.
- Aap! - Rzuciła mu latarkę.
- Nie pamiętam, gdzie to było! - zawołał po chwili. - Wszystko wygląda
inaczej niż za dnia.
- Luke, nie idz tak szybko...
Uderzyła golenią o coś twardego i straciła równowagę. Instynktownie
próbowała podeprzeć się dłońmi i w efekcie zdarła sobie z nich skórę, ale nie
krzyknęła. Myślała tylko o Heather.
- Gaby?
- Tu jestem. Potknęłam się o jakiś cholerny kamień.
Krążek światła podskoczył jak spławik, kroki wyraznie się zbliżyły.
Machnęła, by szedł dalej, ale on podbiegł do niej i spytał bez tchu:
- Skaleczyłaś się?
- Tak. Nie. Mniejsza o to. Patrz, tu było ognisko.
- Jesteś pewna?
- Tak!
- Masz rację! Czyli...
Biegli w kierunku szałasu Heather, gdy nagle dokładnie przed nimi z
trzaskiem pękła gałązka.
To mogło być cokolwiek, zając albo lis. Jednak niemal w tej samej chwili
usłyszeli wyraznie pociąganie nosem, zdradzające obecność małej istoty ludzkiej.
- Heather?
122
S
R
Luke poświecił latarką, Gaby padła na kolana i zdarła prowizoryczne  drzwi"
z gałęzi. Gdy zobaczyła skuloną na ziemi postać, popłakała się z radości.
- Och, skarbie! Wszędzie cię szukaliśmy!
- Heather! - krzyknął zza jej pleców Luke.
Dziewczynka nie drgnęła. Nawet nie mrugnęła okiem. Gaby chciała ją
uspokoić, gdy nagle oberwała od Luke'a łokciem.
- Luke! Nie zmieścisz się tu! Poczekaj! Gaby spojrzała na dziewczynkę, która
drżała.
- Chodz, Heather. - Podała jej rękę, ale mała tylko pokręciła głową. - Już
wszystko dobrze.
- Czemu to tyle trwa, do jasnej cholery? - zirytował się Luke.
- Daj nam chwilę, okej? - Znowu spojrzała na Heather. -
Chodz. Nikt się na ciebie nie gniewa. Nawet nie wiesz, jaka to ulga, że cię
znalezliśmy.
- Naprawdę? - Drobne paluszki odnalazły jej palce i po chwili obie,
dziewczynka i kobieta, wyłoniły się z szałasu.
- Nie krzycz na mnie, tato! - odezwała się głosem ochrypłym od płaczu
Heather, kryjąc się za plecami Gaby jak za tarczą. - Ja nie chciałam! Ale łódka
odpłynęła i nie wiedziałam, jak wrócić.
Luke porwał córkę na ręce, a potem uściskał ją tak mocno, iż omal nie
połamał jej żeber. Gaby przyglądała się temu ze łzami w oczach. Tak bardzo
kochała tego mężczyznę i tę dziewczynkę. Pękłoby jej serce, gdyby któremuś z nich
stała się krzywda.
Dziesięć minut pózniej wracali łodzią Bena do Hadwell. Gaby była w kabinie,
podczas gdy Luke i Heather siedzieli nieco dalej, przytuleni i przykryci starym
kocem. Gaby z całej duszy pragnęła być teraz przy nich, ale uznała, że w takiej
chwili ojciec i córka powinni zostać sami.
- Czemu uciekłaś, Heather? - spytał łagodnie Luke.
123
S
R
- Myślałam, że wezmiecie ślub. Ty i Gaby.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Nie jestem dzieckiem. - Spojrzała na niego z wyrzutem. - Patrzyliście na
siebie jak ja na Liama.
Gaby nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.
- Myślałam, że będziemy prawdziwą rodziną. Naprawdę chciałam, żeby Gaby
została moją mamą. Niedobrze, że pozwoliłeś jej odejść.
Luke objął córkę i ucałował ją w czubek głowy.
- Heather, pamiętasz, jak przyjechałaś do mnie i ciągle ci mówiłem, co masz
robić?
- Aha. To była straszna kicha.
- Nie za bardzo ci się podobało, kiedy namawiałem cię do czegoś, na co nie
miałaś ochoty?
- Wcale.
- Widzisz, ze mną i z Gaby jest trochę podobnie. Gaby chce jechać, a ja nie
mogę tego zmienić, mimo że bardzo bym tego chciał.
- Trzeba było bardziej się starać.
- Nie, kochanie. To tak nie działa. Jeśli Gaby chce pracować gdzie indziej,
musimy jej na to pozwolić. To nie zależy od nas. To jej wybór.
Szlachetne słowa jak na kogoś, kto próbował gwizdnąć jej kluczyki,
pomyślała cierpko i spojrzała w niebo. Była to jedna z tych czarodziejskich
rozgwieżdżonych nocy.
- Aadne, nie?
Zdążyła zapomnieć, że Ben wciąż stoi tuż obok.
- O tak. Ciekawe, jak one to robią, że są takie piękne. Ben parsknął
pogardliwie.
- One niczego nie robią - burknął. - Nie starają się być piękne. Są jakie są.
124
S
R
Gaby obudziła się wcześnie. Patrzyła na kremowe ściany Starego Hangaru z
poczuciem, jakby ostatnia doba była tylko snem. Wreszcie wstała. Planowała ubrać
się w to samo co wczoraj, ale dżinsy mimo nocy na kaloryferze wciąż były mokre. I
zabłocone.
Włożyła polar, wsunęła stopy w buty i postanowiła pobiec do samochodu po
coś czystego. Cichaczem wymknęła się z pokoju i wpadła na Luke'a.
- Podoba mi się twoja kreacja - powiedział, patrząc na nią z błyskiem w oku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •