[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usta spotkały się znowu w gorącym pocałunku. Rzeczywistość zniknęła w oślepiającym
błysku. Zagubił się w jej urodzie, sile i dobroci. Przywarli rozpaczliwie do siebie. Jego
dłonie wędrowały w górę i w dół po jej plecach, tak bardzo pragnął poczuć każdy
centymetr jej ciała.
Powinien przestać! Ale nie mógł, to było silniejsze od niego!
Tom tracił panowanie nad sobą. Ale nic go to nie obchodziło. Czuł, że wymyka się sam
sobie, kiedy tak stoi obejmując tę kobietę; czuł, jak stają się jednym, bo łączą się nie
tylko ich ciała, lecz także umysły i dusze... A jej było... tak dobrze! Jej dłonie przesuwały
się po jego plecach, doprowadzając go do najsłodszej ze wszystkich utraty zmysłów. Pił
z jej ust, jakby od tego zależało jego życie.
Czas upływał niepostrzeżenie.
To szaleństwo musiało się skończyć. Tom uniósł głowę. Jej twarz wciąż nachylona była
ku jego twarzy; oczy miała zamknięte. Poczuł ukłucie panicznego strachu.
Czy przez to głupie zachowanie nie straci jej teraz na zawsze?
- Nie mogę powiedzieć, że... mi przykro - rzekł.  Tak bardzo tego pragnąłem.
Nieznane jej uczucie, jakiego doznawała, kiedy jego smukłe muskularne ciało przylegało
do jej ciała, było tak cudowne, że tylko objęła go jeszcze mocniej.
- To dobrze - stała w jego objęciach z opuszczoną głową. Ich serca biły teraz wspólnym
rytmem, nie zgadzając się na żadną rozłąkę.
Jej słodycz i bezbronność sprawiły, że poczuł się winny.
Nie planowałem tego. Ale Boże drogi! Myślę tylko o tobie i nie mogę nic na to poradzić.
Nie powinniśmy byli... - wypowiedziane słowa kazały jej wrócić do rzeczywistości.
Odsunęła się od niego. Jego ramiona opadły, ale dłonie wolno osuwały się po jej
133
ramionach.
Dziś wieczorem przyszedłbym tu, choćbym musiał przejść przez dolinę grzechotników.
Powtarzałem sobie, że muszę zobaczyć Jaya, ale to ciebie musiałem zobaczyć.
To nie jest w porządku - powiedziała z naciskiem, jakby chciała przekonać samą siebie.
Wiem. Wiem. Emma-Jean jest bezradna i chora. Chora na taką chorobę, Z którą trudno
jest się pogodzić. Zraniła Jaya i czasami przez nią i ja jestem na skraju wytrzymałości,
ale trzeba jej współczuć. Poza mną nie ma nikogo. Jej rodzina odwróciła się od niej.
Byliby szczęśliwi, gdyby nigdy więcej nie musieli jej oglądać.
Nie musisz... tłumaczyć.
Muszę! - odparł gwałtownie. - Powiedziałem ci, jak doszło do tego, że ją poślubiłem.
Nigdy jej nie kochałem, ani przez chwilę, ale musiałem z nią zostać i opiekować się nią.
Nic nie mogę poradzić na to, co czuję do ciebie. Próbowałem to ukryć, bo wiedziałem, że
to beznadziejne. A teraz wiesz i jest jeszcze gorzej. Henry Ann, spójrz na mnie. Proszę...
- palcem delikatnie uniósł jej brodę do góry i spojrzał w oczy. - Złożyłem przysięgę i
muszę jej dotrzymać. Jestem jej to winien. Dala mi syna.
Twarz, która nachylała się ku niej, była tą samą twarzą, o której tak długo śniła... tylko
droższą.
Proszę, powiedz, że mnie kochasz. To niewypowiedziane pragnienie wstrząsnęło nią,
potem napełniło lękiem. Droga, którą podążali, wiodła do destrukcji. Kochała go i chciała,
żeby i on ją kochał. O czym właściwie teraz myślała? Ludzie powiedzą, że i ona
odziedziczyła po matce tę cechę, za którą matka została przeklęta.
Co się zmieni? - poczuła jego oddech na swoich wilgotnych ustach.
Nie rozumiem. Co miałoby się zmienić?
Czy Jay będzie mógł u ciebie zostać? Czy ja nadal będę mógł przychodzić?
Czemu? Oczywiście, że tak. Jay zostanie i... chcę, żebyś przychodził.
Henry Ann czuła się nadal jak odurzona doniosłością tego, co między nimi zaszło. Dotarł
do niej fakt, że jest zakochana, głęboko i na zawsze, w Tomie Dolanie, żonatym
mężczyznie. Kochała jego nieokiełznaną męskość, złożoność jego charakteru i uczucie,
jakim obdarzał swoje dziecko. Kochała nawet jego lojalność wobec przysięgi
małżeńskiej.
To, że mógł do niej coś czuć, wydawało się jej niemal niewiarygodne. I przyszło jej do
głowy, że być może to jego uczucie wynika ze zwykłej... wdzięczności. Zauważyła, że
mówił o uczuciach, które względem niej żywi, ale nie powiedział, że kocha.
Lepiej już pójdę - powiedziała ze ściśniętym gardłem.
Nie... mogę pozwolić ci odejść, dopóki wszystkiego nie wyjaśnię.
Nie przejmuj się tym.
Nie przejmuj się? - powtórzył jak echo, zaciskając dłonie na jej ramionach. -Jak mam się
nie przejmować? Jesteś dla mnie wszystkim. Ty i Jay. Nigdy dotąd nie byłem zakochany.
Nigdy.
Chcesz powiedzieć... chcesz powiedzieć, że ty... - nie była w stanie zadać tego pytania.
Było dla niej zbyt ważne.
Chcę powiedzieć, że jestem w tobie zakochany, słodka, cudowna kobieto! Jestem w
tobie do szaleństwa zakochany, raz na zawsze, do śmierci.
134 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •