[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do tego panowała zgoda.
Bardzo dobrze, myślała Tiffany, bo najzagorzalsi
pesymiści, przeciwnicy pomysłu, powoli zaczynali
wierzyć w jego sens i trochę pomagać. W końcu,
szeptali, taki rekin jak Joel Faber nie brałby się za
byle co.
Tiffany nie miała zamiaru wyprowadzać ich z błędu.
ROZBITKOWIE 51
Wiara czyni cuda, a ona potrzebowała poparcia
całego miasteczka. Gdyby wiedzieli, co sądzi o wszys
tkim Joel, jej własna wiara na nic by się nie zdała.
Ni stąd, ni zowąd poprawiły się miny miejscowym
biznesmenom. Przestali mówić o ryzyku i zaczęli
obliczać przyszłe zyski. Ożywili się sklepikarze, drobni
ciułacze, wszyscy w coś inwestowali. Powstało pole
kempingowe, zbrojono tereny budowlane.
Z największym entuzjazmem podchodziła do tego
młodzież. Prześcigali się w pomysłach i garnęli do
każdej pracy. To oni nie mieli nic do stracenia,
a wiele do wygrania. Przede wszystkim jednak
potraktowali tę gorączkę wielorybów" jak nad
zwyczajnÄ… przygodÄ™. Trawlery rybackie, odnowione
i pomalowane, błyszczały w słońcu. Pojawiły się
nowe szyldy, kolorowe dekoracje rozweselały ulice.
Haven Bay zmieniło się nie do poznania.
Alan miał zawiadywać ruchem turystycznym: pro
wadzić rezerwację, przyjmować wycieczki, panować
nad wszystkim. Początkowo, aż do skończenia szko
ły, ciotka Tiff gotowa była mu pomagać, pózniej
prowadziłby sam całą agencję, przy pomocy swojej
matki jako sekretarki i skarbnika. Tiffany wynajęła
na biuro mały sklep w środku miasta. Porzucony
od lat, wymagał remontu i przeróbek. Zajęli się
tym koledzy Alana, a ostatniego dnia studenci
szkoły plastycznej wymalowali na ścianach piękne
wieloryby.
Niepokój o przyszłość Alana przybrał zupełnie
nowe wymiary. Carol była w siódmym niebie. Jako
Wietnamka przeżyła w tym miasteczku czasy pode
jrzliwości i niedowierzania. Jej naturalna serdeczność
oraz upór, z jakim matka i syn pokonywali własne
ograniczenia, musiały jednak, wcześniej czy pózniej,
wzbudzić w sercach rybaków szacunek. Jeżeli kiedykol
wiek pokazywano ich palcami, to z podziwem, aby
ROZBITKOWIE
52
udowodnić, że nawet najtrudniejsze życie warto
przeżyć.
Od kilku lat Carol pracowała w szkole jako pomoc
nauczyciela. Teraz całe grono pedagogiczne uległo jej
namowom, żeby zorganizować praktyczne zajęcia
z wychowania obywatelskiego. W dzień wolny od
nauki dzieci podzieliły się na drużyny i ruszyły do
malowania płotów, sprzątania śmieci, koszenia trawy...
Prawdziwy cud! Apatyczne do niedawna miasteczko
przypominało rój pracowitych pszczół.
Odtąd wszystko zależało od Tiffany, a raczej od
powodzenia jej filmu. Początkowo myślała o pół
godzinnym dokumencie, potem opracowała scenariusz
na całogodzinny program, który miał być nadany po
głównych wiadomościach, przed popularnym kome
diowym widowiskiem. Planowała półminutowe zwias
tuny i wiele innych kosztownych przedsięwzięć re
klamowych, ale miała wrażenie, że dobiła już do
granic tolerancji Joela Fabera. Umawiał się z nią
przecież, że sfinansuje wyłącznie film, a dotrzymywała
tej umowy tylko do pewnego stopnia...
Pisanie scenariusza zajęło o wiele więcej czasu, niż
się spodziewała. Kiedy nadszedł nieubłaganie moment
podjęcia decyzji i zadzwoniła do Zacharego, trzęsła
nią trema jak przed wejściem na scenę. Każdy
normalny człowiek denerwowałby się na jej miejscu,
ale Tiffany wątpiła, czy w ogóle była przy zdrowych
zmysłach, podejmując się tak karkołomnego wyczynu.
Zachary Lee był na każde wezwanie i zawsze służył
dobrą radą. Najpierw miał przysłać kamerzystów,
potem postanowił, że sam ich przywiezie. Trudno
o lepszą okazję na rodzinny spęd! Jej wielki brat był
aniołem stróżem całego przedsięwzięcia, oboje zaś
uważali, że Alan zasłużył na najlepsze ujęcie w tym
filmie.
Zachary był wspaniały pod każdym względem. To
II
ROZBITKOWIE
53
on przemycił Carol i Alana z Wietnamu, nie czekając
na oficjalne pozwolenie. Jako korespondent wojenny
obejrzał wszystkie możliwe okropności tamtej wojny,
a mimo to nie oszalał ani nie stracił normalnej
ludzkiej wrażliwości.
Pierwsze zdjęcia zaplanowali na środę. Miało być
dość spokojnie, Tiffany modliła się o piękną słoneczną
pogodÄ™.
Los z niej zadrwił. W nocy barometry poszły
w górę. Prognozy zapowiadały zimny front z Antar
ktydy, który przyniesie umiarkowane lub silne wiatry
oraz ulewne deszcze. To była ostatnia rzecz, jaką
sobie wyobrażała. Zadzwoniła do Zacharego, żeby
odwołać zdjęcia.
Zaśmiał się lekko w słuchawkę.
- Nie, siostrzyczko. Tym razem nie masz racji.
Dramat. Tego nam brakowało. To właśnie podoba
się ludziom przed telewizorami. Zrobimy świetne
zdjęcia. Tu jest natura! Najprawdziwsza, dzika,
nieokiełznana natura. Swoją drogą, Haven Bay jak
na wybrzeże jest dosyć zaciszne. Pokażmy więc
rozmaitość krajobrazów. Jeżeli turyści naprawdę tu
przyjadą, nie codziennie będą mieli raj i słońce. Niech
zobaczÄ… prawdÄ™!
Tiffany westchnęła i odrzuciła w kąt scenopis. To
jakby zaczynać wszystko od początku. Zadzwoniła
do Garreta oświadczając, że choćby się waliło i paliło,
jutro zaczynają kręcić pełną parą. Tak postanowił
Zachary Lee James.
Kiedy następnego ranka zjechała ekipa z Sydney,
Haven Bay wyglądało jak w dzień państwowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]