[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ze względu na moją rodzinę i pracę będę milczał. Ale nie myśl, że nie wiem. że coś
w tym wszystkim śmierdzi. I nie myśl, że się nie dowiem, co.
Teraz Connor wyglądał na zdenerwowanego.
- Co mówisz, Fin? - zapytał z grozbą w głosie.
Ludzie McGoverna odbezpieczyli strzelby, ale Fin uniósł rękę w uspokajającym
geście.
- Tylko rozmawiamy - rzekł.
Connor pokiwał głową, jakby się zgadzał.
- Powiedz ojcu, że mój brat nigdy mu nic nie ukradł - ciągnął McGovern. -
Sprawdzałem rachunki; nigdy nie sprzedawał nikomu żadnej gorzały. Każda beczka jest
zaksięgowana... A nawet gdyby sprzedał, to gdzie są pieniądze?
- Skąd mam wiedzieć, do kurwy nędzy? - warknął Connor. - Sprawdzałeś pod jego
materacem?
- Może powinieneś sprawdzić pod swoim - powiedział McGovern, uśmiechając się
drapieżnie.
Rooney włożył ręce do kieszeni płaszcza i znowu zaczął się przechadzać; w jego
głosie można było teraz wyczuć nutę obłędu, która przypomniała Sullivanowi, dlaczego od
dziecka przezywano go Stuknięty Connor.
- Coś mi tu nie gra, nie sądzisz, Mikę? - powiedział do Sullivana, a potem odwrócił się
z powrotem do McGoverna. - Mój poczciwy, sentymentalny ojciec wyprawia twojemu bratu,
twojemu niezasługującemu na to braciszkowi, stypę w swoim własnym domu, a ty tak się
odwdzięczasz? Tak mu dziękujesz? Boże, na jakim świecie my żyjemy!
Sullivan uniósł broń. Gdyby to on prowadził  rozmowę , obie strony uścisnęłyby
sobie ręce i wszyscy wróciliby do swoich zajęć. Teraz nieszczęście wisiało w powietrzu...
- Myślisz, że taki z ciebie spryciarz, co? - powiedział McGovern.
- Myślisz, że o niczym nie wiem? Myślisz, że nikt nie zauważył, ile czasu spędzasz
ostatnio w Chicago? To...
Connor wyszarpnął rękę z kieszeni, w jego dłoni błysnął pistolet. Rozległ się strzał. Z
dziurą w czole i ze zdziwieniem malującym się na twarzy McGovern osunął się ciężko na
podłogę.
Jego kumple unieśli strzelby, lecz nim zdążyli wystrzelić, Michael Sullivan otworzył
ogień. Seria z thompsona z niemiłosierną siłą zaczęła dziurawić podskakujące i podrygujące
jak marionetki ciała, które zwaliły się z łoskotem na podłogę, zalewając ją kałużami krwi.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że mały Michael nie wiedział do końca, co się
stało. Nagły ruch i ogłuszający huk strzelaniny sprawił, że chłopak zdrętwiał. Oniemiały,
szeroko otwartymi z przerażenia oczami wpatrywał się w krwawą scenę rozgrywającą się
między stopami ojca do wtóru upiornej muzyki padających na podłogę łusek.
Jeden z mężczyzn upadł twarzą do Michaela, niewidzącymi, zamglonymi oczami
patrząc na niego znad kałuży świeżej czerwonej krwi. Chłopak próbował się ruszyć, uciekać,
ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Klęczał więc bez ruchu jak zaczarowany.
A potem zaczął płakać. Zobaczył śmierć i nie miała ona nic wspólnego z tym, co
widział na filmie z Tomem Miksem; jego ojciec nie był Samotnym Jezdzcem. Samotny
Jezdziec wytrącał pistolety z rąk opryszków - ojciec robił zupełnie coś innego. Michael skulił
się na chodniku i szlochał w strugach deszczu.
Sullivan był wściekły.
- Co to, do cholery, było? Connor ciężko dyszał.
- Spadamy stąd - rzucił.
- Chryste, Connor! To dla ciebie znaczy  rozmowa ? Co sobie, do cholery,
wyobrażałeś?
Ale syn Johna Rooneya biegł już do drzwi, zostawiając za plecami zakrwawione ciała
trzech mężczyzn, jakby to były zwykłe śmieci.
- Czekaj! - krzyknął Sullivan. - Nie możesz...
Wtem Connor stanął. Spojrzał ostro na Sullivana i pokazał ręką drzwi. Przez szparę na
dole widać było dziecięcą rączkę.
Michael Sullivan wiedział. Nie zastanawiał się. skąd. po prostu wiedział, że dłoń
należała do jego syna Michaela juniora.
Podbiegł do wyjścia. Ręka zniknęła. Pchnął drzwi i wypadł na ulicę. Mały Michael
stał w strugach deszczu ze spuszczoną głową, łkając. Ujrzawszy ojca z dymiącym jeszcze
karabinem, cofnął się, ale nie uciekał.
Ojciec już go zobaczył, więc ucieczka nie miała sensu. Chłopiec po prostu stał i
czekał. Tata bywał surowy, ale nigdy nie podniósł ręki na żadnego z chłopców. Michael nie
bał się go - mimo tego co przed chwilą zobaczył. Czuł raczej wstyd. Wstydził się tego, co sam
zrobił - że okazał nieposłuszeństwo.
Ojciec podszedł do niego.
- Jesteś ranny?
Michael nie odpowiedział, tylko pokręcił przecząco głową.
W drzwiach stanął wujek Connor. Miał taki sam okropny wyraz twarzy jak tamtej
nocy przed domem.
Wciąż trzymając thompsona w dłoni, Sullivan ukląkł przed synem. Deszcz spływał po
twarzy chłopca jak tysiące łez.
- Wszystko widziałeś...
Michael pokiwał głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •