[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzonych z Europy wytwornych koszul. Cży popełnił oszu-
stwo podatkowe.
- Kitt...
- Och, do licha, podejdz bliżej i uderz mnie, jeśli ma
to sprawić, że poczujesz się lepiej. Na litość boską, zrób
wreszcie coś głupiego. Zachowuj się jak inni ludzie na tej
pieskiej planecie.
- Zadbaj o swoją skórę i opuść natychmiast ten pokój
- lodowatym tonem powiedział Tray.
Wargi Kitta wykrzywiły się w uśmiechu.
- Czy wiesz, że od śmierci taty, a więc od wielu lat,
ciągle zamierzałem zadać ci jedno pytanie? Kto mianował
cię obrońcą uciśnionych matek, braci i w ogóle całej ludz-
kości? Kto dał ci do tego prawo?
S
R
Szybkim ruchem Tray podniósł się z łóżka. Podbiegł do
Kitta, schwycił go za koszulę i zaczął nim potrząsać.
- Zamknij się wreszcie - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Dzisiejszego wieczoru przeżyłem już wystarczająco du-
żo. Nie prowokuj mnie, bo zrobię coś, czego będę potem
gorzko żałował.
- Nie daj Boże. Nigdy nie znałem nikogo, kto by po
fakcie czegoś nie żałował. Dlaczego uważasz się za czło-
wieka wyjątkowego? Jakim prawem sądzisz, że jesteś inny
niż wszyscy? Istoty ludzkie popełniają błędy. Jest mi nie-
zmiernie przykro, że to ja muszę odkryć ci tę gorzką pra-
wdę, Tray, iż ty także jesteś istotą ludzką. Człowiekiem.
Nieco rozbudzona głośną wymianą zdań odbywającą się
pomiędzy braćmi, Jenny poruszyła się i wymamrotała coś
w półśnie. Jak na komendę Tray i Kitt nagle zamilkli. Ob-
serwowali leżącą i czekali. Kiedy znów zasnęła na dobre,
Tray puścił Kitta. Głosem, nad którym nie w pełni pano-
wał, oznajmił:
- Poniosło mnie. Jest mi przykro.
W oczach Kitta nie było teraz ani śladu rozbawienia.
- A mnie nie - powiedział. Odwrócił się w stronę
drzwi, wygładzając wymiętą koszulę. - Ale może jeszcze
będą z ciebie ludzie. Jest cień nadziei.
Tej nocy Jenny przebudziła się tylko raz, na krótko,
gdzieś przed samym świtem.
Przetarła oczy i wysiliła biedny, skołowany mózg, żeby
sobie przypomnieć, kim była, gdzie się znajdowała, dlacze-
go miała język jak kołek i przepołowioną czaszkę. Było jej
gorąco. Spocona^ usiłowała zrzucić z siebie kołdrę, lecz to
się nie udawało.
Dopiero po kilku minutach uzmysłowiła sobie, że Kitt
S
R
nadal znajduje się w pokoju. Siedział obok niej, oparty
o wezgłowie łóżka. Spał. Na tle granatowego nieba jego
profil był ledwie widoczny. Miał lekko rozchylone wargi
i podbródek opuszczony na pierś. Koszula rozpięta nie-
mal do pasa odsłaniała ciemny, połyskliwy tors. Pochrapy-
wał.
Dłonią zwiniętą w pięść Jenny stuknęła go w ramię.
- Co ty tu robisz? - zapytała schrypniętym od snu gło-
sem. - Nie musiałeś zostawać ze mną. Kitt, wracaj do
swego pokoju i prześpij się trochę,
- Nigdzie nie pójdę - wymamrotał nieprzytomnie.
Co za uparty człowiek, pomyślała Jenny, Zamknęła
ciężkie jak ołów powieki i znów odpłynęła w zaświaty.
Spała przez parę sekund lub kilka minut. W głowie jej
coś dudniło, lecz nagle uprzytomniła sobie, że to nie Kitt
siedzi na jej łóżku.
Głos Traya był głębszy niż brata i bardziej stanowczy.
Po tym go rozpoznała.
W pewnym momencie podczas tej długiej nocy obaj
bracia zamienili się rolami.
Ciepło bijące od ciała Traya ogrzewało teraz ramię Jen-
ny. Czuła zapach płynu po goleniu.
Otworzyła powoli oczy. Wpatrywała się w zarys pod-
bródka Traya. Czuła się dziwnie. Zupełnie inaczej niż przy
Kitcie. To była niebezpieczna i podniecająca sytuacja. Ser-
ce Jenny zaczęło bić przyspieszonym rytmem.
Chrząknęła głośno. Raz, drugi i trzeci. Wreszcie Tray
mruknął coś pod nosem i uchylił ciężkie od snu powieki.
- Ciii. -. Dał Jenny lekkiego prztyczka w nos. - Nie
widzisz, że śpię?
- Dlaczego nie leżysz we własnym łóżku?
- Leżę. - Skrzyżował ręce na piersiach i znów zamknął
S
R
oczy. - Pamiętasz, że jestem właścicielem tego hotelu? To
są moje pokoje. Wszystkie, co do jednego.
- Kiedy zasypiałam, Kitt&
- Zastąpiłem go w roli twojej niańki - stwierdził sucho
Tray.
Jenny usiłowała się podnieść, lecz to się jej nie udało.
Była szczelnie owinięta kołdrą i bolała ją głowa.
- Niepotrzebna mi niańka - warknęła. Kopiąc nogami,
próbowała pozbyć się kołdry. - Potrafię o siebie zadbać.
- Powinnaś to sobie nagrać na taśmę.
Jenny zorientowała się, że ramiączka sukienki, w której
spała, zsunęły się nisko, odsłaniając w ten sposób prawie
cały biust. Opadła na poduszkę i okryła się szczelnie koł-
drą. Wszystko wokół zaczęło nagle wirować. Jenny zrobiło
się niedobrze. Zacisnęła mocno powieki.
- Czuję się kiepsko - powiedziała do Traya. - Lepiej
sobie idz, póki nie jest za pózno.
Odwrócił głowę w jej stronę. Uśmiechnął się lekko.
- Biedna Jenny. Czy to ostrzeżenie z twojej strony?
Spod rąbka kołdry popatrzyły na niego smutne, zaczer-
wienione oczy.
- Tak. Dowiedziałam się czegoś o sobie. Jestem zwy-
czajną pijaczką..
Tray usiłował ukryć rozbawienie.
- Nie jest aż tak zle.
- Jest. Jest. Och, Boże, zaraz znów będę wymioto-
wała.
- Nie, nie będziesz. Posłuchaj uważnie. Zamknij oczy
i nabierz do płuc dużo powietrza. Oddychaj równo. Powoli.
Zasłuchana w spokojny głos Traya i czując dotyk jego
dłoni odgarniającej włosy z jej czoła, Jenny poczuła się
lepiej. Jego rady odniosły pożądany skutek. W brzuchu
S
R
Jenny parę razy groznie zaburczało i na tym, na szczęście,
się skończyło.
- Może jakoś to przeżyję - mruknęła z niechęcią.
- Dlaczego mówisz to z takim smutkiem w głosie?
- Jestem przekonana, że ty nigdy się nie upiłeś.
- Nigdy. Od czasów szkoły średniej.
Jasne. Powinna kię tego domyślać.
- Malone - warknęła - masz na mnie bardzo zły
wpływ. Nie ulegasz żadnym pokusom. Jesteś poważ-
ny. Odpowiedzialny. Dojrzały. W pełni godzien zaufania.
Uciekaj stąd szybko i nie męcz mnie dłużej.
Poważny. Odpowiedzialny. Dojrzały. W pełni godzien
zaufania. Tray zastanawiał się, co rzekłaby Jenny, gdyby
wiedziała, co dzieje się z jego ciałem; Był w stanie zacho-
wywać się podobnie idiotycznie jak każdy normalny męż-
czyzna. Zaczynały go już drażnić wszystkie superlatywy,
którymi obdarzało go całe otoczenie. To, że miał duże
poczucie odpowiedzialności, wcale nie oznaczało, że musi
być do cna nudnym i drętwym facetem. Mógł się zabawić,
gdyby przyszła mu na to ochota.
Czy naprawdę?
Tray odwrócił głowę i popatrzył na Jenny.
Miała zamknięte oczy. Zagryzała dolną wargę, tak jakby
koncentrowała się na rozluznieniu całego ciała. Przy każ-
dym Oddechu rąbek kołdry połyskiwał w świetle wczesne- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •