[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skromione potrzeby seksualne.
Ogryzając paznokcia u kciuka, Gillian zastanawiała
się nad scenariuszem Huntera.
 To znaczy, że możliwy jest jakiś wybór. Mogę
brać zakładników?
 Tylko jednego.
Westchnęła dramatycznie.
 Będę musiała wybierać bardzo starannie.
 Ja też radzę ci się dobrze zastanowić.
Oczy Gillian rozbłysły w migotliwym świetle komin-
ka. Jej uśmiech był zniewalający i diabelnie seksowny.
178 JoAnn Ross
 W takim razie wybieram... ciebie.
Hunter pozwolił wcisnąć się w ciemnoczerwone
oparcie kanapy i dobrowolnie poddał jej fantazji. Jej
własnej.
Kiedy Gillian się obudziła, blask zimowego słońce
wlewał się przez okna w sypialni. I znowu łóżko było
puste, ale tego ranka nie było jej tak przykro. Wiedzia-
ła, że Hunter może nie być jeszcze gotowy zaakcep-
tować fakt, że ich stosunki weszły w nową fazę.
To było coś więcej niż seks, stwierdziła, stojąc pod
prysznicem i rozkoszując się strumieniami gorącej
wody, obmywającej jej ciało. Ciało cudownie obolałe
po długiej, porywającej nocy, podczas której dzieliła
z Hunterem swoje fantazje, które okazały się jeszcze
bardziej niebywałe od fantazji Huntera. Nigdy, przeni-
gdy, nie wyobrażała sobie nawet, że potrafi być tak...
cóż... wyuzdana.
Nie, żeby się uskarżał. Przez wszystkie te długie
godziny naprawdę dobrowolnie poddawał się jej wła-
dzy, a nad ranem, gdy Gillian nie mogła się nadziwić
własnej inwencji, stwierdził, że od początku dostrzegał
tę ukrytą, namiętną stronę jej natury.
Ale ten związek był czymś więcej niż seksualną
beczką prochu. Gillian nie sądziła, by Hunter dzielił się
wiedzą o swojej pracy z byle kim. Chociaż z całą
pewnością nie zdradziłby jej tajnych kodów kom-
puterowych, dzięki którym można zapanować nad
światem, była mu wdzięczna za to, że jej ufał i powie-
dział, ile mógł.
Pożądał jej od pierwszej nocy. Kiedy się kochali,
wyjawił jej, że mu się podoba. A teraz nawet jej zaufał.
Trzydzieści nocy 179
Wargi Gillian wygięły się w łuk, kiedy przesuwała
gąbkę po rozgrzanej skórze, od przyjazdu na Castle
Mountain nadzwyczaj wrażliwej. Czy istotnie były to
kamienie milowe na drodze do miłości?
Nadal uśmiechała się, nalewając świeżo zaparzoną
kawę z dzbanka do filiżanki. Nakarmiła też kota,
o czym przypomniał jej widok pustego talerzyka
i miski z mlekiem na podłodze obok skrzynki z kocięta-
mi. Te skromne namiastki domowej atmosfery wy-
zwoliły ciepło, które ogrzewało ją od środka.
Zastanawiała się, czy nie pójść do Huntera, lecz
obawiała się jego irytacji, gdy przeszkodzi mu w pracy.
Zdecydowała jednak podjąć to ryzyko.
 W końcu  myślała w drodze przez korytarz
wiodący do jego gabinetu  Hunter nie należy do ludzi,
którzy robią rzeczy, których robić nie chcą. Jeżeli
będzie zajęty, powie mi to wprost.
Otworzyła drzwi i dopiero teraz zorientowała się,
że nie był sam. Zaskoczyło ją to, ponieważ nie słyszała,
by ktoś przyjeżdżał, a poza tym przyzwyczaiła się do
myśli, że są sami w domu.
 Dzień dobry.  Hunter powitał ją z uśmiechem,
lecz w jego spojrzeniu dostrzegła lekki niepokój.
 Dzień dobry. Przepraszam, nie chciałam prze-
szkadzać.
Poczuła niekłamaną ulgę, że na prześwitującą ażuro-
wą koszulę nocną, która więcej odkrywała niż za-
krywała, zdecydowała się założyć długi, czarny szlaf-
rok z jedwabiu. Nie był to może strój wyjściowy, ale
przynajmniej dość przyzwoity.
 Nie przejmuj się. Właśnie skończyliśmy.  Hunter
wstał.  To jest Dylan Prescott  powiedział,
180 JoAnn Ross
przedstawiając jej mężczyznę, który również się pod-
niósł.  To on założył fabrykę mózgów. Dylan, to jest...
 Gillian Cassidy.  Mężczyzna był przystojny, na
swój szelmowski, chłopięcy sposób. Jego uśmiech,
lekko zaznaczony też w inteligentnym spojrzeniu, był
szeroki i ciepły, i chociaż Gillian nie wątpiła w to, że
ten ujmujący grymas miewał swój udział w uwodze-
niu kobiet, nie działał na nią nawet w połowie tak, jak
uśmiech Huntera.  Jestem pani fanem.
 To miłe słyszeć coś takiego.
 Naprawdę  zapewnił łagodnie.  Moja żona
także. Ma w samochodzie kopie wszystkich pani płyt.
 Och, lubię słuchać komplementów.  Uśmiech-
nęła się.
 Polecono mi zaprosić panią na kolację  oznajmił.
 Może Hunter będzie miał ochotę podzielić się panią
i wybierzemy się w czwórkę na Winterfest w najbliż-
szy weekend. To zimowy festyn, organizowany na
wyspie co roku.
 Gillian nie zabawi tu aż tak długo  oświadczył
szybko i opryskliwe Hunter, zanim ona sama zdążyła
odpowiedzieć.
 Rozumiem.  Dylan spojrzał na Huntera, by zaraz
poświęcić uwagę Gillian.  Może podczas pani następ-
nej wizyty  zaproponował szybko.
Napięcie w pokoju stało się równie wyczuwalne, jak
nagły spadek ciśnienia przed gwałtowną burzą. Gillian
miała wrażenie, że mężczyzni porozumiewali się bez
słów i podejrzewała, że chodziło o nią.
 Zdaje się, że mówiłeś coś o konieczności zabrania
się do roboty?  zwrócił się Hunter do Dylana nadal
opryskliwym tonem.
Trzydzieści nocy 181
 Zgadza się  odpowiedział prędko Dylan.
Gillian nie negowała, że założyciel laboratorium,
z którym współpracował Hunter, mógł być naukowym
geniuszem. Ale to nie czyniło z niego jeszcze dobrego
aktora. Zarówno ton, jak i zachowanie, były ewident-
nie wymuszone.
 Gillian, było mi naprawdę miło poznać cię.  Przy-
najmniej to zabrzmiało prawdziwie. Dylan ujął jej dłoń
dwoma rękami. Kiedy na nią spoglądał, dostrzegała
w jego oczach wiele sympatii.
Wymamrotała coś w równie miłego, zanim Hunter
bezceremonialnie ich rozdzielił.
 Nie mówiłeś chyba poważnie? O tym wyjezdzie?
 zapytała Gillian, gdy tylko Hunter odprowadził
Dylana do drzwi.
 Właściwie, tak.  Ponieważ bał się zmierzyć z tym
jej spojrzeniem skrzywdzonej dziewczynki, zaczął
wertować wydruki komputerowe na biurku.  Od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •