[ Pobierz całość w formacie PDF ]
whiskey osłabia jego samokontrolę.
Zniecierpliwiona Nickie pociągnęła go za rękaw marynarki.
- Mnie tak nie całowałeś - poskarżyła się, robiąc nadąsaną minę. - Może pójdziemy do mnie
i spróbujemy...
- Przepraszam, zaraz wrócę - powiedział, odsuwając ją na bok.
Naburmuszona patrzyła za nim. Nagle uświadomiła sobie, że co najmniej dwie osoby
musiały słyszeć jej propozycję. Zaczerwieniła się, czując jednocześnie gorycz porażki. Co innego
bowiem, gdyby Coltrain odrzucił jej zaloty, będąc z nią sam na sam. On jednak zrobił to publicznie.
Po kolacji w Klubie ani razu do niej nie zadzwonił. Tego zaś wieczoru wprawdzie ją pocałował, ale
zupełnie inaczej niż swoją partnerkę. Nickie zmarszczyła brwi. Czuła przez skórę, że coś się święci,
i zamierzała dowiedzieć się, co. Niewiele myśląc, poszła za Coltrainem.
Ten zaś nieświadomy, że jest obserwowany, ruszył w ślad za Lou, choć sam nie do końca
rozumiał, dlaczego i po co to robi. Nie potrafił zapomnieć o tym, jak ją całował, wciąż czuł smak jej
ust. Był pewien, że z nią dzieje się to samo. Nie pozwoli, żeby odjechała, dopóki on nie dowie się...
Lou zbliżała się do samochodu, gdy usłyszała za sobą kroki. Doskonale wiedziała, kto za nią
45
idzie, gdyż codziennie słyszała je w korytarzu przychodni. Na wszelki wypadek przyspieszyła, ale
to na niewiele się zdało. Coltrain dopadł jej w chwili, gdy stanęła obok swojego forda.
Sięgnął przez jej ramię i chwycił za rękę, w której trzymała kluczyki. Zmusił ją, żeby się
odwróciła, po czym przyparł ją do bocznych drzwi. Poczuła, jak przenika ją ciepło bijące od jego
ciała. Zdezorientowana wpatrywała się w jego mroczną twarz, jednak w ciemności nie zdołała nic z
niej wyczytać.
- Jeszcze nie mam dość - mruknął szorstko, szukając jej ust. - Chcę więcej.
Zaczął ją całować, splatając palce z jej palcami. Przylgnął biodrami do jej bioder i poruszył
nimi zmysłowo. Jego niecierpliwe usta zmusiły ją, by rozchyliła wargi. Zrobiła to, lecz natychmiast
zesztywniała ze strachu.
- Nie umiesz się całować? - zdziwił się. - Nie zaciskaj ust, otwórz je i rób to, co ja. Właśnie
tak, kochanie.
Poddała się, bezradna wobec tego, co się z nią dzieje. Kurczowo ścisnęła jego ręce, czując
na plecach miły dreszcz. Doświadczenie, pozornie nowe i niewiarygodnie intymne, było w dziwny
sposób... znajome! Coltrain coraz mocniej napierał na nią biodrami, czuła więc, jak bardzo jest
podniecony. Jego usta stawały się coraz bardziej natarczywe. W pewnej chwili puścił jej dłoń i
palcami zaczął lekko dotykać warg. W jego pieszczocie była czułość, magia i żar, który rozpalał jej
ciało. Naraz, w przerwie między pocałunkami chwycił zębami jej wargę i delikatnie ugryzł. Lekki
ból otrzezwił ją na tyle, że pojęła, co się dzieje. Poczuła w ustach nieprzyjemny smak whiskey i to
podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. W jej głowie zrodziło się podejrzenie, że Coltrain za dużo
wypił i w alkoholowym amoku zapomniał, kim ona jest. Czyżby myślał, że całuje się z Nickie?
Pewnie tak, pomyślała zszokowana, pojmując jednocześnie, że on i ta dziewczyna są kochankami.
Tylko kochanek mógł bowiem zapomnieć się do tego stopnia, by nie bacząc na miejsce i
okoliczności, zainicjować takie śmiałe pieszczoty.
46
ROZDZIAA PITY
Pocałunki Coltraina sprawiały jej przyjemność, lecz bijący od niego zapach alkoholu
przywoływał nieznośne wspomnienia innego mężczyzny, który zbyt często zaglądał do kieliszka;
wspomnienia, w których nie było pocałunków, a jedynie fizyczny ból i paniczny lęk. Położyła
dłonie na jego piersi i z całej siły go odepchnęła.
- Nie... - jęknęła, próbując uwolnić się od jego natarczywych ust.
On jednak zachowywał się tak, jakby wcale jej nie słyszał. Zamiast ją puścić, całował ją
jeszcze mocniej, mrucząc przy tym gardłowo, żeby się nie opierała.
- Przestań się wyrywać. - Jego gorący szept parzył jej skórę. - Rozchyl usta!
Słysząc, czego od niej się domaga, wpadła w panikę. Szarpnęła się mocniej i w końcu udało
jej się odwrócić głowę. Przez chwilę łapała powietrze z takim trudem, jakby przebiegła maraton.
- Jebediah... nie! - szepnęła gorączkowo.
Jej przerażony głos przedarł się przez alkoholowe zamroczenie. Coltrain odzyskał
przytomność umysłu. Znieruchomiał z ustami przy jej policzku, lecz nadal nie wypuszczał jej z
ramion. Przygniatał ją całym ciężarem swego ciała, które czuła każdą komórką, tak jak czuła
szalone bicie jego serca.
Wreszcie dotarło do niego, co robi. I z kim.
- O Boże... - wyszeptał, zaciskając palce na jej ramionach, po chwili jednak zrezygnowany
opuścił ręce. Kiedy bardzo powoli odsuwał się od niej, przebiegł go lekki dreszcz. Na wszelki
wypadek oparł się o drzwi samochodu. Oddech wciąż miał nierówny, ale z wolna odzyskiwał
panowanie nad sobą. Lou zorientowała się, że już nic jej nie grozi. Dopóki jednak Coltrain był
blisko, nie czuła się bezpiecznie.
- Nigdy dotąd nie zwracałaś się do mnie po imieniu - wykrztusił, odsuwając się jeszcze o
krok. - Nawet nie sądziłem, że je znasz.
- Jak to? Figuruje na mojej umowie o pracę - odparła rwącym się głosem.
Przestał opierać się o samochód i zaczerpnąwszy głęboko powietrza, wyprostował się.
- Wypiłem dwa duże drinki - usprawiedliwiał się. - Rzadko piję, więc trochę zaszumiało mi
w głowie.
Zdaje się, że chciał ją przeprosić. Nie spodziewała się tego po nim. Nie wyglądał na
człowieka, który umie przyznać się do błędu. A może zle go oceniła? W końcu do dziś też nigdy by
nie pomyślała, że może się upić i rzucić na kobietę. Do tego na nią.
Powoli wracał jej normalny oddech. Gdy nieco ochłonęła, poczuła nieprzyjemne pieczenie
podrażnionych ust. Wciąż nie stała pewnie na drżących nogach, więc teraz ona oparła się o
47
samochód. Od razu poczuła nieprzyjemny chłód karoserii, który wcale jej nie przeszkadzał, dopóki
całował ją Coltrain. Końcem języka ostrożnie przesunęła po spękanych wargach. Wciąż miała na
nich jego smak.
Po chwili kolana przestały jej drżeć, więc odsunęła się od auta. Dopiero teraz, kiedy Coltrain
stanął kilka kroków od niej, ogarnęło ją nieprzyjemne skrępowanie. Nadal była roztrzęsiona,
zaczęła więc się martwić, jak w takim stanie dojedzie do domu. Zaniepokojona spojrzała na
Coltraina. Skoro z nią jest zle, to jak on sobie poradzi? Było oczywiste, że w tym stanie zupełnie
nie nadaje się do prowadzenia samochodu.
- Chyba nie powinieneś siadać za kierownicą - powiedziała ostrożnie.
W nikłym świetle padającym z budynku szpitala dostrzegła jego sardoniczny uśmiech.
- Martwisz się o mnie? - zadrwił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]