[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dach tego typu powinien on pełnić równocześnie rolę kierowcy  miał najlep-
szą widoczność z całej załogi. Wibracja stalowego pudła świadczyła o tym, że
silnik wciąż chodzi, trzeba było jeszcze znalezć urządzenia do sterowania tym
złomem. . .
Wspiąłem się na górę, wyczułem jakąś dzwignię i pociągnąłem. Wóz ruszył,
a po odgłosach sadząc, zmienił przy tym mój wehikuł w stertę blachy. Co znaczy-
ło, że wracam na scenę wydarzeń. A ja musiałem zacząć oddychać!
Przerzuciłem wajchę i udało mi się zmusić pojazd do zmiany kierunku. Po
paru sekundach w koło zajaśniały reflektory. Wysunąłem głowę przez otwarty
właz i zaczerpnąłem powietrza.
Nic się nie stało. To znaczy, owszem, przestałem się dusić. Powietrze wydało
mi się słodkie i cudowne, nie zasnąłem wszakże. Wokół panował błogosławiony
chaos, ludzie i pojazdy pędzili w różnych kierunkach, wrzeszcząc, klnąc i trąbiąc!
Powoli wydostałem się z największego kłębowiska i pomyślałem, że dobrze
będzie pomóc trochę chłopakom wywołując jeszcze odrobinę zamieszania. Za-
trzymałem transporter i przyjrzałem się dokładnie różnym zegarom, lampkom
i ekranom jaśniejącym pod moim nosem. Jeden z przełączników podpisany był
 Wieżyczka artyleryjska , co wyglądało optymistycznie. Ustawiłem stopień unie-
sienia pary sprzężonych działek szybkostrzelnych i nacisnąłem spust.
Ryk wypełnił wnętrze, sypnął się grad łusek, a cały pojazd aż się zatrząsł. Na
zewnątrz wszystko, co żyło, na gwałt szukało ukrycia. Czas było zmykać. Nie
przerywając ognia, ruszyłem dalej na wstecznym biegu. Okazało się, że silnik
ma całkiem sporą moc; tylny ekran pokazywał szybko zbliżający się wylot ulicy.
Sterowanie do tyłu nie jest proste, zatem transporter poruszał się zygzakiem, na
którym normalny wąż przetrąciłby sobie kręgosłup.
Działka umilkły, widocznie skończyła się amunicja. Minąłem skrzyżowanie,
wyhamowałem zatem i przerzuciłem wajchę na jazdę do przodu. Zanim zdążyłem
108
ruszyć, przed maską pokazały się trzy transportery identyczne z moim. Kierowca
pierwszego był całkowicie zaskoczony i przede wszystkim próbował nie dopu-
ścić do czołowego zderzenia. Jego manewry zdezorientowały dwóch pozostałych.
Z uśmiechem patrzyłem na ich nieskoordynowane ruchy. Zanim oprzytomnieli,
objechałem ich z lewej. Przez cały czas jednak nie przestawałem myśleć o Jame-
sie i Bolivarze. W zasadzie powinienem być spokojny, zrobiłem co mogłem, aby
im pomóc, obaj zaś byli na tyle doświadczeni, aby zniknąć stąd bez kłopotu. Pod-
świadomość ojca powtarzała jednak swoje, i z trudem opanowywałem desperację,
bo ostatecznie to ja zawiodłem ich w pułapkę!
* * *
Kilka przecznic od hotelu zostawiłem w nie oświetlonym zaułku transporter
i bocznymi uliczkami przedostałem się do kuchennego wyjścia. Teoretycznie za-
mkniętego, ale szczęście nadal mi sprzyjało. Ani w służbowej windzie, ani na
korytarzach nikt na mnie nie czekał.
Drzwi apartamentu odtworzyła mi Angelina.
 Wyglądasz na zużytego. Ranny?
 Tylko poobijany. No i. . .  Rzadko mi się to zdarza, ale naprawdę nie
wiedziałem, co powiedzieć. Wyręczył mnie wyraz mojej twarzy.
 Co z chłopcami?
 Nie wiem. Powinni być w porządku. Rozdzieliliśmy się. Może mnie wpu-
ścisz, to wszystko opowiem.
* * *
Zrelacjonowałem jej dokładnie całą akcję przepłukując gardło solidną porcją
rumu. Siedziała bez ruchu i w milczeniu. Dopiero gdy skończyłem, podniosła
głowę.
 Sumienie cię gryzie? Parujesz poczuciem winy.
 A jak ma być? Sam ich w to wciągnąłem. . .
 Zamknij się!  zażądała i pocałowała mnie w policzek.  Wszyscy je-
steśmy dorośli i potrafimy dbać o siebie, oni też. Nikogo w nic nie wciągnąłeś,
a jeszcze pomogłeś im uciec. Zrobiłeś, co można, teraz pozostaje tylko czekać
opatrując twój nos, ale to pózniej, póki nie wypijesz jeszcze nieco rumu. . .
* * *
Krzywiłem się trochę przy opatrywaniu mojego organu powonienia, by nie
sprawić Angelinie przykrości. W milczeniu, próbując bezskutecznie nie spoglądać
109
co chwila na zegar, opróżniłem własne naczynie. Angelina dołączyła bez słowa do
opróżniania butelki. Dolewałem właśnie, gdy zadzwonił telefon. Angelina była
szybsza. Podniosła słuchawkę i przełączyła rozmowę na aparat konferencyjny.
 Tu James  rozległo się w głośniku i oboje odetchnęliśmy z ulgą.  Za-
mieniłem się mundurem z poborowym i jest OK. Tylko wolałbym się w tym stroju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •