[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wobec niezwykle sugestywnych przestróg moralnych kapelana. Wielebny
pomógł mu zrozumieć, że dobre imię, a może nawet życie jego pani, jest na
szali. Kamerdyner, roniąc łzy, udzielił więc informacji. Wyznał panu
Whyteleafe owi, że poznał pocztyliona z powozu, który uwiózł lady Hester, i że
był nim jeden z chłopaków zatrudnionych Pod Koroną w St. Ives.
Od tej chwili pan Whyteleafe przejął dowodzenie. Sposobem obliczonym
na przekonanie roztrzęsionego kamerdynera, że popełnił on błąd, który
niechybnie pogrąży całą rodzinę w rujnującym skandalu, wymógł na nim
milczenie. Niemal równie przekonująco wywiódł przed lordem Widmore em,
dlaczego o całej sprawie nie może się dowiedzieć nikt poza ich trojgiem, a
następnie podjął decyzję, że razem z jego lordowską mością odkryją w St. Ives,
dokąd kierował się ten powóz, i wytropią uciekinierkę. Nie wezmą woznicy ani
pocztyliona, lecz pojadą sami kolaską, którą hrabia trzymał w Brancaster do
własnego użytku na wypadek pobytu w Cambridgeshire.
I ja dodał pan Whyteleafe, przypominając sobie, jak nieudolnie
obchodzi się z końmi lord Widmore będę powoził.
Tymczasem pogrążony w szczęśliwej niewiedzy o jednoczących się
wrogich siłach, sir Gareth zdrowiał w takim tempie, że doktor nie przestawał
sobie gratulować zastosowanej kuracji. Musiało minąć jeszcze sporo czasu, aby
przestała dokuczać mu rana w ramieniu (okoliczność spowodowana, zdaniem
lady Hester, wyjątkowo brutalnymi metodami wydobycia kuli), i znacznie
więcej, aby mógł liczyć na pełne odzyskanie sił. Czynił jednak stałe postępy i
już wkrótce zdołał uzyskać tyle, że jego liczne opiekunki pozwoliły mu wstać z
łóżka i doświadczyć na własnej skórze błogosławionych skutków świeżego
powietrza. Za gospodą znajdował się niewielki ogród, a ponieważ upały nie
ustąpiły i piękne dni następowały jeden po drugim, tam właśnie zaczął spędzać
czas, prowadząc sielską egzystencję, której nie były w stanie zakłócić nawet złe
humory pani Chicklade. Surowa strażniczka moralności nie pozwoliła sobie
wytłumaczyć, że towarzystwo, któremu musi usługiwać, jest godne szacunku.
Gdy zobaczyła, że wyniesiono do ogrodu krzesła z salonu, a za nimi stół i
wszystkie poduszki znalezione w gospodzie, kiedy ponadto przekonała się
również, że jej mąż, który niewątpliwie zbłądził, zgodził się podawać tam
posiłki, zrozumiała, że jej najgorsze podejrzenia niewiele różnią się od prawdy.
Bezbożni włóczędzy, oto jak należało według niej nazwać eleganckie damy i
dżentelmenów, toteż pani Chicklade nikomu nie pozwoliłaby się przekonać, że
jest inaczej. Pan Chicklade powiedział, że szlachetnie urodzonych ludzi poznaje
od razu, póki więc płacą jak należy, mogą jeść obiad nawet na dachu, jeśli tak
im się podoba. Co zaś do zasad moralnych tego towarzystwa, nie do niego
należy krytykowanie osoby niezwykłej, która sypie pieniędzmi tak jak sir
Gareth.
Tak więc pani Chicklade, ze słusznym oburzeniem moralnym na myśl o
złocie płynącym ciągłym strumieniem do kufrów męża, dalej przyrządzała trzy
posiłki dziennie dla swoich podejrzanych gości, a któregoś dnia zaskoczyła
sąsiadów, pokazując się znienacka w nowym, wspaniałym czepku i sukni w
odcieniu intensywnego fioletu.
Jeśli zaś o podejrzanych gościach mowa, to jedynie Amanda nie była w
pełni zadowolona z pobytu w Little Staughton. Sir Gareth miał własne powody,
by nie życzyć sobie końca tego okresu, sprawująca nad nim opiekę lady Hester,
siadująca z nim w przyjaznej komitywie pod drzewami, uginającymi się od
owoców, i doceniona jak nigdy dotąd, rozkwitła. Hildebrand, zainspirowany
wiejskim spokojem, rozpoczął nie bez powodzenia pisać dramat i wcale nie
śpieszył się z powrotem do gwaru wielkiego świata. Wreszcie odzyskał konia,
uległszy namowie przybranego wuja, który powiedział mu, żeby przestał
zachowywać się jak gamoń i bez ceregieli odebrał wierzchowca. Wciąż nocował
na pryczy rozstawionej w pokoju sir Garetha, choć nie dlatego, że wuj jeszcze
potrzebował nocami jego opieki, lecz dlatego, że w gospodzie były tylko dwie
sypialnie dla gości. Dzięki temu sir Gareth miał na bieżąco wgląd w rozwój
dramatu, a każdego wieczoru wysłuchiwał dorobku dnia i był zapraszany do
przedstawiania uwag i sugestii. Hildebranda nie dręczyły wahania, z niezbitą
pewnością przekonywał sir Garetha, że jego rodzice, uprzedzeni o pobycie syna
w Walii, nie oczekują listów, natomiast przyjaciele z pewnością pomyśleli, że
zmienił plany lub coś zatrzymało go po drodze, więc zapewne dołączy do nich
pózniej.
A czy nie miałbyś ochoty do nich dołączyć? spytał sir Gareth. Jak
wiesz, już całkiem dobrze daję sobie radę samodzielnie i nie chcę, abyś czuł się
zobowiązany pozostawać tutaj z mojego powodu. Pan Chicklade może mi
pomóc we wszystkich potrzebach.
Chicklade? obruszył się Hildebrand. Miałbym pozwolić, żeby
wiązał ci, wuju, fular tymi sękatymi łapskami? To nie jest dobry pomysł.
Dopiero co nauczyłeś mnie węzła Waterfall. Poza tym ciocia Hester i ja
zdecydowaliśmy, że kiedy wydobrzejesz na tyle, by móc podróżować, będę ci
towarzyszył do samego Londynu i opiekował się tobą po drodze. Nie wspomnę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]