[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodziną na południowy Pacyfik?
- Oczywiście, że nie, ale sam przyznasz, że takie miejsca jak Saint Clair utrwalają stereotyp
twardziela żyjącego samotnie i myślącego wyłącznie o przyjemnościach - zaczęła ożywiona, lecz jej
tyradę przerwał brzęk szkła.
Obejrzała się przestraszona, Jase zerwał się na równe nogi.
- Boże drogi, co się dzieje? - wyszeptała.
Na drugim końcu sali awanturowało się czterech marynarzy, poszły w ruch pięści. Bójka stawała się
coraz bardziej zacięta.
- Masz próbkę tutejszych klimatów - mruknął Jase i zaczął się przedzierać przez tłum
rozwrzeszczanych gapiów.
Amy była przerażona. Mężczyzni to zwierzęta, pomyślała. Przed chwilą rozmawiali i zaśmiewali się
w najlepsze, teraz słychać tylko krzyki i głuche uderzenia pięści.
Obserwowała Jase a, który właśnie dotarł do awanturników, zbyt zajętych sobą, by to zauważyć.
Spostrzegli go natomiast pozostali goście i umilkli pełni wyczekiwania.
- No dobrze, Ray - odezwał się Jase. - Pora ich trochę ostudzić.
- Robi się, szefie! - Ray zniknął pod kontuarem.
Napięcie rosło. Zupełnie jak gdyby wszyscy wiedzieli, co się zaraz stanie, i nie mogli się tego
doczekać, pomyślała Amy.
Ray wychynął zza baru, trzymając w dłoniach ogrodowy szlauch. Na uczestników burdy chlusnął
strumień lodowatej wody. Marynarze odskoczyli od siebie, tłum zaczął wiwatować.
Na środku stanął Jase.
- Panowie - powiedział aksamitnym tonem - nie życzę sobie tutaj takiego zachowania. Jeżeli
koniecznie chcecie sobie dać po gębach, to bardzo proszę, ale na dworze. Jestem przekonany, że
patrol nadbrzeżny chętnie wam posędziuje. A teraz niech będą panowie łaskawi opuścić lokal.
Mówił cicho, ale marynarze najwyrazniej go usłyszeli, bo grzecznie ruszyli w stronę drzwi. Amy
pomyślała, że nie uspokoił ich ani zimny prysznic, ani wizja pojawienia się patrolu. Chodzi o samego
Jase a. Jego spokój, opanowanie i niewymuszona pewność siebie sprawiły, że czterech osiłków
potulnie wyszło z baru.
Wydawało się, że jest już po wszystkim, gdy nagle jeden wrócił. Twarz miał wykrzywioną z
wściekłości, zaciskał pięści. Widocznie usłyszał śmiechy i docinki świadków zdarzenia i tego już nie
wytrzymał. W jego dłoni błysnął nóż. W następnej sekundzie mężczyzna rzucił się na Jase a.
- Co? Myślisz, że taki z ciebie twardziel? No to zobaczymy!
Amy skamieniała. Wstrząśnięta i przerażona patrzyła, jak rozjuszony mężczyzna doskakuje do Jase a,
a błyszczące ostrze zakreśla w powietrzu łuk.
Reakcja Jase a była wprost niewiarygodnie szybka. Odparował cios, przedramieniem blokując rękę
napastnika. Nóż wylądował na mokrej podłodze. Marynarz pośliznął się i wylądował na plecach w
środku kałuży.
Zanim zdążył bodaj unieść głowę, o jego krtań oparło się zimne stalowe ostrze. Amy zdążyła tylko
pomyśleć, że nóż pojawił się w ręce Jase a niczym za sprawą czarów.
- Może nie wyraziłem się dostatecznie jasno - wycedził Jase tonem zimnym jak stal. - Nie życzę
sobie w moim barze burd.
Gdy po chwili odsunął ostrze od szyi mężczyzny, Amy pomyślała, że dla pokonanego ta chwila
musiała trwać całe wieki. W barze było cicho jak makiem zasiał, nikt nie ważył się nawet drgnąć.
Jase podał nóż Rayowi, który schował go błyskawicznie.
- Zabierzcie go stąd - polecił Jase trzem kompanom marynarza, którzy stali przy drzwiach.
- Nie chcę was tu więcej widzieć. Jeśli mnie posłuchacie, wasz dowódca o niczym się nie dowie.
Jeśli nie posłuchacie, będziecie mieli kłopoty. Wasz wybór. Wyszli ku uldze wszystkich z wyjątkiem
Amy.
Ona nie czuła ani ulgi, ani satysfakcji. Czuła tylko przerażenie i odrazę na myśl o tym, jakim
człowiekiem okazał się Jase. Wiedziała, że do śmierci nie zapomni jego widoku, gdy stał pochylony
nad tamtym mężczyzną z nożem przyciśniętym do jego gardła. Nie znała nikogo, kto z taką łatwością
przystawiłby innemu człowiekowi nóż do szyi, i nie mogła uwierzyć, że to ten sam człowiek, który po
południu wydawał się taki łagodny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]