[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbując ukoić własne lęki. Powtarzałam sobie, że
przecież obecnie wiele kobiet zwleka długo z decyzją o
założeniu rodziny. Wcześniej pragną zyskać
bezpieczeństwo finansowe albo utrwalić związek na tyle,
by stanowił dobre podwaliny dla pojawienia się dziecka.
Problem w tym, że dobrze wiedziałam, z jak ogromnym
wysiłkiem wiąże się opieka nad niemowlęciem.
Może Iona będzie mogła rzucić pracę.
Markując zainteresowanie rozmową braci,
sączyłam napój, który przyniosła mi kelnerka, i jeszcze
raz odtwarzałam w myślach przebieg spotkania w kuchni
Iony. Coś nie dawało mi spokoju, coś, co umknęło mi w
eksplozji rodzinnych rewelacji.
Podczas męskiej dyskusji zgłębiającej tajniki
sprzedaży detalicznej wróciłam myślami do
poprzedniego popołudnia, mentalnie przyglądając się
każdej z osób zgromadzonych przy kuchennym stole.
Następnie przywołałam obraz blatu i przedmiotów na
nim leżących.
Wreszcie namierzyłam zródło niepokoju.
Odczekałam, aż bracia dokończą wątki i zapadnie
chwilowe milczenie, po czym opłotkami skierowałam
rozmowę na interesującą mnie kwestię.
Często widujesz się z dziewczynkami, Mark?
zapytałam.
Nie odparł, pochylając głowę w poczuciu
winy. To dość daleko ode mnie, a zwykle pracuję do
pózna. Poza tym Iona zawsze wzbudza we mnie wyrzuty
sumienia z jakiegoś powodu. Wzruszył ramionami.
Prawdę mówiąc, same dziewczynki też szczególnie ani
mnie nie znają, ani nie darzą wielkim uczuciem.
Mark wyprowadził się z przyczepy natychmiast,
jak tylko był w stanie sam się utrzymać.
Zgodziliśmy się, że tak będzie najlepiej dla
wszystkich. Wpadał co jakiś czas, kiedy rodziców nie
było lub leżeli nieprzytomni, i dostarczał nam zapasy
jedzenia. Jednak to oznaczało, że nie przebywał z nami
stale, gdy dziewczynki były małe i nie miał okazji
nawiązać z nimi kontaktu. Siostrami zajmowaliśmy się
głównie ja, Cameron i Tolliver. Czasami, gdy budziły
mnie złe wspomnienia, nie mogłam zasnąć przerażona
tym, co mogłoby się stać z dziewczynkami, gdyby nas
przy nich nie było.
Na szczęście wtedy były za małe, by przejmować
się naszą sytuacją i dobrze, bo żadne dziecko nie
powinno się troszczyć o coś takiego.
Nie rozmawiałeś więc ostatnio z Iona?
Musiałam się skupić na tu i teraz.
Nie, a co? Mark spojrzał na mnie pytająco.
Wiesz, że twój ojciec się do niej odezwał? W
końcu skojarzyłam charakter pisma na wystającym z
koperty liście. Należał do mojego ojczyma. Mark byłby
fatalnym pokerzystą. Na jego twarzy odbiło się straszne
zakłopotanie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć na widok
ulgi, którą poczuł, kiedy kelnerka podeszła zebrać nasze
zamówienia.
Ale uśmiech nie na długo gościł na moich ustach.
Bałam się zerknąć na Tollivera.
Kiedy kelnerka odeszła, uczyniłam ręką gest
zachęcający Marka do wyjaśnień.
Hm, no tak, miałem wam o tym powiedzieć
rzekł, wbijając wzrok w sztućce.
A kiedyż to zamierzałeś nam o tym powiedzieć,
braciszku? zapytał Tolliver z wymuszonym spokojem.
Dostałem list od taty, jakieś dwa tygodnie temu
powiedział Mark. Nie, nie powiedział, wyznał, jak na
spowiedzi. I czekał, aż Tolliver da mu rozgrzeszenie.
Czego ten nie zamierzał robić. Oboje byliśmy pewni, że
Mark odpisał, inaczej nie byłby tak skruszony.
A więc ojciec żyje stwierdził Tolliver i tylko
mnie nie zwiodła pozorna neutralność w jego głosie.
Tak, ma pracę. Jest czysty i trzezwy, Tol.
Mark zawsze miał miękkie serce, jeśli chodzi o
ojca. I zawsze wykazywał się w stosunku do niego
straszną naiwnością.
Kiedy Matthew wyszedł? zapytałam, bo
Tolliver najwyrazniej nie zamierzał reagować na nowiny
Marka. Nigdy nie byłam w stanie nazywać Matthew
Langa ojcem.
Urn, jakiś miesiąc temu. Mark nerwowo
zrolował papierową opaskę spinającą sztućce i serwetkę.
Rozwinął ją i złożył ponownie, tym razem w
formę kwadracika. Wypuścili go za dobre
sprawowanie. Po tym, jak mu odpisałem, zadzwonił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]