[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pory, to dlaczego nie jego własna? Sol zdawał sobie świetnie sprawę, że na dłuższą
metę szkolenie jest ważniejsze niż dyscyplina i że ma nad Sosem mniejszą władzę
niż nad innymi. Na dobrą sprawę w każdej chwili mógł on zrezygnować z imienia
i odejść.
 Podoba mi się twój ptak  oznajmił nieoczekiwanie Sol.  Czy dałbyś
mi go?
Sos popatrzył w bok na swego małego towarzysza, który uciął sobie drzemkę
na ramieniu. Ptak stał się po prostu częścią jego życia.
 Głupi nie jest niczyją własnością. Z pewnością masz do niego takie sa-
mo prawo jak ja. To ty strąciłeś jastrzębia i uratowałeś mu życie. Ptak upodobał
sobie mnie z jakiegoś powodu, którego nikt nie rozumie, choć nic dla niego nie
zrobiłem, a nawet starałem się go odpędzić. Nie mogę ci go dać.
44
 W podobny sposób ja utraciłem bransoletę  powiedział Sol dotykając
nagiego nadgarstka.
Sos, skrępowany, odwrócił wzrok.
 Gdybym jednak pożyczył od ciebie twojego ptaka, a on znalazłby sobie
samiczkę i został ojcem jajka, oddał bym ci to jajko  szepnął Sol.
Sos odszedł stąpając ciężko, zbyt rozgniewany, by się odezwać.
Nie zamienili już ani słowa, lecz następnego ranka Sol ponownie wyruszył
w drogę. Tym razem Sola została w obozie.
Tyl sprawiał wrażenie zadowolonego ze swego awansu. Gdy tylko wódz znik-
nął z pola widzenia, wezwał Sosa i powiedział mu:
 Chcę, żebyś zrobił z tej bandy najlepszą grupę wojowników w okolicy.
Każdy, kto się będzie wymigiwał, odpowie przede mną.
Sos skinął głową i przystąpił do działania.
Najpierw obserwował każdego z ćwiczących w Kręgu wojowników, ocenia-
jąc jego styl oraz silne i słabe strony. Notował swe spostrzeżenia w papierowym
bloku pismem znanym mu ze starożytnych tekstów. Następnie sporządzał tabele
specjalistów od każdej broni: pierwszy miecz, drugi miecz, pierwszy drąg i tak
dalej. W grupie mieli dwudziestu wojowników z mieczami. Była to najpopular-
niejsza broń, mimo że często powodowała obrażenia lub śmierć. Mieli szesnaście
maczug, dwanaście drągów, dziesięć pałek (czyli, ściśle biorąc, dwadzieścia 
po dwie na wojownika), pięć sztyletów i tylko jeden morgensztern.
Pierwszy miesiąc wypełniły im wyłącznie ćwiczenia w oddzielnych grupach
oraz nieustanna gimnastyka. Wojownicy poświęcali na nie znacznie więcej czasu,
niż zdarzało im się to dotychczas, gdyż przeciwników mieli pod ręką i nie trzeba
było czekać ani nigdzie wędrować, by ich odnalezć. Każdy ćwiczył swoją bronią
aż do wyczerpania, potem kilka razy okrążał biegiem ogrodzenie i powracał do
ćwiczeń. Ten, który najlepiej posługiwał się daną bronią, zostawał dowódcą grupy
i wprowadzał pozostałych w tajniki swej sztuki. Można było zdobyć lepszą lokatę
w tabeli wyzywając wyżej sklasyfikowanych. Tak więc doskonalenie umiejętno-
ści pozwalało osiągnąć wyższą pozycję. Gdy ludzie zrozumieli, w czym rzecz,
rywalizacja stała się zacięta. Gromadzili się kibice  mistrzowie innych rodza-
jów broni  bili brawo, gwizdali oraz pilnowali walczących, by ci nie uciekali
się do niebezpiecznych metod.
Jedyny posiadacz morgenszternu ćwiczył w grupie maczug. Niezwykła to była
broń. Do krótkiej, mocnej rączki przytwierdzono kawałkiem łańcucha ciężką kulę
nabijaną kolcami. Narzędzie uważano za szczególnie niebezpieczne. Nie sposób
było zadać nim lekki cios. Niszczycielska kula-gwiazda albo trafiała w cel, wy-
rywając kolcami kawały mięsa i kości, albo nie trafiała. Broń nie nadawała się do
użycia w obronie. Pokonany w pojedynku na morgenszterny umierał lub odnosił
ciężkie rany, także w  przyjacielskich walkach, i to nie zawsze po ciosie przeciw-
45
nika. Nawet doświadczeni wojownicy obawiali się zmierzyć w kręgu z gniewnym
posiadaczem morgenszternu. Zbyt prawdopodobne były śmiertelne obrażenia.
Wszystko szło zgodnie z planem. Ludzie nie zdawali sobie niemal sprawy
z postępów, jakie zrobili, ale Sos dostrzegał je i wiedział, że wielu z nich staje się
prawdziwymi artystami walki.
Dwójkami lub trójkami przybywali nowi wojownicy z rodzinami, przysyła-
ni przez Sola. Wcielano ich do odpowiednich kompanii i przyznawano miejsca
w tabeli zgodne z ich umiejętnościami. Starsi członkowie plemienia zauważyli,
że są one coraz mniejsze. Pod koniec pierwszego miesiąca było już ponad stu
wojowników.
Znalazło się wśród nich także wielu młodych gamoniów, których Sol zdobył
tylko dlatego, że akurat mu się nawinęli. Sos przestrzegał go, by nie kierował się
w ocenie posiadanymi już umiejętnościami czy wyglądem zewnętrznym. W miarę
ćwiczeń i szkolenia ci młodzieńcy nabierali sił i uczyli się zmian pozycji i tempa.
Szybko zaczęli piąć się w górę tabel w swych specjalnościach. Sos podejrzewał,
że w normalnych warunkach niektórzy z najlepszych nie pożyliby wystarczająco
długo, aby osiągnąć prawdziwą biegłość. Mieli wielkie szczęście, że Sol wcielił
ich do swego plemienia.
Stopniowo grupę niepodobnych do siebie i często gburowatych osobników, ze-
branych przypadkowo za sprawą udanego podboju, połączyła duchowa jedność.
Wytworzyła się atmosfera oczekiwania. Było jasne, że to plemię przeznaczone
jest do wielkich rzeczy. Sos wybrał najinteligentniejszych i zaczął ich uczyć tak-
tyki walki w grupie: kiedy walczyć, a kiedy nie, i jak odnieść sukces, gdy siły
wydają się równe.
 Jeśli wasza grupa, złożona z sześciu dobrych ludzi o różnym stopniu umie-
jętności, napotka inną grupę, w której każdy jest odrobinę lepszy od waszych
wojowników, to
jak ustawicie porządek walk?  zapytał ich pewnego dnia.
 O ile lepszych?  dopytywał się Tun, wojownik z maczugą, który zajmo-
wał niskie miejsce w tabeli, gdyż był zbyt ciężki, by poruszać się szybko.
 Ich pierwszy może pokonać twojego pierwszego, ich drugi twojego drugie-
go, ale nie pierwszego, ich trzeci twojego trzeciego, ale nie drugiego czy pierw-
szego i tak dalej.
 Nie mam nikogo, kto mógłby pokonać ich pierwszego?
 Nikogo. A on chce walczyć tak samo jak wszyscy.
 Ich pierwszy na pewno nie będzie się przyglądał bezczynnie, jak mój
pierwszy zwycięży słabszego wojownika. Wyzwie go i odbierze mi. Potem ich
drugi zrobi to samo z moim drugim. . .
 Słusznie.
Tun zastanowił się nad sprawą.
46
 Szczęście w Kręgu mogłoby mi przynieść jedno zwycięstwo, może dwa,
ale najlepiej by było, gdybym się nie spotkał z tym plemieniem.
Tor, czarnobrody wojownik z mieczem, ożywił się.
 Mogę zdobyć pięciu ich ludzi, tracąc tylko najsłabszego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •