[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Emily drgnęła, wyrwana z zamyślenia. Pan Haffner
nie odzywał się przez dłuższy czas.
- Z Kragerø?
- Tak, właściwie pochodzi z Kristianii, ale kupiła
dom na wyspie w pobliżu Kragerø. Teraz tam pojechaÅ‚a.
Mówi oczywiÅ›cie o pannie Selmer. Zrodowisko artys­
tyczne Bergen nie jest tak liczne.
- Nazywa siÄ™ Pauline Selmer. Niezwykle zdolna
malarka, która z pewnością zajdzie wysoko. Spotkała ją
pani może?
- Tak, przez jakiś czas mieszkała w moim hotelu.
- A tak, pan Berner opowiadaÅ‚ mi, że jest pani wÅ‚aÅ›­
cicielkÄ… hotelu.
- Odziedziczyłam go po ojcu i prowadziłam aż do
zamążpójścia. Teraz przejął go mój brat.
- A Pauline... panna Selmer gościła u pani?
- Tak, zanim jeszcze kupiła dom na Jomfruland.
Używa jej imienia, czyli że dobrze ją zna. Ale jak
dobrze?
Uśmiechnął się.
- Pauline tego roku doprowadziła do szaleństwa
wielu mężczyzn. Ale jest potajemnie zaręczona i nie
chce zadawać siÄ™ z żadnym ze swych wielbicieli. A naj­
słynniejszy z nich to nie byle kto - wielki skrzypek
Erland Lyche.
Potajemnie zaręczona? Nic o tym nie słyszała. Może
panna Selmer wymyÅ›liÅ‚a sobie takÄ… bajeczkÄ™, by jÄ… po­
zostawiono w spokoju? A może w ten sposób dawała
wyraz uczuciom, jakimi obdarzyÅ‚a ojca Liama? Ale prze­
cież tych dwoje nie zaręczyło się. To niemożliwe.
Ksiądz katolicki nie może się związać z kobietą.
- Chce pani obejrzeć teraz szkice, pani Lindemann?
Skończyłem na dziś.
Wstała i podeszła do sztalug. Artysta naszkicował
piÄ™knÄ…, wyprostowanÄ… kobietÄ™, z gÄ™stymi wÅ‚osami upiÄ™­
tymi w kok. Pojedyncze loczki opadały swobodnie na
policzki i ramiona. Emily dotknęła wÅ‚osów, ale nie za­
uważyła, by jakieś wymknęły się z ciasnego upięcia.
Artysta najwyrazniej zastrzegał sobie prawo do pewnej
artystycznej swobody. Poczuła, że się rumieni.
- Nie musi mnie pan upiększać, panie Haffner. Nie
chcę przesłodzonego portretu.
Popatrzył na nią, marszcząc czoło i uśmiechnął się
szeroko.
- Ależ wszyscy tego chcÄ…, zarówno kobiety, jak i męż­
czyzni. Jesteśmy próżni z natury!
Wzruszyła ramionami, zastanawiając się nad tym, co
powiedział, ale nie zauważała w sobie takiej cechy.
- Zresztą nie ma potrzeby upiększania pani, bo jest
pani obdarzona niezwykłą urodą. Proszę mi wybaczyć
śmiałość, ale szczęściarz z tego pani małżonka!
Emily uśmiechnęła się rozbrojona, ale zaraz znów
pomyślała o ciotce. Ciekawe, czy dziś zbierze w sobie
dość siÅ‚, by z niÄ… porozmawiać. Zapewne bÄ™dzie cieka­
wa, jak przebiegÅ‚y odwiedziny u krewnych. Najwyraz­
niej zależy jej, by na pogrzebie zgromadziła się rodzina.
Może wiedzÄ…c o tym, że tak siÄ™ stanie, miaÅ‚aby Å›wiado­
mość, że jej wybaczyli?
Konstanse męczyła się z haftkami przy spódnicy.
Czuła na swoich nagich piersiach wzrok Arona. Zrobiło
się pózno. Caroline może zareagować na to, że Konstanse
coraz dÅ‚użej pozostawia córkÄ™ pod opiekÄ… niani. Poprzed­
niego wieczoru napomknęła coś, wprawdzie nie wprost,
ale można się domyślić, że ma do niej o to pretensje.
- Czy grozi nam przyjazd twojego męża?
- Raczej wÄ…tpiÄ™.
- Pewnie spodziewa się raczej, że niebawem wrócisz
do niego do Bergen?
Starała się ukryć triumfujący uśmiech. Aron pragnie
ją zatrzymać. Mieć ją tylko dla siebie.
- Zamierzam zostać tu tak długo, jak będę miała
ochotÄ™!
Podniósł się i przyciągnął ją do siebie.
- A co na to twój mąż? Nie czuje się samotny?
- Może tak, może nie. Miał kochankę.
- Dlatego uważasz, że nie musisz mu dochować wier­
ności?
- Owszem, dostał, na co zasłużył.
- A więc chciałaś się jedynie zemścić? Jesteś ze mną,
by odpłacić mu tą samą monetą, zanim się pogodzicie?
Zaśmiała się.
- Nie, to nie zemsta, ale przynajmniej nie jestem mu
już nic winna. Kiedy poznałam ciebie, uświadomiłam
sobie, że jestem wolna. Mogę robić, co zechcę.
PrzyglÄ…daÅ‚ jej siÄ™ uważnie, a w jego spojrzeniu poja­
wiło się coś niepokojącego.
- Mylisz się, Konstanse. Byłaś wolna, ale już nie
jesteÅ›.
UniósÅ‚ jej spódnicÄ™ i przesunÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… po udzie. Przy­
trzymaÅ‚ jÄ… mocniej. Zamknęła oczy i poddaÅ‚a siÄ™ caÅ‚­
kowicie jego pieszczotom, rozkoszy. Caroline niech so­
bie myśli, co chce. Byłam wystarczająco długo wierną
żoną i troskliwą matką. Hannie Gerlinde niczego nie
brakuje, córeczka jest bardzo przywiązana do swojej
niani. Muszę wykorzystać te tygodnie spędzone z Aro-
nem i zatrzymać wspomnienia jak cenny skarb.
Kiedy Konstanse i Aron podjechali konno na dziedzi­
niec, zauważyli jakÄ…Å› kobietÄ™ siedzÄ…cÄ… na Å‚awce w ogro­
dzie. Była to Henny, żona Erlinga. Wstała na ich widok,
nie przysłaniała już zaawansowanej ciąży. Konstanse
przeszedł dreszcz. Nigdy więcej dzieci, pomyślała sobie
i w tej samej chwili pomimo gorąca ścierpła jej skóra.
A gdyby teraz zaszła w ciążę i nosiła pod sercem dziecko
Arona? Karsten domyśliłby się, że nie on jest ojcem.
Aron dał jej jakieś zioła, które według jego matki
chronią kobietę przed niechcianą ciążą, ale... Pomodliła
się pośpiesznie w duchu, żeby nie spadło na nią takie
nieszczęście. Nie miaÅ‚a ochoty nosić pod sercem dziec­
ka, a zwłaszcza gdyby się okazało, że jego ojcem nie jest
jej prawnie poślubiony małżonek. To byłby dopiero
skandal!
- Dzień dobry, Henny. Co cię sprowadza na
Egerhøi? - zapytaÅ‚a Konstanse, czujÄ…c na sobie wzrok
bratowej Emily, kiedy Aron pomagał jej zsiąść z konia.
- Zabrałam się z Erlingiem. Miał tu do załatwienia
jakÄ…Å› sprawÄ™. Zdaje siÄ™, że przyjechaÅ‚ sam odebrać drew­
no, którego zarządca zapomniał dostarczyć do hotelu.
Było coś dziwnego w tonie głosu Henny, a jej wzrok
wciąż uciekaÅ‚ w stronÄ™ drzwi do stajni, gdzie Aron po­
szedł odprowadzić konie. Czyżby i ona była oczarowana
zarzÄ…dcÄ…?
- MieliÅ›cie jakieÅ› wieÅ›ci od Emily? - zapytaÅ‚a Hen­
ny, znów spoglądając w stronę stajni.
- Nie, ale ona przecież dopiero co dotarÅ‚a na miej­
sce. Z pewnością przyśle telegram, kiedy umrze ciotka.
- A kiedy ty wyjeżdżasz do Bergen, Konstanse?
Henny ma wyraznie nadziejÄ™, że wnet pojadÄ™ w swo­
ją stronę, pomyślała Konstanse. Zarówno słowa, jak i ton
jej głosu sugerowały, że tam jest jej miejsce.
- Nie wiem. Na Egerhøi czujÄ™ siÄ™ jak w domu.
Dobrze mi tu. A Karsten pracuje ciągle od świtu do
nocy.
- Pojedziesz na pogrzeb?
Konstanse wzruszyła ramionami.
- Nie znałam Alice Berner. Poza tym uważam, że
zrobiła coś strasznego. Podziwiam Emily, że zdołała jej
to darować. A wy się wybieracie?
- Nie. Erling ma podobne odczucia i nie potrafi jej
wybaczyć.
Konstanse pokiwała głową, uważnie lustrując Henny.
WyglÄ…da jak Cyganka, mimo że teraz nosi proste ubra­
nia, pomyślała. Ale wydaje się smutna. Małżeństwo
z Erlingiem z pewnoÅ›ciÄ… nie jest Å‚atwe. Nigdy nie moż­
na byÅ‚o na nim polegać. Konstanse wzdrygnęła siÄ™, przy­
pomniawszy sobie przyjaciółkę, która urodziła jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •