[ Pobierz całość w formacie PDF ]

telefon, odległe duchem od jego ciała. Prawdopodobnie ze swoją matką.
Do tego przygniotły go życiowe realia. %7łona zapowiedziała, że
separacja będzie go drogo kosztowała. Zaczęły go przerażać
najniewinniejsze nawet wydatki. Miał wrażenie, że wciąż wystawia
czeki: podpisywał je zdesperowany, zaszachowany. Przyznawał, że
pieniądze skłaniają do refleksji.
Słowem, kwestia jego chęci zeszła na dalszy plan. Jeśli jeszcze o
niej myślał, to tylko jako o czymś przynależnym jego żonie i dzieciom.
Kluczową kwestią było teraz, czy one miały chęć przyjąć go z
powrotem. Sytuacja się odwróciła. Zaczął nienawidzić kawalerki
swojego kuzyna. Brzydził się niestałymi w uczuciach mężczyznami,
przysięgał, że sam wyzbył się wszelkich zachcianek. Nade wszystko zaś
piętnował miłośników filmów pornograficznych. O tym, że jego żona
wmieszała dzieci w ich porażkę, nie wspominał ani słowem. Wziął na
siebie całą winę.
Jego jedyna wątpliwość natury osobistej dotyczyła tego, czy będzie
potrafił ją zadowolić. Jednak i w tej kwestii narzucił sobie właściwą
postawę. Miał tyle dobrej woli. Ewentualnie mógł rozważyć podjęcie
współżycia; dołożyłby wszelkich starań. Poprzez swoją niezgodę na
małżeństwo z mężczyzną występnym jego żona odzyskała poniekąd
seksualną atrakcyjność. Po tylu latach przeżytych w schemacie, w
którym to ona chciała, a on był znudzony, konieczność zabiegania o nią
mogłaby rozniecić na nowo jego pożądanie. Potencja seksualna jego
żony, która przedtem go przerażała i paraliżowała, natarczywość, z jaką
domagała się erotycznego zainteresowania, teraz, gdy została
przytłumiona urazą, zaczęła automatycznie zyskiwać na wartości.
Wrócił do domu prawie szczęśliwy. Pózniej przez kilka miesięcy
nikomu jakoś nie udawało się z nim skontaktować. Komu miałby
powiedzieć, że dał się oszukać? %7łe dając swoim dzieciom nadmierną
władzę nad sobą, stracił w ich oczach wszelki autorytet? %7łe zamiast
cudownej metamorfozy żony, czekały go z jej strony tylko pretensje i
drobne akty zemsty, których skutki najdotkliwiej odczuwała ona sama?
Komu miałby powiedzieć, jakie to było przygnębiające?
Tamtego roku nie zapraszano mnie już tak chętnie do siebie na lato.
Skończyły się zrzutki, nie musiałam się już do niczego dokładać. Carlos,
zanim zniknął w ciernistych krzewach swojego związku, poinformował
wszystkich, że to ja bardziej niż ktokolwiek inny nakłaniałam go do
emancypacji. Oczywiście mnie się to nie udało, niemniej stanowiłam
zagrożenie jako ta, która sprowadza mężów na złą drogę, uczy ich
niezależności, kusi ich zapachem nieznanych możliwości. Pokusa
musiała być nie do odparcia, skoro budziła tak duży niepokój. Było to
akurat w czasie, gdy z każdym dniem wyglądałam coraz bardziej
kobieco. Kiedyś krytykowano moje ekscentryczne stroje; teraz niemal z
żalem wspominano moje szerokie spodnie. Zauważano, że umyślnie
noszę czerwone paznokcie, obciślejsze spodnie, czółenka, w które
przecież wcześniej kazano mi się zaopatrzyć. %7łe mam piersi, biodra,
kostki u nóg. Dowody mojej przemiany migały nie tylko w lustrach, w
których znów napotykałam swoją postać  zwiastowały wszystkim mój
powrót. Miałam odbicie. Wróciłam.
Moje dawne umykające spojrzenie mogło uchodzić od biedy za
dziwactwo charakteru. Jego obecna nieruchomość, będąca oznaką
mojego zmartwychwstania, i śmiałość, której kiedyś wszyscy tak sobie
życzyli, skazywała mnie na jeszcze gorszą banicję. Moja samotność była
kalectwem. Moje obecne wyzwolenie miało przez to tym większą moc.
Nie żądano już, żebym miała oczy wilczycy. Nawet oczy wilka byłyby
teraz nie do przyjęcia. Pytano natomiast, czy chcę mieć dzieci, co, jak
rozumiałam, musiało zakładać stały związek. Oczekiwano, że się
ustatkuję. Koleżance z Bazylei, która wraz z mężem zasadzała się na
moją cnotę i napastowała mnie w Parku Potworów, odechciało się
gorszycielstwa, gdy tylko ów mąż, którego nagle przestała pociągać
wizja miłosnego trójkąta, zaproponował mi spotkanie sam na sam w
Paryżu (na które zresztą nie poszłam).
Kiedy chodziłam po ulicach, wszędzie napotykałam możliwości.
Naprawdę! Odkąd widziałam mężczyzn, widziałam ich wszystkich.
Jeden z nich w piekarni przetrząsał ubranie w poszukiwaniu drobnych.
Kiedy wkładał rękę do kieszeni spodni, zdawało mi się, że to ja dotykam
tych okolic, tych niewysłowienie miłych w dotyku miejsc.
Przypomniałam sobie silikonową piłeczkę, którą bawiła się pewna
dziewczynka. Było to na samym początku mojego czasu wytchnienia, po
wyjezdzie w góry. Położyła mi ją na dłoni, żebym sama się przekonała,
jaka jest przyjemna. Jej ulubiona zabawka. Uderzyła mnie aksamitna
gładkość piłeczki, której nie sposób było pomylić z niczym innym 
przeraziłam się, że dziewczynka w tym wieku znajduje w niej
upodobanie.
Nic nikomu nie powiedziałam. Od czasu do czasu, słysząc
niewinne uwagi bliskich, uświadamiam sobie, jak wielka to tajemnica. I
dobrze. Intymność powinna być tajemnicą. Wpadłam na niego
przypadkiem, przejeżdżając samochodem koło Les Invalides, kiedy
przechodził przez ulicę. Zabrałam go ze sobą, tak było najprościej.
Trzeba było zdecydować, w którą stronę jedziemy. Akurat tak się
złożyło, że ani on, ani ja nigdzie się nie wybieraliśmy.
Nie wiem, czy więzy małżeńskie są święte, czy nie, wiem tylko, że
powstały i istnieją poza mną. Nie ukradłam tego mężczyzny. Wzięłam go
sobie, żeby latać. Chciałam zacząć od nowa ze swoim ciałem.
Rozpostrzeć się. Rozewrzeć łopatki jak na Goi. A on to odgadł. Myślał o
tym od miesięcy. Za każdym razem, kiedy mijał moją ulicę,
powstrzymywał się, żeby do mnie nie zadzwonić.
Pojechaliśmy do mnie.
Obejrzał moje mieszkanie, spodobało mu się. Jakby to miało jakiś
związek, spytał, co by było, gdybyśmy się w sobie zakochali, i
stwierdził, że byłoby to katastrofą dla tylu osób. Nie wymieniliśmy
nikogo konkretnie, ale w głębi duszy pomyśleliśmy o tych, których
unieszczęśliwimy.
Stał przed moim łóżkiem, niezwykle spokojny, miał w sobie coś ze
stałości wieśniaka.
Uprzedzałam:
 Wiesz, całe lata tego nie robiłam, całe lata tuliłam poduszkę,
głaskałam maki i pieściłam wzrokiem marmur, odurzałam się fantazjami.
Nie mam życia osobistego.
Odpowiedział:
 Wierz mi, życie osobiste to nie to, co robimy, tylko to, czego nie
robimy.
Uprzedzałam, że jestem wystraszona, że wstyd mi, że w moim
wieku nie pamiętam najprostszych rzeczy, że doskonale wiem, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •