[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nerwowość nie są wskazane. Wystarczy, aby uzbroił się w cierpliwość
i czekał na powrót Marii.
Stała w otwartych drzwiach garażu z fałszywym uśmiechem
przyklejonym do ust, machając strażnikom na pożegnanie. Gdy tylko
się oddalili, zamknęła drzwi i rzuciła się pędem do salonu. Całą jedną
ścianę zajmowały okna sięgające od podłogi do sufitu. Patrzyła na
malejące światła terenówki, dopóki nie znikły w oddali. Wiedziała, że
nie może się spieszyć, że musi działać ostrożnie. Jeden nierozważny
krok może wszystko zepsuć. Dziś ma szansę, która więcej może się
nie powtórzyć.
Zastanawiała się, czy Jake wciąż śpi. Chyba już się obudził?
Pierwszy zastrzyk zawierał środek uspokajający, który go odprężył i
troszkę spowolnił jego proces myślowy. Drugi, który - jak mówiła
strażnikom - miał jej pomóc w zaprogramowaniu więznia, zawierał po
prostu placebo. Tak jak się spodziewała, Jake oparł się próbie
hipnozy. Przypuszczalnie prawdziwy lekarz też nic by nie zdziałał. Po
prostu Jake Ingram w pełni nad sobą panuje, kontroluje nawet
podświadomość. O żadnym programowaniu nie może być mowy.
Maria wiedziała, że gdy przywódcy Koalicji zrozumieją, iż nie będą
mieli z niego żadnego pożytku, to albo go zabiją, albo wymyślą inny
sposób, by go zmusić do posłuszeństwa.
57
Anula
ous
l
a
and
c
s
Uznała, że ma kilka godzin - minimum dwie, maksimum cztery -
by przekonać Jake'a do siebie. Niestety, nie ma przy sobie żadnych
dokumentów ani legitymacji, więc będzie musiał uwierzyć jej na
słowo. Ale czy zechce?
Przecież zamierzasz mu pomóc w ucieczce, prawda? Choćby
dlatego powinien ci zaufać. A jeśli pomyśli, że próbujesz go oszukać?
Prowadząc monolog wewnętrzny, skierowała się ku schodom,
kiedy nagle zadzwonił telefon. Stanęła jak wryta, odruchowo
napinając mięśnie. Podejrzewała, że nie dzwoni Burgess ani Lester, a
zatem...
Gdy podniosła słuchawkę, głos na drugim końcu linii podał
nazwisko i hasło identyfikujące go jako agenta Koalicji.
- Jak się udała pierwsza sesja? - spytał.
- Nie za dobrze - odparła Maria. - Cały czas się opierał. Trochę
to potrwa, zanim zdołam go złamać.
- To znaczy ile?
- Nie wiem, ale może minąć ładnych kilka tygodni...
- Musi pani zmienić taktykę. Jesteśmy w posiadaniu tajnej broni,
która powinna się okazać niezwykle skuteczna.
Strach ścisnął ją za gardło. Jakiej tajnej broni?
- To świetnie - rzekła. - A o jakiej...
- Niech pani powie swojemu pacjentowi - przerwał ostro głos na
drugim końcu Unii - że mamy u siebie człowieka, którego tak
wspaniałomyślnie postanowił zastąpić. I którego życie jest obecnie w
jego rękach.
58
Anula
ous
l
a
and
c
s
- O Boże, schwyta... - Urwała. Najwyrazniej Koalicja pojmała
Gideona Faulknera!
Czyli poświęcenie Jake'a poszło na marne. Ciekawe, jak
przyjmie tę wiadomość? Psiakrew, gotów był zaryzykować nie tylko
swoją wolność, ale i życie, by ocalić brata, a teraz okazuje się, że
Koalicja dorwała Gideona i trzyma go jako kartę przetargową.
- Tak, rozumiem - ciągnęła po chwili. - Rzeczywiście jest to
chyba jedyna metoda, która może odnieść skutek.
- Więc proszę z niej skorzystać, doktor Brooks. Zadzwonię jutro
wieczorem, żeby dowiedzieć się, jak poszła kolejna sesja. Myślę, że
nie powinna pani mieć więcej kłopotów z Ingramem. Większość ludzi
potrzebuje tylko odpowiedniej zachęty...
- To prawda. A zatem do jutra.
- Do jutra. Liczę na pomyślne wieści.
Odłożywszy słuchawkę, przez długą chwilę wpatrywała się w
swoją rękę. Ręka, o dziwo, nie drżała, mimo że w niej samej wszystko
się gotowało. Zastanawiała się nerwowo, co ma zrobić. Oczywiście
musi Jake'a wyprowadzić stąd jeszcze dziś. Jutro będzie za pózno.
Ale jak on zareaguje, kiedy dowie się o Gideonie? Nawet nie
musiała zbytnio wysilać wyobrazni: na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent będzie chciał ratować brata. A ona nie może do tego dopuścić.
Gideon był cenny, lecz na Jake'u Koalicji zależało znacznie
bardziej. Jake Ingram stanowił kwintesencję superczłowieka. Pod
względem genetycznym niewiele się różnił od swego rodzeństwa, z
59
Anula
ous
l
a
and
c
s
których każde miało inne zdolności, jednak w jego wypadku nastąpiło
skumulowanie nieprzeciętnych cech fizycznych i umysłowych.
Ten zabójczo przystojny bankier o wyjątkowych
umiejętnościach matematycznych rządził wielomiliardową firmą.
Spośród piątki rodzeństwa Koalicja najbardziej chciała skaptować
właśnie jego. Maria westchnęła ciężko, albowiem jej zadanie polegało
na tym, aby przeszkodzić Koalicji. Musi chronić Jake'a za wszelką
cenę, nawet cenę życia jego brata Gideona.
Gdzie, u licha, ona jest? Mniej więcej kwadrans temu słyszał, jak
spod domu odjeżdża samochód, którym Burgess z Lesterem
przywiezli go na to odludzie. Chwilę po tym, jak pojazd znikł za
zakrętem, zadzwonił telefon.
Coś się dzieje, a on nie wie co. Może chcą go przenieść w inne
miejsce? A może Burgessa i Lestera mają zastąpić nowi strażnicy?
Dlaczego Maria odesłała ich do miasta? Może chce być z nim sam na
sam? To mu przyszło do głowy w pierwszej chwili, ale teraz już nie
był tego taki pewien. Owszem, miał wiele niezwykłych talentów, ale
zdecydowanie nie potrafił czytać w myślach kobiet. Bardzo się
pomylił w swojej ocenie Tary, dlaczego więc miałby trafnie odgadnąć
intencje Marii?
Co ona planuje? Czy może jej zaufać? Może raczej powinien
wykorzystać fakt, że jest od niej dużo silniejszy i...
Nagle na schodach rozległy się kroki. Jake zbliżył się na palcach
do otwartych drzwi sypialni i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Krew
60
Anula
ous
l
a
and
c
s
dudniła mu w uszach. Element zaskoczenia działał na jego korzyść:
przypuszczalnie Maria spodziewa się, że jej pacjent nadal śpi.
Wstrzymawszy oddech, przycisnął się do ściany i czekał. Odgłos
kroków na drewnianej podłodze stawał się coraz głośniejszy. Raptem
Jake'a naszły wątpliwości. Nie chciał jej wyrządzić krzywdy; chciał ją
jedynie obezwładnić. Psiakrew, człowieku! Wez się w garść! Przecież
ona jest twoim wrogiem.
Czy na pewno?
- Jake? Zesztywniał.
- Jake? Obudziłeś się już?
Jest coraz bliżej, centymetry dzielą ją od drzwi.
- Musimy porozmawiać...
Gdy przekroczyła próg ciemnej sypialni, chwycił ją wpół.
- Boże, co...
- Znikam stąd. Jeszcze dziś - warknął jej do ucha.
- Natychmiast mnie puść!
- Nic z tego, skarbie.
- Zaufaj mi, Jake. Pomogę ci, tylko mnie puść.
- Zaufaj? A niby z jakiej racji?
Usiłowała się oswobodzić. Zacisnął mocniej ramiona. Maria
skrzywiła się z bólu, a chwilę pózniej zdzieliła go łokciem, potem
kolanem. Nie szamotała się, lecz wykonywała bardzo precyzyjne
ruchy.
Działając instynktownie, Jake przystąpił do walki.
61
Anula
ous
l
a
and
c
s
Po paru minutach, dysząc ciężko, stali naprzeciwko siebie, oboje
mokrzy od potu.
- Poddaj się. Jestem silniejszy. Nie wygrasz ze mną.
- Cholera, Jake. Gdybyś tylko mnie wysłuchał...
- Co to, to nie. Za wiele kłamstw w życiu słyszałem. Całe moje
życie to jedno wielkie kłamstwo.
Wiedział, że Maria się nie podda, że musi ją obezwładnić.
Walczyli z sobą przez kilka minut; był pełen podziwu dla jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •