[ Pobierz całość w formacie PDF ]
złapać trochę świeżego powietrza.
*No to pewnie zaraz kogoś tu przyśle - pomyślałem głośno.
Poradzimy sobie - spokojnie odezwał się Edek. - Poświecimy komórkami i poszukamy twojej
latarki.
Po chwili błysnęły trzy zielone ekraniki.
Latarka leżała tuż przy moich stopach.
117
ROZDZIAA DWUNASTY
BUDZIK NA CZTERECH AAPACH " TAJNA ZBROJOWNIA POD PIWNIC "
SEKRETNY TUNEL BEZ WEJZCIA DO ZAJAZDU " STARY KLUCZ PASUJCY DO
KAÓDKI " KTO ODKRYA DRUGIE DRZWI? " JAK SOKOLE OKO WPADA DO
ZBROJOWNI? " MUNDUR I BROC JOACHIMA " MIT O MOGILE FRANCUZÓW "
GDZIE PODZIAA SI SKARB NAPOLEONA? " ARTUR ODNALAZA STARY ZESZYT "
CZY HIPEKI PUNI POBADZDLI? " TO NIE TEN KAJET " PUNI PRZEPADA BEZ
WIEZCI " DOBRA RADA WILHELMA TELLA " KAJET LUCJANA " DOKD
PROWADZ KLAMRY W MURZE? " CO ZBUDZIAO TADEUSZA? " ROZWIZANIE
ZAGADKI WYJZCIA Z TUNELU
Po nieprzespanej nocy przespałem połowę dnia. Spałbym dłużej, ale poczułem nagle na
swoim nosie coś wilgotnego. Otworzyłem podpuchnięte oczy i włożyłem okulary.
To był różowy języczek Premiera. Piesek Edyty szczeknął do mnie na dzień dobry, zamerdał
ogonem i przeskoczył na śpiącego Edka. Nasz archeolog zerwał się na równe nogi.
*Co jest? - wykrzyknÄ…Å‚ nieprzytomnie.
*To tylko Premier...
*Tutaj? - Edek oprzytomniał. -Aha! - na widok psa klepnął się dłonią w czoło. - To ten
Premier.
Tymczasem rozhasany piesek postawił na nogi rozczochranego Pawła.
- Jestem przeciw stosowaniu psa do budzenia! - ziewając przeciągle wykrzyknął mój
podwładny. - Protestuję! Miałem właśnie taki piękny sen...
*Przepraszam! - wtrącił się rozbawiony sytuacją Edek. - Czy ktoś jeszcze, jak Paweł, miał
sen o pani Kasi?
*Ja! - śmiejąc się wykrzyknął Bolek, który zajrzał właśnie do Pokoju Francuzów". - Poza
tym Premier jest śliczny, śliczniejszy od najpiękniejszego snu. Z wyjątkiem, oczywiście, tego o pani
Kasi.
*Czy powiedziałem, że miałem sen o pani Kasi? - zdziwił się niezbyt przytomny Paweł.
*Usłyszeliśmy od ciebie, że miałeś piękny sen - Edek spojrzał w oczy Pawła. - A jak piękny
sen, to tylko o pani Kasi! Piękniejszego snu nikt z nas nie potrafi sobie wyobrazić...
Edek przerwał, bo w uchylonych drzwiach pojawiła się rozpromieniona pani Kasia.
*O wilku mowa... - zaśmiał się na jej widok Bolek.
*A to tylko Premier - dodałem pospiesznie.
Zostałem skwitowany pogodnym śmiechem, bo Bolek miał na myśli pojawienie się pani Kasi,
o której mówił Edek, a ja wyrwałem się z Premierem.
- Pani Edyta miała rację - uśmiechnęła się pani Kasia i spiekła raka, bo pewnie słyszała żarty
z Pawła. - Premier to prawdziwy budzik na czterech łapach... Zapraszam na obiad.
Paweł spojrzał na zegarek.
*Trzynasta? - zerknął z niedowierzaniem w okno. - Powinniśmy być już nad Biebrzą...
*Zdążymy - wciągając skarpetki zaśmiał się Edek. - Dotrzemy tam, tylko kilka godzin
pózniej - wcisnął stopy w sandały i dodał: - Artefakty poczekają na nas. Nie zauważą nawet, że się
spózniliśmy, bo czym jest te kilkaset minut różnicy w porównaniu z wiekami, które one spędziły
pod ziemiÄ…?
118
- Myślałem o Teodorze i Lopku - żachnął się Paweł. - Oni z pewnością zauważyli już nasze
spóznienie...
Rozdzwoniła się czyjaś komórka. Moja! Dzwonił Lopek.
*Tomasz? Przedzwoń do Edka, że zaspaliśmy i zaraz dojedziemy...
*Gdzie jesteście?
*Jeszcze w Aomży, w hotelu.
*Poczekajcie w Aomży. Edek, Paweł i pani Kasia będą tam za godzinę.
*To oni nie sÄ… w obozie pod Rajgrodem?
*Duchem są tam! Ale, ponieważ też zaspaliśmy, siedząjeszcze w zajezdzie.
Lopek ziewnÄ…Å‚ przeciÄ…gle.
*No, to się jeszcze zdrzemnę - powiedział i wyłączył telefon.
Wszyscy byliśmy zmęczeni, niewyspani i półprzytomni, bo do świtu wyjaśnialiśmy
pozostawioną przez Adama tajemnicę. Dopiero nad ranem zrozumieliśmy, ze na razie potrafimy
uchylić zaledwie jej rąbka.
*Pewnie trzeba jeszcze raz zajrzeć do rękopisu Adama - mruknąłem do siebie.
*Myślałem, że przeczytałeś - zdziwił się Teo.
- Tylko fragment - przyznałem ze skruchą i wstydem, bo popełniłem błąd polegający na
zlekceważeniu podstawowego zródła pisanego, które miałem pod ręką. - Teraz wiem, że to za mało,
by zrozumieć sens naszych nocnych odkryć... Za karę nie pojadę nad Biebrzę - zaśmiałem się - i
bardzo żałuję, że udacie się tam beze mnie.
Jednego byliśmy pewni: przodek Edyty i karczmarz Jan nie próżnowali. To, czego dokonali i
co po nich zostało, mogło zadziwić i przyprawić o zawrót głowy nawet nas, żyjących w XXI wieku.
W piwnicy pod piwnicą odkryliśmy prawdziwą zbrojownię, połączoną długim tunelem z
karczmą. Zaskoczyło nas, że tunel ten nigdy nie miał otworu wejściowego do karczmy. Zamiast
tego miał z nią wspólną wymurowaną z czerwonej cegły ścianę. Widocznie, gdyby zaistniała
potrzeba dotarcia do zbrojowni bez wychodzenia z karczmy, można ją było z łatwością wyburzyć.
Potrzeby takiej w przeszłości najwyrazniej nie było, gdyż ściana trwała w stanie nienaruszonym.
To tym tunelem Sokole Oko dotarł do ściany karczmy, przez którą dogadał się ze mną
alfabetem Morse'a. Zaślepienie tunelu murowaną ścianą ograniczało jednak możliwość jego
wykorzystywania i nie pasowało do pomysłowo skonstruowanych wejść i wyjść w piwniczkach.
Doświadczenie podpowiadało mi, że powinno istnieć inne połączenie tunelu z karczmą połączenie
wielokrotnego użytku, służące swobodnemu poruszaniu się między nią i piwniczkami w obie
strony.
Piwnica górna, być może użytkowana kiedyś również jako pomieszczenie gospodarcze, była
jednocześnie ukrytym wejściem i wyjściem z piwnicy dolnej, czyli zbrojowni, do której wchodziło
się też drzwiami ukrytymi teraz pod ziemią. Te drzwi były zamknięte na solidną kłódkę, którą po
naoliwieniu, otworzyłem kluczem znalezionym w starej szafie, w domu pana Artura.
Miałem rację, że zwróciłem uwagę na krecika, narysowanego kiedyś przez Adama na planie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]