[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go zreszt¹ te¿.
Sowa?
Freeman, dyrektor. Okulary grube jak denka od butelek. Nic bez nich nie
widzia³. Sir Oswald Freeman. Mam nadziejê, ¿e nie zazna³ spokoju w grobie.
Sadystyczny stary peda³.
Zna³ pan pewnego ch³opca, jak mi siê zdaje, Bernarda Exnera powie-
dzia³ Tennant powoli, uwa¿nie obserwuj¹c reakcjê mê¿czyzny. Oczy Pasterma-
genta rozszerzy³y siê.
Mój Bo¿e, nie mySla³em o nim od wieków. X - znaczy miejsce Exner.
Pokrêci³ g³ow¹. Biedny szczeniak.
Zosta³ zamordowany.
Zgadza siê.
I nigdy nie znaleziono zbrodniarza.
Nie. Pastermagent znowu pokrêci³ g³ow¹. To by³o chyba dwadzieScia
piêæ lat temu.
DwadzieScia szeSæ.
Racja. Kiwn¹³ g³ow¹. Mam teraz trzydzieSci dziewiêæ, a wiêc wtedy
mia³em&
TrzynaScie.
Chyba tak. By³em ju¿ w starszej klasie, w pi¹tej, o ile pamiêtam. Exner
chodzi³ do trzeciej. Obaj nale¿eliSmy do szkolnej dru¿yny szachowej. Nied³ugo
przed jego Smierci¹ pojechaliSmy na krajowy turniej.
Tak, wiem.
Wspaniale rozegra³ ostatni¹ partiê wspomina³ Pastermagent. Alfabet na-
zywa³ go MySl¹c¹ Maszyn¹ , na czeSæ detektywa z powieSci Jacquesa Futrelle a.
Tennant zamruga³. Nie rozumia³ ani s³owa z tego, co mówi³ ten cz³owiek.
Alfabet?
Ormianin rozeSmia³ siê.
Przepraszam. Naprawdê wys³a³ mnie pan w podró¿ w czasie. Alfabet to
Crawley. Alfred Benjamin Crawley. ZmieniliSmy jego inicja³y A.B.C. w przezwi-
245
sko. Alfabet. MieliSmy takie przydomki dla ka¿dego. Mnie nazywano Trzepacz-
ka jak trzepaczka do dywanów. Westchn¹³ i ³ykn¹³ kawy. Dawno nie mySla-
³em o nich wszystkich, doktorze.
A czy kiedykolwiek zastanawia³ siê pan, kto zabi³ Exnera?
Od lat ju¿ nie.
A wtedy?
Pastermagent zmarszczy³ brwi i odstawi³ fili¿ankê.
Mia³em pewne podejrzenia powiedzia³ w koñcu. Kilku z nas mia³o.
Czy doszliScie do jakiegoS wniosku?
Mogê zapytaæ, dlaczego to pana interesuje? spyta³ Ormianin. Chyba
nie podoba mi siê temat naszej rozmowy.
Rmieræ Exnera ma powi¹zania z innym dochodzeniem.
Pracuje pan dla policji?
Czasami. Sk³ama³ tylko czêSciowo.
Wiêc dobrze. Pastermagent starannie dobiera³ s³owa. ¯aden z nas ani
przez chwilê nie uwa¿a³, ¿e to zrobi³ ktoS obcy. Exner by³ m³ody, to prawda, ale
przecie¿ nie g³upi. MieliSmy ca³kowit¹ pewnoSæ, ¿e nikt nie móg³by go zwabiæ
cukierkami czy czymS podobnym.
JakiS nauczyciel?
Dobry Bo¿e, nie! powiedzia³ Pastermagent, Smiej¹c siê g³oSno. Wiêk-
szoSæ z nich by³a ca³kiem zastraszona. Usi³owali unikn¹æ poboru, jeSli ju¿ pan
pyta. ¯aden z nich nie wa¿y³by siê. ZamySli³ siê na chwilê. Jeszcze by³a kwe-
stia ³uku i strza³y.
Nic o tym nie wiem.
Nie pisano o tym w gazetach, o ile pamiêtam. Pastermagent znowu prze-
rwa³. Kiedy znaleziono Exnera, odkryto, ¿e zosta³ postrzelony.
Strza³¹?
W³aSnie tak. Z be³tem z gêsich piór. Wszyscy je robiliSmy. To znaczy, wszy-
scy ch³opcy. Wzór prosto z powieSci sir Waltera Scotta. Pastermagent uSmiech-
n¹³ siê. Teraz to zapewne by³by Errol Flynn. Niektórzy z nas ob³amywali ga³ê-
zie cisu rosn¹cego przy szkole, ale raczej u¿ywaliSmy jesionu z podjazdu.
Str¹caliSmy orzechy z drzew. Czasem robiliSmy groty z blachy.
Tennant ze zrozumieniem pokiwa³ g³ow¹. Broñ u¿ywana przez Kubê Peda³a
przypomina³a grot strza³y.
M³ody Exner zosta³ trafiony tak¹ strza³¹?
Tak. W udo. Wystarczaj¹co skuteczne, aby utrudniæ mu ewentualn¹ uciecz-
kê. Niebyt wielu Cyganów czy w³Ã³czêgów zabawia siê w Indian.
A wiêc uwa¿a pan, ¿e to by³ któryS z ch³opców?
Pastermagent zawaha³ siê przez chwilê.
Zapewne powiedzia³ w koñcu.
Czy podejrzewa³ pan kogoS?
Loudermilka stwierdzi³ beznamiêtnie sprzedawca dywanów. W jego g³osie
nie by³o ¿adnych w¹tpliwoSci.
Raymond Loudermilk? Dru¿yna szachowa i klub matematyczny?
246
Pastermagent spochmurnia³.
Tak, w³aSnie ten.
Mówi pan o tym z du¿¹ pewnoSci¹.
Tak.
Dlaczego?
W³aSciwie nie wiem stwierdzi³ Ormianin, drapi¹c siê po brodzie. Wsta³
i podszed³ do biurka. Otworzy³ szufladê, wyj¹³ p³askie metalowe pude³ko z bia³¹
nalepk¹ i ma³¹ miedzian¹ popielniczkê. Znowu usiad³ i podsun¹³ Tennantowi tu-
reckie papierosy. To odrobina snobizmu. Równie dobrze móg³bym paliæ zwy-
k³e, ale ludzie oczekuj¹ ode mnie egzotyki. Prychn¹³. Mój ojciec pali³ nargile.
Klienci uwa¿ali, ¿e to ogromnie malownicze. USmiechn¹³ siê szeroko. Spryt-
ny drañ, ten mój tatuS. Mia³ w zanadrzu tysi¹ce takich ma³ych sztuczek.
Wziêli po papierosie. Ormianin spojrza³ w sufit.
Raymond Loudermilk powiedzia³ psychiatra, naciskaj¹c lekko.
Tak, wiem. MySlê.
Czy dobrze go pan zna³?
Nie. Chyba nikt go naprawdê nie zna³.
Nale¿a³ do szkolnego klubu szachowego i matematycznego. To brzmi jak-
by by³ doSæ towarzyski.
Niezupe³nie. JeSli by³eS dobry w jakiejS dziedzinie, Sowa nalega³, ¿eby
przy³¹czyæ siê do odpowiedniego klubu. Na przyk³ad, mój przyjaciel Crawley
doSæ kiepsko siê uczy³, ale za to doskonale biega³, wiêc trafi³ przymusowo do
dru¿yny sportowej. Nienawidzi³ tego, o ile sobie przypominam.
Czy Loudermilk by³ dobry z matematyki?
Wrêcz genialny, powiedzia³bym. Zw³aszcza, jeSli chodzi³o o zagadnienia
praktyczne. Trygonometria, mechanika. Robi³ w warsztatach wspania³e rzeczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]