[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli spojrzy się przez nią w dół, widać okrągły, szklany stolik, stojący na betonowym
kręgu. Patrząc w górę, widać, \e kratownica podtrzymująca dach te\ ma okrągły otwór,
zamknięty litą, okrągłą szybą... Do stolika oczywiście mo\na dostać się po prostu
omijając schody - z poziomu dolnej sali...
Krąg, na którym opiera się blat stolika, w rzeczywistości jest wylotem betonowej rury
o średnicy około siedemdziesięciu centymetrów. Rura prowadzi w głąb, a\ do poziomu -
2, gdzie znajduje się magazyn starodruków. Jeśli ktoś oprze się o blat i zajrzy do środka
studni, mo\e spostrzec śliczny, siedemnastowieczny globus, zawieszony jakieś trzy
metry pod poziomem podłogi...
Przechyliłem się przez barierkę i spojrzałem... Momentalnie zaschło mi w gardle.
- Litwin zdemontował blat stolika - usłyszałem nad uchem głos nadkomisarza. - Potem
opuścił się w dół, wyjął globus, następnie opuścił się raz jeszcze i wylądował w samym
sercu magazynu.
- Jak to - jęknąłem. - W biały dzień!?
- Z tego co ustaliliśmy, przyszedł ubrany jak technik, z zaświadczeniem, \e ma wyjąć
globus w celu konserwacji. Dokument miał podpis dyrektora biblioteki i szefa działu
starodruków. Oba podrobione, ale panowie nie mogli zdementować, bo tego dnia nie
zjawili się w pracy.
- Co się z nimi stało?
- Zostali załatwieni niezwykle kulturalnie i bez stosowania nadmiernej przemocy. Po
prostu windy w blokach, w których mieszkają, zacięły się między piętrami... - wyjaśnił
ponuro. - Vytautas o pomoc przy demonta\u blatu poprosił nawet tutejszego
ochroniarza...
- To ju\ przechodzi wszelkie granice! - wybuchnął oburzony pan Tomasz.
- Zało\ył sobie wyciąg, podczepiając silnik do jednego z kontaktów elektrycznych.
Zjechał na dół. Odczepił globus, wyjechał z nim na górę. Zapakował go do wyścielanego
kartonu. Odniósł zabytek na stanowisko ochrony i poprosił, \eby popilnowali, a on musi
jeszcze zdemontować zaczepy. Zjechał ponownie, tylko \e na samo dno studni,
wymontował szklaną płytę zabezpieczającą dno rury, w dziesięć minut rozbebeszył
zielnik. Nawiasem mówiąc, poszło mu bardzo sprawnie, bo tu nie było oryginalnego
grzbietu, tylko współczesna oprawa płócienna. Przeciął ją no\ykiem introligatorskim.
- I tą samą drogą wyjechał na powierzchnię? - nie mieściło mi się to w głowie.
- Dokładnie tak. Wszedł między regały, pozbył się kombinezonu i zarostu, przeszedł
spokojnie koło ochroniarzy i zniknął zostawiając cały kramik.
- I nikt nie zauwa\ył? - jęknąłem.
- Po dziesięciu minutach stwierdzili, \e coś za długo siedzi w szybie. Pomyśleli, \e
utknął lub zasłabł. Dopiero jak spostrzegli, \e go tam nie ma, wszczęli alarm...
Milczeliśmy dłu\szą chwilę.
27
- A globus? - zapytał wreszcie szef.
- Nic mu się nie stało. Został na miejscu, na stanowisku ochrony. Przesłuchaliśmy
stra\ników, obejrzeliśmy te\ film z kamery przy wejściu. Nic nie mo\emy im zarzucić,
wykazali się normalną czujnością i profesjonalizmem zawodowym.
- Jaki tam profesjonalizm - machnął ręką Pan Samochodzik. - Wykiwał ich jak dzieci...
- Proszę ich nie obra\ać. On był naprawdę świetnie przygotowany do tego numeru...
Pretensje raczej nale\y kierować do architekta, który wymyślił tę studnię światła i do
prasy, która opisywała konstrukcję gmachu. Bo to zapewne stamtąd zaczerpnął
informację, \e szyb łączy się z magazynem...
Milczeliśmy, patrząc w dół. Betonowa cembrowina i odczepiony szklany blat
wyglądały jak wyrzut sumienia...
- Gdzie mo\e uderzyć teraz? - zapytałem szefa.
- Instytut Zoologii i Instytut Archeologii UW. To ostatnie miejsca w Warszawie, o
których wiem, \e mają tam to wydanie zielnika Syreniusa.
- Jak pan sądzi, gdzie nale\y się go spodziewać najpierw?
- Instytut Zoologii został zabezpieczony - uśmiechnął się lekko. - Wczoraj wieczorem
osobiście przewiozłem ich egzemplarz zielnika i zamknąłem w sejfie w ministerstwie. I
tylko ja znam kod...
- Jedziemy na archeologię - zadecydowałem. - Mo\e uda nam się ubiec gagatka.
- Jeśli nawet wie, \e to tam jest, ta ksią\ka jest dobrze pilnowana. Ostrzegłem ich
jeszcze wiosną.
- Tu te\ dobrze pilnowali... - westchnął nadkomisarz.
***
W Instytucie Archeologii UW bywałem dawniej dość często, jednak ostatnio przez
kilka miesięcy nie zachodziłem tam wcale. Jest to największa na świecie placówka
badawcza. Przoduje a\ w dwu dziedzinach - posiada największą liczbę pracowników
naukowych oraz kształci najwięcej studentów. Rocznie mury uczelni opuszcza przeszło
pięćdziesięciu nowych magistrów tej szlachetnej nauki. Spośród nich najwy\ej jeden
rocznie ma szansę znalezć pracę w zawodzie, reszta powiększa szeregi bezrobotnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]