[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzo późno. – Chodź, Lizzie, odprowadzisz mnie do sa-
mochodu, a potem położysz ją do łóżeczka, co?
112
LUCY CLARK
Elizabeth uśmiechnęła się do niego i pozwoliła wy-
prowadzić na dwór. Wzdrygnęła się, czując nocny chłód,
a Mitch natychmiast zdjął marynarkę i zarzucił jej na
ramiona.
– Dzięki.
– Nie ma za co. Cieszę się, że Maude była z nami,
chociaż śmiała się tak, że bałem się, żeby jej szwy nie
puściły.
– Goją się prawidłowo, ale przed położeniem się
jeszcze sprawdzę – obiecała Elizabeth.
Mitch oparł się o karoserię pikapa, za klapy mary-
narki przyciągnął Elizabeth do siebie, objął ją i przy-
tulił.
– To był wspaniały wieczór, Lizzie.
– Tak.
– Rzadko widuję cię tak odprężoną. Przez cały ty-
dzień byłaś bardzo zajęta...
– Mam wiele spraw na głowie...
Poczuł, jak Elizabeth sztywnieje.
– Nie denerwuj się, nie mam zamiaru wywierać na
ciebie żadnego nacisku. Ale cię pocałuję... żebyś się
mogła odprężyć.
Pochylił się, a ona uniosła ku niemu twarz. Przez
cały wieczór tylko tego pragnęła i teraz miała otrzymać
nagrodę. Mitch objął ją mocniej, jego usta dotknęły
jej warg. Całował ją wolno, delikatnie, a kiedy skończył,
oparła głowę na jego ramieniu. Mitch dotrzymuje słowa.
Nie wywiera na nią nacisku. Przy nim czuje się bez-
pieczna.
– Jadę – odezwał się i pocałował ją w czoło. – Jeśli
dłużej postoimy na tym zimnie, zamarzniemy.
Oddała mu marynarkę.
ODROBINA SZALEŃSTWA
113
– Sądziłam, że przyzwyczaiłeś się do zimnych nocy
na pustyni.
– Tak, i dlatego wiem, kiedy należy wejść do środka
i się ogrzać. – Musnął wargami jej usta. – Słodkich snów,
Lizzie.
Czekała, aż światła samochodu znikną w ciemno-
ściach. Mitcha zaś ogarnęło dojmujące poczucie straty,
kiedy wracał do domu. Powiedział ,,słodkich snów’’, ana
końcu języka miał: kocham cię.
Wszedł do domu i nie zapalając światła, opadł na
najbliżej stojące krzesło. Dlaczego wcześniej sobie tego
nie uświadomił? Zakochał się w Lizzie! Nie! To błąd.
Musi się wziąć w garść... Im dłużej siedział w mroku, tym
lepiej pojmował, że stara się sam siebie oszukać. Z coraz
większą wyrazistością docierało do niego, że pragnienie
zatrzymania Lizzie przy sobie wynika z faktu, że po-
trzebuje jej jak powietrza. Ta myśl napawała go przeraże-
niem.
Elizabeth spodziewała się, że pogodny nastrój Mitcha
utrzyma się, lecz z każdym dniem stawał się coraz mniej
uchwytny, aż w końcu doszła do wniosku, że chyba
celowo jej unika. Maude nie jeździła do kopalni, więc
miała do dyspozycji samochód i Mitch nie musiał co rano
po nią przyjeżdżać. Brakowało jej tego.
– Nie ponosi cię wyobraźnia? – zapytała Maude,
kiedy się jej zwierzyła. – Sama mówiłaś, że macie
ostatnio urwanie głowy. Konsultacje specjalistów z Ade-
lajdy i tak dalej. Poza tym ja nie mogę teraz pracować,
a Mitch pewnie uważa za swój obowiązek mi pomagać.
– Nie wiem – mruknęła Elizabeth.
Marcus telefonował dwukrotnie. Za każdym razem nie
114
LUCY CLARK
omieszkał wspomnieć, że ojciec pracuje w domu i nie
pojawia się w kancelarii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •