[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Usiadł niepewnie, na samym brzeżku łóżka, zaplatając nerwowo dłonie na lewym kolanie
- Tak? - jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu
- Bardzo nie podoba mi się to, co dziś zrobiłeś - zacząłem surowo - Po pierwsze, jeżeli mamy
NADAL razem pracować, musisz ustalać ze mną swoje posunięcia. Nie będę tolerował takich
poleceń, jak zostań tu... - celowo zaakcentowałem słowo nadal. Wiedziałem, jak ukarać
Elliana nawet nie podnosząc na niego głosu - Po drugie, nigdy, nigdy więcej nie chcę czuć
twojego gniewu. MUSISZ nauczyć się nad nim panować, wiesz, jaką mocą dysponujesz -
ciągnąłem zimno - Po trzecie, wyszedłeś stąd, nie mając przy sobie broni, a to, jest już
całkowicie NIEDOPUSZCZALNE
- Przecież sam powiedziałeś...
- Nie przerywaj mi!!!!!!!! - ryknąłem, sprawiając, że pobladł jeszcze bardziej, a kostki jego
zaciśniętych dłoni zbielały - Nie było cię przez pół dnia. Martwiłem się o ciebie -
dokończyłem cicho
Siedział wciąż ze spuszczoną głową, nerwowo bawiąc się własnymi palcami. Jego aura była
teraz mieszanką strachu, bólu i smutku. Nie lubiłem doprowadzać go do takiego stanu,
zdarzało się to niezmiernie rzadko, jednak nieraz nie miałem innego wyjścia. Odczekałem
chwilę, czy nie będzie miał przypadkiem czegoś do powiedzenia. Nie miał. Milczał uparcie,
wpatrując się w swoje ubłocone buty, wyszedłem więc z pokoju, cicho zamykając za sobą
drzwi. Usiadłem w sali ogólnej i zamówiłem piwo. Teraz zdałem sobie sprawę, że po
wczorajszym, mówienie Ellianowi tego wszystkiego i to, w dodatku, w taki sposób, nie było
chyba najmądrzejszym posunięciem. Po dość długiej chwili zszedł po schodach i usiadł
naprzeciwko mnie w milczeniu. Osłaniał się tak, że nie czułem ani odrobinę jego aury.
- Ja.. przepraszam Daraen... - wyszeptał w końcu
- Wiesz, że nie o to mi chodziło? - spytałem ciepło
- Wiem... ale i tak przepraszam.
- Nie chcę twoich przeprosin Ellianie. Chcę, żebyś w końcu zaczął mnie traktować jak
partnera, a nie tylko kochanka, czy przyjaciela
- ... - skinął lekko głową, ujmując moją dłoń pod stołem
- Przepraszam Elli, nie powinienem był na ciebie krzyczeć - pomyślałem - ale naprawdę się
martwiłem, gdy nie było cię tak długo. Wiesz, że nie zniósłbym, gdyby ci się coś stało..
- Przepraszam Dar... - powtórzył jeszcze raz
- Niedługo będzie zmierzchać - zmieniłem temat - Idz się przygotuj.
Wbiegł szybko po schodach, wracając w błyskawicznym tempie, kompletnie ubrany i
wyposażony. Razem ruszyliśmy w kierunku starego cmentarza. Po raz kolejny przeszedłbym
obok niego, nawet się nie zatrzymując, gdyby Ellian nie zahamował mnie stanowczo.
Zaczynało się ściemniać, gdy, obszedłszy groby, zbliżaliśmy się ku ruinom. W półmroku
miejsce to wyglądało cokolwiek przerażająco. Nocne cykady rozpoczęły swój koncert,
nietoperze wyruszyły na łowy, zataczając nad ziemią regularne kręgi. Wiedziałem, że Elli
słyszy ich pogwizdywania. Zmysły jednorożca były niesłychanie czułe, zwłaszcza w takich
chwilach. Ellian niemal bezgłośnie dobył zza pasa dwa krótkie, zakrzywione sztylety. Srebrne
klingi błysnęły złowieszczo w świetle wschodzącego księżyca. Nie mniej złowieszczo lśniły
fiołkowe oczy jednorożca. Przyczailiśmy się z dwóch stron na wpół zniszczonych drzwi, na
których wypalono znak chroniący przed intruzami. Elli nie odważył się nawet za dnia wejść
do środka, a ja nie miałem podstaw, aby nie ufać mu w tego typu kwestii. Jeżeli chodzi o
magię bowiem, wykazywałem dość mizerne talenty. Właściwie, biorąc pod uwagę nazwę
zawodu, który z Ellianem wykonywaliśmy, była ona dość myląca. Nie polowaliśmy na
czarownice. Nie na wszystkie. Naszymi celami stawały się rozumne istoty, które swoją
inteligencję wykorzystywały przeciw ludziom, przy pomocy magii, lub wrodzonych
półmagicznych zdolności. Setki razy wzywano nas, gdy komuś nie spodobała się wioskowa
wiedząca, czy wędrowny zielarz - uzdrowiciel. Było to, jak zawsze się śmiałem, ryzyko
zawodowe. Zawsze najpierw należało dokładnie zbadać sprawę, poszukać dowodów,
zinterpretować ślady. Bywały jednak i przypadki, w których nie mieliśmy żadnych
wątpliwości. Przypadki takie jak ten. Drgnąłem, kiedy Elli przesłał mi szybką, podnieconą
myśl.
- Uważaj! Idzie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]