[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gotowała gary makaronu i sosu.
Wszedł, zapalił światło i rozejrzał się po pokoju.
Prawdę mówiąc, spędzał w nim za mało czasu, \eby zdą\ył nabałaganić. Ostatni raz spał tu
trzy tygodnie temu. Rozkładana sofa wymagała wymiany pokrycia. Wcześniej nie zwracał na to
uwagi. Teraz jednak wyblakłe, błękitne obicie wyraznie działało mu na nerwy.
W kilku krokach przemierzył pokój i znalazł się we wnęce, w której mieściła się kuchnia.
Sięgnął po puszkę piwa. Zciany te\ powinny zostać odmalowane, stwierdził, sącząc piwo, a podłogę
mo\na by przykryć dywanem.
Nie potrzebował \adnych luksusów. Pokój z kuchnią, o kilka kroków od biura. Mieszkał tu,
całkiem zadowolony, odprawie dekady. Taki lokal wystarczyłby chyba ka\demu.
Ka\demu, ale nie Natalie!
Ona tu nie pasowała. Był o tym przekonany. Poprzednia noc była dla niego objawieniem.
Natalie potrafiła obudzić w nim nieznane do tej pory uczucia; sprawić, \e zapomniał o bo\ym świecie.
Jakby wokół nie istniał nikt prócz ich dwojga.
Gdyby chciał to dalej pociągnąć, byłoby to nie fair wobec \adnego z nich. Im dłu\ej trwała ich
znajomość, tym bardziej przywiązywał się do Natalie i tym trudniej będzie mu się z nią rozstać.
Rozwód nie pozostawił po sobie głębszych blizn. Och, mo\e parę drobnych ukłuć. Sporo
pretensji. Ale \adnego bólu. Głęboko zakorzenionego, dotkliwego bólu, jaki odczuwał na myśl o \yciu
bez Natalie.
Mógł ją przy sobie zatrzymać. Była na to du\a szansa. Aączyła ich przecie\ bardzo silna
fizyczna więz. Nawet gdyby więz ta o połowę osłabła, wcią\ byłaby silniejsza ni\ cokolwiek, czego
wcześniej doświadczył. Kiedy obudził się przy niej tego ranka, poczuł, \e dla niego to o wiele za
mało. Oczami duszy ujrzał biały płot, dzieci bawiące się w ogródku... To, co przychodziło po ślubie:
poczucie stabilizacji, świadomość, \e to na całe \ycie.
Oni nie tak się umawiali. Nie miał więc prawa zmieniać zasad i oczekiwać, \e Natalie zechce
się ustatkować. Sam przecie\ niespecjalnie sprawdził się w mał\eństwie. Do Natalie ani trochę nie
pasował. Zaś świadomość, \e chciałby mimo wszystko z nią być, napawała go przera\eniem.
Jeszcze gorzej, o wiele gorzej byłoby, gdyby odrzuciła ze wzgardą jego prośbę, by zechciała,
mimo wszystko, spróbować.
Chciał mieć ją całą. Albo wcale. Czy więc nie będzie sensowniej porzucić ją, zanim się,
nieszczęsny, do reszty pogrą\y? Po namyśle postanowił zrobić to tutaj, właśnie tutaj, gdzie ró\nice
między nimi będą kłuły w oczy.
Gdy rozległo się pukanie do drzwi, nie odstawiając puszki, poszedł otworzyć.
Było dokładnie tak, jak się spodziewał. Natalie stała na klatce schodowej, szczupła, złocista,
niczym egzotyczna istota z innej planety. Uśmiechnęła się i wychyliła, \eby go pocałować.
- Cześć.
- Cześć. Wejdz. Nie miałaś kłopotów z trafieniem?
- Nie. - Zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. -Przyjechałam taksówką.
- Słusznie. Gdybyś zaparkowała twój luksusowy wóz w tej okolicy, zostałyby z niego same
klamki. Napijesz się piwa?
- Nie - odparła, podchodząc do okna.
- Niespecjalny widok - powiedział, widząc, \e przygląda się budynkowi naprzeciwko.
- Niespecjalny - powtórzyła. - Ciągle pada. -Zdjęła płaszcz i uśmiechnęła się, gdy jej wzrok
padł na kolejne koszykarskie trofea.
- Dla najlepszego zawodnika - odczytała półgłosem napis wygrawerowany na plakietce. - To
ciekawe. Zało\ę się, \e mogłabym cię pokonać w dziewięciu przypadkach na dziesięć.
- Wtedy byłem zmęczony - rzucił, kierując się do kuchni. - Nie mam wina.
- To nic. Hm... Chińszczyzna. - Otworzyła jedno z pudełek, stój ących na kredensie i
powąchała. - Umieram z głodu. Jadłam tylko marną sałatkę na lunch.
^ Objechałam dziś całe miasto, \eby przygotować wszystko na sobotę. Gdzie są talerze? -
Zaczęła otwierać szuflady, jakby była u siebie. - Będę musiała przeprowadzić kontrolę wszystkich filii
w przyszłym tygodniu. Przyszło mi do głowy... -Urwała, czując na sobie jego uporczywy wzrok - O
co chodzi?
- O nic - burknął.
Nie tak miało być, myślał przekładając jedzenie na talerz. Dlaczego zaraz po wejściu do
mieszkania zaczęła pogawędkę? Ju\ od progu powinna się zorientować, \e tu nie pasuje. Miała mu
ułatwić zadanie.
- Czy ty nie widzisz, gdzie jesteś, kobieto? Natalie zamrugała powiekami.
- Ach... w kuchni?
- Rozejrzyj się! - Chwycił ją za rękę i zaciągnął do pokoju. - Spójrz! Widzisz to? Tu
mieszkam. Taki jestem.
- Dobrze ju\, dobrze.
Odepchnęła jego dłoń, bo jego palce za mocno wpijały jej się w ciało i rozejrzała się
posłusznie po
pokoju. Był spartański i zarazem męski w swojej prostocie. Mały, ale nie ciasny. Na stoliku po
przeciwnej stronie stały oprawione rodzinne fotografie, które chciała obejrzeć z bliska.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]