[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzyła się w gorącej wodzie i wtedy pot buchnął z jej skóry.
Przykucnęła zdecydowana wytrzymać ból, aż skóra przyj-
mie go i przyzwyczai się. W końcu wyciągnęła się i położyła
na plecach, opierając głowę na specjalnie w tym celu
umieszczonym kamieniu. Jej włosy rozpostarły się na po-
78
wierzchni, a ciało uniosło powoli, jasnobrązowe i zielon-
kawe, w przejrzystej wodzie. Unosiła się cała oprócz głowy,
która spoczywała na kamieniu. Jej wdzięczne ciało rozłożyło
się na powierzchni jak wykres kobiecości. Zamknęła oczy.
Nastąpił moment, w którym czas przestał istnieć.
Z szałasu dochodził krzyk kobiety  pohukiwała jak
sowa. Palma otworzyła oczy i natychmiast opadły ją myśli.
Wkrótce będzie nowe dziecko do zbadania. Prawdopodob-
nie dziewczynka, sądząc po sposobie, w jaki je nosiła. Mam
nadzieję... bez względu na płeć, mam nadzieję, że będzie
można je zachować. Nie lubię...
Wrócił niepokój  rozległy, głęboki, nieobjęty jak woda.
Usiadła, odgarniając do tyłu mokre włosy. Odwróciła się, by
spojrzeć przez opary na zwieńczoną pióropuszem dymu
białą głowę i ciemne, rozłożyste ramiona góry. Czasem,
przyszło jej do głowy, ta góra patrzy w niebo tak, jakby nas
tu nie było. A czasem w dół  jakby nas tu nie było!
Otrząsnęła się, rozpryskując wodę.
 Góra jest tylko górą! Zaczynasz myśleć jak mężczy-
zna, Palmo!
Zanurzyła więc szybko głowę i otrząsnęła się. Strumienie
gorącej wody spłynęły z jej twarzy i włosów. Zaczęła
masować skórę palcami, zajęła się własnym ciałem, ale myśli
wciąż nie przestawały krążyć po głowie. Nic złego się nie
dzieje.'Można być szczęśliwym albo smutnym, albo ani
smutnym, ani szczęśliwym, kiedy się rozmyśla o tym, co jest
do zrobienia. Ale nie można martwić się tym, co jest.
Mamy jednak poczucie zagrożenia.
Wstała, by przejść niżej, do chłodniejszej wody, zanurzy-
ła się, potem wyszła i usiadła na krawędzi, żeby wysuszyć się
na słońcu. Pochyliła głowę i rozczesywała palcami włosy.
Uczucia uczuciami, a włosy muszą leżeć gładko jeden przy
drugim. Teraz trzeba je ułożyć, nasmarować twarz i odpo-
wiednim kamieniem wyrównać paznokcie.
79
 Palmo! Palmo!
Dziewczyna trzymająca straż zbiegała skacząc i powie-
wając spódniczką między nieckami. Rozłożyła szeroko
ramiona dla złapania równowagi.
 Palmo! Ach, Palmo!
Teraz, kiedy już nauczyła się mówić do mnie po imieniu,
pomyślała Palma, będzie je powtarzać co drugie słowo.
Uśmiechnęła się do dziewczyny i posłała jej całusa.
 Palmo! Palmo! Palmo! Nie jestem przecież lasem
palmowym!
 Widziałam ich!
 - Co takiego?! Chyba jeszcze nie wracają? Jeszcze nie
pora!
 Ależ nie! Miałaś rację. Palmo. Palmo... oni idą dalej.
O wiele dalej! Wcale bym ich nie zobaczyła, ale... 
zachichotała  ale oni włażą na drzewo.
Palma też się roześmiała.
 Jak to?! Wszyscy naraz? Szukają orzechów? Czy dla
zabawy?
 Widziałam tylko jednego... bardzo wysoko.
 Pewnie po ptasie gniazda.
 Pomyślałam, że lepiej będzie, jak ci powiem.
Palma przytrzymała włosy jedną ręką, a drugą poklepała
dziewczynę po policzku.
 Bardzo dobrze zrobiłaś...  Wysiliła pamięć. 
Płotko. W końcu po to tam jesteś, prawda? No,, a teraz
pomóż mi włożyć spódniczkę.
 Ciekawe, czy to był Rozwścieczony Lew? Z takiej
odległości trudno rozpoznać. Musi się niezle bawić.
Ta, Która Nadaje Imiona Kobietom zapinała naszyjnik
z muszelek.
 To miło, że dobrze się bawią. Mam nadzieję, że nie
zapomną, po co poszli. Chodz, zobaczymy razem, co się tam
wyprawia. Prowadz.
W
Rodząca znowu zaczęła pohukiwać jak sowa. Już niedłu-
go, pomyślała Palma. Mam nadzieję...
%7łeby tylko... :,:;' " " " -.-;
Płotka zatrzymała- się przy wrzącym zródle i osłoniła
oczy dłonią. Oddychała miarowo.
 O, tam. Widzisz to duże drzewo, Palmo? To z
uschniętą gałęzią na czubku. A teraz popatrz tam, gdzie ona
wychodzi spomiędzy liści... Widzisz go?
 Nie, nie widzę'  powiedziała Palma.  Ale skoro
dotarli aż tam, to znaczy, że czeka ich długa wyprawa.
Możesz ich już nie obserwować. Przyjdz tylko o zachodzie i
zobacz, gdzie rozpalili ognisko.
Płotka spojrzała na Palmę zawstydzona.
 A co będzie, jak... jak się dowiedzą?
 Nie dowiedzą się.
Palma spojrzała w dół na legowisko Lampartów. Otwar-
te ku niebu, stało także otworem dla patrzącego z góry, od
strony gorących zródeł. Rzędy lamparcich czaszek lśniły w
słońcu. Uśmiechnęła się, a potem zaniosła głośnym, długim
śmiechem. Płotka jej zawtórowała. Dopóki się śmiały,
wyglądały jak siostry, siostry w tym samym wieku.
Palma opanowała się pierwsza.
 Nie zaczniemy, dopóki nie urodzi się dziecko.
Dopiero kiedy zostanie... zostanie nazwane.
Płotka spoważniała.
 Rozumiem.
Palma uśmiechnęła się na widok jej poważnej miny.
Pochyliła się i lekko pocałowała dziewczynę w usta. Płotka
spłonęła rumieńcem, zachwiała się, przechyliła do tyłu i
wstrzymała oddech. Palma obróciła się i zaczęła schodzić w
dół z rozpostartymi ramionami, -oddychając swobodnie i
wdzięcznie przeginając ciało. Zciany legowiska Lampartów
podniosły się i skryły lśniące czaszki. Tym razem, pomyślała,
tym razem będę ostrożniejsza! Wypiję tylko troszeczkę! Ale
81
naraz/jakby wyczarowany myślami z powietrza, stanął jej
przed oczami jak żywy, ze wszystkimi szczegółami, obraz
kokosowej skorupy, wypełnionej ciemnym płynem. Poczuła
nawet jego zapach, więc zaczerwieniła się i wstrzymała
oddech, tak jak przed chwilą Płotka. To tkwi we mnie,
pomyślała, nie jestem taka jak inne. Urodziłam się z tym. A
przecież żadna z Tych, Które Nadają Imiona Kobietom nie
mogła wejrzeć we mnie i dostrzec tego... tego...
Stary Lampart nie leżał już rozciągnięty na głazach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •