[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poza Morganville nie mógłbyś
używać jakiegoś innego określenia na krew? No nie wiem.
Czekolada? Albo ciasto wiśniowe?
- Dlaczego słodycze? - spytał Shane.
- Zamknij się, Collins. To było wyłącznie przez ciebie.
Wzruszył ramionami i objął Claire.
- Wiem, przepraszam.
- To co robimy z Oliverem? - zapytała Claire.
Nikt nie umiał jej odpowiedzieć.
Szeryf przypomniał im się, włączając na moment przerazliwie wyjące syreny. Eve
przełknęła ślinę, włączyła wsteczny i wycofała się w uliczkę.
- Zdaje się, że będziemy się zastanawiać w drodze -
stwierdziła. - Czy ktoś ma do niego telefon?
- Ja mam - równocześnie odezwali się Claire i Michael i wymienili pełne
skruchy spojrzenia. Michael wyciągnął komórkę i wysłał esemes, podczas gdy Eve
prowadziła samochód z prędkością znacznie niższą, niż była dozwolona, co zdaniem
Claire było bardzo rozsądnym pomysłem. A kiedy minęli tablicę informującą o
opuszczeniu miasta, samochód szeryfa się zatrzymał. Kogut nadal mrugał na
niebiesko i czerwono.
61
- Jechać dalej? - spytała Eve. - Co robimy?
- Jedz dalej. - Shane pochylił się do przodu. - Nie możemy zawrócić, póki nas
obserwuje. O ile w ogóle zawrócimy. Głosuję za tym, żeby tego nie robić.
- Mam lepszy pomysł - odezwał się Michael i wskazał na coś po lewej stronie
bardzo ciemnej, wÄ…skiej drogi. - Tani jest motel. Zameldujemy siÄ™ i zaczekamy tam
na Olivera. I tak musimy gdzieś przeczekać dzień.
- Tam? - Eve zdawała się zszokowana. A Claire specjalnie jej się nie dziwiła.
Nie byÅ‚ to Ritz. Nie wyglÄ…daÅ‚ na¬
wet tak dobrze jak motel w filmie Psychoza. Był to niewielki rząd pokoi
zbudowanych z pustaków, z zapadającym się
gankiem, neonowym napisem i wielkim reflektorem oświetlającym parking.
A parking był pusty.
- Chyba nie mówicie poważnie? - spytała się Eve. - W takich miejscach
pożerają ludzi. A w najlepszym razie zamkną nas w pokoju i zrobią nam okropne,
wstrętne rzeczy, które potem umieszczą w necie. Widziałam filmy.
- Eve - odezwał się Michael. - Horrory to nie filmy dokumentalne.
- Ale i tak uważam, że w tym miejscu grasuje seryjny zabójca. Nie, nie
zamierzam...
Zabrzęczał telefon Michaela. Spojrzał na ekran i przeczytał esemes.
- Oliver każe nam się tu zatrzymać. Dołączy za jakąś godzinę.
- %7Å‚artujesz sobie!
- Hej, to tobie zachciało się lodów. I zobacz, w co nas to wpakowało. Teraz
będziemy przynajmniej bezpieczni
w pokoju z drzwiami, które da się zamknąć. A ten napis
oznacza, że mają tu HBO.
- To skrót od Horrendalnie Bezlitosne Ozgrozo - od¬ powiedziaÅ‚a Eve. - Czyli
sposób, w jaki zabijają. Kiedy myślisz, że nic ci nie grozi.
- Eve! - Claire też zaczynała się bać. Eve na moment uniosła ręce, po czym
opuściła je na kierownicę.
- Dobrze. Tylko nie mówcie, że was nie ostrzegałam, jak już będziemy
krzyczeć i płakać. Zpię w ubraniu. Z kołkiem w każdej ręce.
- Motelu raczej nie prowadzÄ… wampiry.
- Po pierwsze, chcesz się założyć? - Eve zahamowała i wjechała na parking. -
A po drugie, ostre, spiczaste rzeczy działają też na wszystko inne. Z kanibalami
prowadzącymi motele włącznie.
Siedzieli w milczeniu, podczas gdy silnik stygł. Aż w końcu Shane odchrząknął:
- No dobra, to co, wchodzimy?
- Możemy zostać w samochodzie.
- Taa, to dopiero bezpieczne miejsce.
- Przynajmniej będziemy widzieć, gdy będą się zbliżać.
I zdołamy uciec.
Claire westchnęła, wygramoliła się z auta, podeszła do małej recepcji i uderzyła w
dzwonek na ladzie. Brzmiał bardzo głośno. Usłyszała, jak za jej plecami zatrzaskują
62
się drzwi - Shane, Michael i Eve w końcu postanowili do niej dołączyć. Biuro okazało
się ładniejsze niż budynek z zewnątrz. Wyłożone w miarę nową wykładziną, z
wygodnymi krzesłami i płaskim telewizorem, który wisiał na ścianie i wyświetlał coś
z wyłączonym dzwiękiem. To miejsce pachniało... wanilią.
Z zaplecza wyszła starsza pani o zebranych w kucyk siwiejących włosach. Claire nie
mogła sobie wyobrazić, jak można wyglądać bardziej niewinnie. Tak naprawdę
wyglądała jak typowa babcia, miała nawet niewielkie okrągłe okulary. Wycierała
ręce w ściereczkę, a dżinsy i kraciastą koszulę okrywał jej fartuch.
- Słucham, skarbie? - zapytała i odłożyła ściereczkę. Widząc pozostałych,
lekko się zaniepokoiła. Potrzebujecie pokoju?
- Tak, proszę pani - odpowiedziała Claire. Michael i Shane starali się z całych
sił wyglądać na grzecznych chłopców, a Eve, no cóż, była sobą. Uśmiechała się.
Może dwóch, jeśli nie są zbyt drogie?
- Och, nie są drogie. - Kobieta pokręciła głową. To nie Hilton. Trzydzieści
pięć dolarów za noc, ze śniadaniem. Robię tosty i duszone kiełbaski. No i jest kawa.
Trochę płatków. Nic specjalnego, ale to porządne jedzenie.
Michael podszedł do kontuaru, wpisał się do książki i odliczył pieniądze. Kobieta
przeczytała do góry nogami jego wpis.
- Glass? JesteÅ› stÄ…d?
- Nie, proszę pani. - Odpowiedział. - Po prostu przejeżdżamy. Jedziemy do
Dallas.
- To co was napadło, żeby zjechać aż tu? - zapytała. - Zresztą nieważne.
Cieszę się, że jesteście. W pokojach jest
świeża pościel i ręczniki, mydło, jakiś szampon. Jakbyście
czegoś potrzebowali, dzwońcie. Zpijcie dobrze, dzieci.
A, tylko żadnych rozrób. Może i jesteśmy za miastem, ale
ja osobiście znam szeryfa. Pofatyguje się tutaj, jeśli go poproszę.
- Dlaczego wszyscy myślą, że mamy nie po kolei w głowie? - Eve przewróciła
oczami. - Naprawdę, jesteśmy mili.
Nie każdy w naszym wieku musi być anarchistą.
- Byłabyś, gdyby oferowali darmowe lody zauważył Michael. Wziął dwa
klucze i się uśmiechnął. - Dziękuję, proszę pani...
- Mam na imię Linda - przerwała mu kobieta. Pani to była moja matka. Ale
pewnie dla was jestem dość stara, żeby robić za panią. Tym gorzej. No to lećcie. A ja
dokończę pieczenie. Zajrzyjcie pózniej. Będą świeże ciasteczka z czekoladą.
Eve opadła szczęka. Nawet Michael był pod wrażeniem.
- Ehm, dziękujemy. - Wrócili na parking, gapiąc się na siebie. - Piecze
ciasteczka...
- Tak, to przerażające - odparł Shane. - To jak to robimy?
- Dziewczyny mają własny pokój. - Eve zabrała Michaelowi jeden z kluczy. -
Oj, nie rób takiej miny. Wiesz, że tak właśnie powinniśmy zrobić.
- No wiem - odpowiedział. - Wygląda na to, że są obok siebie.
63
I były. Pokój numer l i 2, z łączącymi je drzwiami. W środku, podobnie jak biuro
Lindy, pokoje były naprawdę ładne. Claire obejrzała łazienkę. Była ładniejsza niż u
nich w domu. I czystsza.
- Eve? - zawołała, wyglądając z łazienki. - Mam się zacząć bać teraz czy
dopiero pózniej?
- Oj, zamknij się. - Eve usiadła na jednym z dwóch łóżek, krzyżując nogi w
kostkach, gdy sięgała po pilota do
telewizora. - No dobra, to nie jest może Piekielny Motel.
Przyznaję. Ale mógł być. Hej, zobacz! Na HBO leci maraton Pity
Zwietnie. Tego im właśnie brakowało. Claire przewróciła oczami, wyszła do
samochodu i pomogła chłopakom wyjmować potrzebne rzeczy, co oznaczało
właściwie wszystkie ich bagaże. Eve nie zniżała się do takich zajęć i skupiła się na
skakaniu po kanałach i wyszukiwaniu najwygodniejszej poduszki.
Shane przytachał jej walizę do pokoju i postawił przy jej łóżku.
- Hej, czarna królewno? Twoje badziewie.
- Ugryz się. Czekaj, twój napiwek. - Dała mu kuksańca, nie odrywając oczu od
telewizora. - Zwiadomość, że po¬ za Morganville możemy być w takich samych
stosunkach, jest naprawdę miła, prawda?
- Prawda - zaśmiał się.
Spojrzał na Claire, która oparła swoją walizkę o ścianę i rozglądała się po pokoju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]