[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żliwość, że Lenę porwała jej matka.
- To nie ona - oświadczyła Angela.
- SkÄ…d wiesz?
- Bo porywacze posÅ‚użyli siÄ™ lalkÄ… albo jakÄ…Å› zaba­
wką, żeby Leny nie przestraszyć, a potem zarzucili jej
coÅ› na gÅ‚owÄ™ i wynieÅ›li. ByÅ‚a pół żywa ze strachu - wy­
szeptała.
czytelniczka
scandalous
Przerażenie w jej oczach, kiedy odgrywała dla niego
tę scenę, wzburzyło go i napełniło bezsilną wściekłością.
Zacisnął ręce w pięści i czekał, co powie dalej.
- Kiedy zaczęła płakać, odurzyli ją jakimś środkiem,
żeby się uspokoiła. To nie mogła być jej matka. %7ładna
matka nie zrobiłaby tego swojemu dziecku. Z żadnych
powodów.
SpojrzaÅ‚a mu prosto w twarz, najwyrazniej przygoto­
wana na jego sceptycyzm. On jednak jej wierzył. Nie
wątpił ani przez chwilę, że wszystko zdarzyło się tak,
jak to opisaÅ‚a. ChciaÅ‚by móc przypisać to jej niezwykÅ‚e­
mu instynktowi i wyszkoleniu policyjnemu, jak to często
robił w przeszłości, ale wiedział, że oszukiwałby sam
siebie.
- No dobrze - powiedział w końcu. - Więc gdzie ten
obrazek, który miałem zobaczyć?
- Tutaj. - Sięgnęła po blok rysunkowy. Palce się jej
trzęsły, kiedy przewracała kartki.
- Mogę? - Wyjął jej szkicownik z rąk, usiadł przy
stole i zaczął oglądać jeden rysunek za drugim.
Pierwszy przedstawiał konia stojącego dęba. Następny
srokatego ogiera białej maści nakrapianej w czarne cętki.
- Najpierw zobaczyłam konie - wyjaśniła mu zza
pleców. - Rysunki nie sÄ… zbyt dobre, ale dajÄ… ogólne po­
jęcie.
MyliÅ‚a siÄ™. ByÅ‚y dobre. Jako czÅ‚owiek, który nie po­
trafił narysować prostej kreski bez pomocy linijki, Justin
zawsze zazdrościł jej zdolności plastycznych. Sądząc
z tych szkiców, jeszcze je rozwinęła. Na kolejnym ry­
sunku znów były konie, tym razem biegnące w kręgu,
czytelniczka
scandalous
otoczone płotem. Patrzył na nie dłuższą chwilę i odwrócił
kartkÄ™.
- A co to jest? - spytaÅ‚ na widok czegoÅ›, co przy­
pominało monetę.
- Nie jestem pewna. Nie wiem nawet, czy ma to coÅ›
wspólnego z porwaniem. Ujrzałam po prostu całą serię
obrazków i naszkicowałam je szybko z pamięci.
Pochyliła się nad nim, muskając go ręką, kiedy sięgała
po szkicownik, i ten niewinny kontakt natychmiast go
zelektryzował. Próbując nie zwracać uwagi na jej zapach,
czekał cierpliwie, aż znajdzie poszukiwany rysunek.
- O, jest!
Poczuł na szyi jej ciepły oddech, a kiedy spojrzał na
nią przez ramię, musiała coś wyczuć, bo odsunęła się
i stanęła z boku, podając mu szkicownik. Wbił wzrok
w rysunek domu, a raczej domku, z krÄ™tÄ… drogÄ… i drew­
nianym, dość prymitywnym pÅ‚otem. Z tyÅ‚u majaczyÅ‚o ja­
kieś inne zabudowanie, które mogło być stajnią, stodołą
albo garażem.
- Wiem, że szkic jest marny, ale czy nic ci to nie
przypomina? Nie widziałeś gdzieś takiego miejsca?
Słyszał nadzieję w jej głosie i przykro mu było, że
musi ją rozczarować.
- Po pierwsze, szkic jest całkiem dobry. Jesteś bardzo
utalentowana, Angelo.
- Dziękuję, ale...
- I owszem, to znajomy widok - zaczął. Wstał
i chwyciÅ‚ jÄ… za rÄ™ce, by powstrzymać wybuch entuzja­
zmu. - Ale podobnych miejsc jest co najmniej ze sto
w samym naszym okręgu.
czytelniczka
scandalous
- A konie?
- Co konie?
- Może to rodzaj maÅ‚ego rancza z miejscem do tre­
nowania koni. Popatrz. - OswobodziÅ‚a rÄ™ce, biorÄ…c szki¬
cownik. - Widzisz, że biegną po kole? Może to tor do
trenowania koni wyścigowych?
- Może - zgodziÅ‚ siÄ™, nie majÄ…c serca do koÅ„ca po­
zbawiać jej złudzeń. - Ale jesteśmy w Teksasie. Masz
pojęcie, na ilu ranczach są tory dla koni?
- Zapewne na wielu.
- Na bardzo wielu. Niemniej chyba mamy od czego
zacząć.
Uśmiechnęła się do niego prawdziwym, radosnym
uśmiechem, który rozjaśnił jej oczy i chwycił go za serce.
- Dzięki, że uwierzyłeś w moje wizje i nie traktujesz
mnie jak jakiejÅ› wariatki.
Podniósł jej podbródek i zajrzał głęboko w oczy.
- Nigdy nie uważałem cię za wariatkę. I chociaż nie
rozumiem tych wszystkich nadnaturalnych zjawisk
i czułbym się pewniej, gdyby to był tylko twój kobiecy
instynkt, nie zmienia to faktu, że ci wierzę. Zawsze
w ciebie wierzyÅ‚em, Angel. Jak możesz tego nie wie­
dzieć? Czy byłem aż takim złym mężem, że nie okazałem
ci, jaka jesteś wyjątkowa? Zawsze tak sądziłem i nadal
sÄ…dzÄ™.
Potrząsnęła głową.
- To nie była twoja wina - powiedziała ze łzami
w oczach. - Tylko moja. Sama w siebie nie wierzyłam,
więc jak mogłam oczekiwać tego od ciebie?
- A więc wracamy do kwestii zaufania, tak?
czytelniczka
scandalous
- To sobie nie ufaÅ‚am. Nie tobie - wyszeptaÅ‚a. - To­
bie ufałam zawsze.
Jej łzy ścisnęły go za serce.
- Nie pÅ‚acz - poprosiÅ‚. - Nie mogÄ™ znieść, jak pÅ‚a­
czesz.
Wzięła od niego chusteczkę, podciągnęła się i usiadła
na stole, po czym wytarła mokre policzki.
- Widzisz?.- Uniosła twarz. - Ani śladu łez.
- Niezupełnie. - Przysunął się i otarł palcem samotną
łzę, wiszącą na rzęsie. Był tak blisko, że widział te mokre
rzęsy, ślady łez na policzkach, czuł zapach moreli we
włosach.
Uśmiech zamarł jej na ustach.
Podobnie jak jemu. W gÅ‚owie zapaliÅ‚o mu siÄ™ Å›wia­
tełko alarmowe, każąc mu natychmiast wyjść, nie patrzeć
w te mokre, niebieskie oczy, nie gÅ‚askać jej policzka. Ig­
norując ostrzeżenie, pochylił głowę.
- To błąd - szepnął bardziej do siebie niż do niej.
- Absolutnie.
- Powinienem już iść.
- Tak - szepnęła.
Tylko jeden raz, obiecał sobie Justin. Jeden raz, żeby
ukoić palące pragnienie. Jeden jedyny raz i koniec. Ale
po tym jednym razie chciał więcej. Angela musiała czuć
to samo, bo wsunęła mu palce we włosy i całowała go
równie namiÄ™tnie. Pożądanie ogarnęło caÅ‚e jego ciaÅ‚o. Za­
czął ją pieścić i gładzić rozpalonymi rękami, a z każdym
dotykiem, z każdym westchnieniem płomienie buchały
wyżej i jaśniej. Objęła go ramionami za szyję, przytuliła
się całym ciałem. Gdzieś w zakamarku mózgu ostatnie
czytelniczka
scandalous
przebłyski rozsądku szeptały mu, że to szaleństwo. %7łe
to Angela, jego byÅ‚a żona. PracujÄ… tylko razem nad przy­
padkiem porwania i w chwili, gdy ukończą śledztwo, ona
wyjedzie. Wróci do San Antonio. Do życia, które wybrała
bez niego.
Zbierał siły, by się od niej odsunąć, kiedy oderwała
usta i zaczęła rozpinać mu guziki koszuli, wyrywać ją
z dżinsów.
- Angela - zaczął i urwał raptownie, czując jej palce
na swojej skórze.
- Dotknij mnie - zażądała i polizała go po szyi. -
Chcę poczuć na sobie twoje ręce.
Znów przywarÅ‚ do jej ust. Jak we Å›nie rozpiÄ…Å‚ jej bluz­
kÄ™ i haftkÄ™ stanika z przodu, potarÅ‚ czubki jej piersi. JÄ™k­
nęła cicho i ten dzwiÄ™k wywoÅ‚aÅ‚ w nim nowÄ… falÄ™ po­
żądania. PochyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ i zaczÄ…Å‚ pieÅ›cić jÄ™zykiem jej pier­
si. ZadrżaÅ‚a i wbiÅ‚a paznokcie w jego ramiona. Pot wy­
stąpił mu na czoło z wysiłku, aby jej nie popędzać.
Z cierpliwoÅ›ciÄ…, która drogo go kosztowaÅ‚a, nie przesta­
wał jej podniecać.
- Justin!
Chwyciła go za włosy i zmusiła, by podniósł głowę.
Przez sekundę widział jej zamglone z pożądania oczy
barwy dymu. I znów przylgnęła zaborczo do jego ust.
Jej ręce były wszędzie, w jego włosach, na plecach,
na torsie, na brzuchu i jeszcze niżej. Jednym szarpniÄ™­
ciem rozpięła klamrÄ™ jego paska i siÄ™gnęła do zamka bÅ‚y­
skawicznego.
- Angel! - szepnął, powstrzymując jęk.
Jeśli go słyszała, nie dała tego po sobie poznać. Nadal
czytelniczka
scandalous
obsypywała jego twarz pocałunkami, starając się rozpiąć
zamek. Jej roznamiÄ™tnienie rozpaliÅ‚o go do biaÅ‚oÅ›ci. Nig­
dy w życiu nie pragnął tak żadnej kobiety. Marzył, aby
zerwać z niej dżinsy i wziąć ją tu, natychmiast. Ale nie
byli parÄ… beztroskich mÅ‚odych ludzi w szponach pier­
wszej namiętności. To Angela. Jego była żona. Zasługuje
na coś lepszego. Podobnie jak on. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •