[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kontynuowania ich małżeństwa. A te namiętne, desperackie słowa, które
44
RS
szeptał jej owej nocy przed czterema laty, nie płynęły z głębi serca, lecz
były jedynie wyrazem przelotnego nastroju.
Tak więc teraz Sadie odrzuciła wszystkie romantyczne mrzonki i
powiedziała to, co należało:
- Zwietnie, dziękuję. Z pewnością mi się tam spodoba.
Zadarła wysoko głowę i wyszła na korytarz. Sądziła, że Spence
odprowadzi ją tylko na dół, lecz on nieoczekiwanie wsiadł razem z nią do
taksówki, a gdy przyjechali do hotelu, załatwił jej formalności
meldunkowe i poszedł za nią do windy.
- To nie jest konieczne - rzekła zdesperowana.
- Owszem, jest - odparł oficjalnym tonem.
Przywykła do innego Spence'a - energicznego jak żywe srebro,
szczerego aż do bólu, bystrego, poryw-czego i aroganckiego. Lecz teraz
zachowywał się układnie, uprzejmie i sztywno, jakby jedynie wypełniał
przyjęty obowiązek.
To było gorsze niż bezceremonialność, z jaką zazwyczaj ją
traktował. Wtedy przynajmniej czuła, że łączy ich przyjazń. Obecnie, gdy
okazało się, że nadal są małżeństwem, panowało między nimi nieznośne
napięcie
W windzie milczeli, a kiedy dotarli do jej pokoju, otworzył drzwi i
puścił ją przodem. Zachowywał się tak nienagannie, że miała ochotę go
kopnąć.
Pokój był duży i pięknie umeblowany. Spencer umieścił jej walizkę
na półce. Wychodząc, przystanął na korytarzu i uważnie przyjrzał się
Sadie.
45
RS
- Wszystko w porządku? - spytał. - Wiem, że to jest dla ciebie równie
okropne jak dla mnie. Przepraszam za tę całą sytuację...
Odejdz już, błagała go w duchu. Chcę zostać sama.
- Nie martw się o mnie. Jutro polecę pierwszym porannym
samolotem, żeby zdążyć do biura na dziewiątą.
Na jego twarzy odmalowała się ulga, jakby nie mógł się już
doczekać, kiedy Sadie wyniesie się z miasta.
- Przez cały tydzień będę zajęty w Nowym Jorku i nie zdążę wrócić
do Butte. Kup sobie bilet na mój lot na Fidżi. Spotkamy się na lotnisku w
Los Angeles. I znajdz kogoś, kto cię zastąpi na czas naszego pobytu w
kurorcie. Tylko kogoś kompetentnego, a nie jakiś ptasi móżdżek.
- Dobrze, zajmę się tym - odparła. - Dziękuję, że mnie
odprowadziłeś.
Zrobił zakłopotaną minę i odchrząknął.
- Wcześniej mówiłem serio, Sadie. Nie musisz porzucać pracy u
mnie.
A więc stąd ta troska o mnie, pomyślała.
- Może być tak jak przedtem - ciągnął. - Możemy po prostu powrócić
do...
- Dobranoc, Spence - rzuciła szorstko i zatrzasnęła mu drzwi przed
nosem.
46
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Sadie często marzyła o spędzeniu nocy w hotelu Plaza. W
dzieciństwie jako namiętna pożeraczka książek zaczytywała się powieścią
Elosie" o dziewczynce mieszkającej w tym hotelu. Wydawał się on jej
wówczas bardziej odległy i niedostępny niż kratery na Księżycu. Kratery
widziała z Butte, natomiast hotel Plaza mogła sobie jedynie wyobrażać.
I oto teraz znalazła się tutaj - we własnym pokoju. Podobnie jak
bohaterka powieści, mogłaby skakać po łóżku albo huśtać się na pręcie
zasłony prysznica.
Mogła też zadzwonić do obsługi hotelowej i zamówić potrawy, jakie
tylko zechce.
Spence zapewnił ją o tym. Bardzo to wielkoduszne i uprzejme z jego
strony, że zarezerwował jej ten luksusowy apartament. Zachował się jak
dbający o pracowników szef.
A nie jak mąż - ale przecież nie zamierza nim dla niej być.
Nie będzie się tym przejmowała, postanowiła. Powinna już dawno go
zostawić.
Jednak gdy wczoraj odkryła, że nadal są małżeństwem, jej świat
wywrócił się do góry nogami, a wszystkie stłumione rozpaczliwe,
nieodwzajemnione uczucia powróciły ze zdwojoną siłą.
Nie mogła także pozbyć się myśli, że Spencer wbrew swym
deklaracjom o wyłącznie praktycznych powodach planowanego
małżeństwa zamierzał jednak spędzić z Deną noc poślubną. Jej z
pewnością nie odesłałby do hotelu.
47
RS
Oczywiście, nie powinna być tym zaskoczona. Ale wszystko byłoby
o wiele prostsze, gdyby go nie kochała - gdyby potrafiła po prostu odejść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]