[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kot Phoebe wyszedł zdomu wyjaśniła Marie.
Phoebe poderwała głowę.
Wyszedł! Na litość boską, przecież nie zamówił powozu na Drury Lane.
Wygląda na to, że uciekł zmojego pokoju iwypadł na dwór przez frontowe drzwi.
Ach, gdy to mówiła, uświadomiła sobie prawdę. Wbaśniach imitach wymaga się
od bohaterów strasznego poświęcenia, jeśli pragną rzeczy zakazanych, znajdujących się
poza ich zasięgiem. Proszę, tylko nie Charybda. Proszę, proszę, proszę.
Ktoś musiał zostawić otwarte drzwi od twojego pokoju powiedziała łagodnie
Lisbeth, szukając nerwowo wzrokiem lustrzanej powierzchni, aby ocenić swoje odbicie.
Pokojówka, prawdopodobnie.
Phoebe powoli podniosła na nią wzrok.
I wszystko stało się jasne.
Lisbeth odwróciła głowę wstronę Phoebe, jakby przyciągana wnieunikniony
sposób jej wzrokiem.
Mierzyły się spojrzeniami przez tak długą chwilę, że siostry Silverton zaczęły się
niespokojnie kręcić.
Przecież masz wszystko, pomyślała Phoebe. Imimo to czujesz się tak bezsilna, że
musiałaś uciec się do podstępu, by mnie pokonać. Musiałaś zabrać mi kota. Jules itak
będzie wkońcu twój.
Mam nadzieję, że ktoś znajdzie twojego kota powiedziała wreszcie Lisbeth
bardzo uprzejmie, patrząc wskupieniu.
Ty wygrasz stwierdziła Phoebe inawet nie mrugnęła okiem.
Lisbeth zbladła ispuściła wzrok, co było dla Phoebe pewnym zadośćuczynieniem.
Skoro nic innego nie mogła zrobić, to chciała chociaż, żeby Lisbeth była
niespokojna, śpiąc znią pod jednym dachem.
Lisbeth odchrząknęła.
Jules się spóznia. Miał mnie wziąć na przejażdżkę. Mam nadzieję, że nic mu się
nie przytrafiło.
Jules, Jules, Jules, Jules. Lisbeth uwielbiała wypowiadać jego imię.
Mów jego imię, ile chcesz. Wyjdz za niego. Nigdy nie będzie naprawdę twój.
Inawet nie będziesz tego wiedziała.
A może będziesz.
Lady Silverton po raz drugi weszła do pokoju, trzymając na ręku Franza.
Wydawał się szczęśliwy, że wrócił na dawne, bezpieczne miejsce wramionach swojej
pani. Rozległy izdradziecki marmurowy ocean zdecydowanie mu nie odpowiadał.
Och, droga panno Redmond, widzę, że jest pani ubrana wstrój do konnej jazdy.
Zapomniałam pani powiedzieć, że markiz był tu przez chwilę, ale wybiegł na dwór, jakby
się paliło. Czy on się przypadkiem nie boi psów? Bo obawiam się, że Franz go
wystraszył swoim szczekaniem. Od razu się odwrócił iwybiegł.
Wygląda na to, że wszyscy uciekają dziś ztego domu zaświergotała lady
Marie.
Dwadzieścia minut pózniej Jules przybył do klubu White a. Napotykani po
drodze ludzie uciekali wpopłochu na drugą stronę ulicy. Charybda uciszyła się dopiero,
kiedy weszli do klubu. Jej wycie ucichło jak nożem uciął, amarkiz spojrzał na nią
zdziwiony, aby się upewnić, czy przypadkiem nie wyzionęła ducha od napadu złego
humoru.
Ale nic ztych rzeczy. Kot rozglądał się zciekawością, otwierając szeroko duże,
inteligentne zielone oczy. Sprawiał wrażenie przyszłego członka klubu, który uznał to
miejsce za godne uwagi.
Jules minął bez słowa lokaja, który wyciągnął ręce po jego płaszcz ikapelusz, po
czym cofnął je szybko zaszokowany iwytrzeszczył oczy, gdy zobaczył kota na ręku
markiza.
Gdy przemierzał klubowe pomieszczenie, kot zawadiacko wymachiwał grubym
ogonem, oczyszczając powietrze zwszechobecnego dymu.
W pewnej chwili smagnął ogonem Waterburna, który akurat przechodził obok.
Aco to, udiabła&
Jasnowłosy olbrzym obrócił się na pięcie, gotowy wyzwać kogoś na pojedynek,
iszeroko otworzył oczy.
Aadna sztuka odezwał się do markiza swoim zwykłym tonem wyrażającym
podziw zpewną dozą niechęci. Ile za niego dałeś?
Zdziwisz się, Waterburn, ale można dostać coś takiego zupełnie za darmo. Może
go pogłaskasz?
Waterburn wyciągnął rękę.
Miau& ooouwrrrr!
Złożone zkilku sylab operowe miauknięcie mogło zmrozić krew wżyłach. Jak
warczenie głodnej, rozzłoszczonej, przyczajonej na drzewie pantery, gotującej się do
skoku na niczego się niespodziewających ludzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]