[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaloty. Poza tym wzbudził w niej lęk, przypominając swoim zachowaniem Tima.
Na wpół świadomie, przelęknionym szeptem, wypowiedziała imię pierwszego męża.
Harden podniósł głowę.
- Jesteś taki sam, taki sam jak on - wykrztusiła ze łzami w oczach. - Liczy się tylko to,
czego ty chcesz. Wszystko ma być tak, jak ty chcesz, a co czują inni, jest nieważne.
Na twarzy Hardena pojawił się wyraz zmieszania. Miranda miała przerażająco zbolałe
i smutne oczy. Wyciągnął rękę, żeby zetrzeć łzy z jej policzka.
- Nie skrzywdziłbym cię - rzekł z wahaniem. - W ten sposób bym cię nie wykorzystał.
- Bardzo proszę, rób, co chcesz - powiedziała znużonym głosem. Opuściła ciężko
powieki. - Wszystko mi jedno. Czego można oczekiwać od kogoś, kto nie potrafi wybaczyć
własnej matce? I to czegoś, co miało miejsce przed dwunastu laty, a nawet tego, że go
urodziła. Twoja matka musiała bardzo kochać tamtego mężczyznę, skoro zaryzykowała wstyd
i poniżenie pozamałżeńskiej ciąży i wydała cię na świat.
Otworzyła oczy.
- Ale ty nie umiesz kochać. Twoja zdolność do miłości została pogrzebana wraz z
Anitą. Nic tu nie zostało. - Położyła dłoń na jego piersi, gdzie mocno i nierówno biło serce. -
Nic. Tylko nienawiść.
Poderwał się na nogi i obrzucił ją zirytowanym wzrokiem. Milczał.
- Dlaczego w ogóle wziąłeś ze mną ślub? - spytała ze smutkiem i usiadła. - Z litości,
czy tylko dla seksu?
Nie mógł powiedzieć jej prawdy. Na początku rzeczywiście żywił wobec niej tylko
litość. Pożądanie zjawiło się wkrótce potem, aż przeobraziło się w męczącą obsesję. Ale od
przyjazdu na ranczo Miranda obudziła w nim inne uczucia, których nie doznał nawet z Anitą.
Uniósł rękę do piersi, tam, gdzie go dotknęła. Odruchowo pocierał to miejsce, jakby
zostawiła na nim ciepły ślad.
- Ty mnie kochasz, prawda? - spytał niespodziewanie.
Spłonęła rumieńcem i odwróciła głowę.
- Myśl, co chcesz.
Nie wiedział, co powiedzieć ani co zrobić. Jeszcze niedawno wszystko wydawało mu
się takie oczywiste: poślubi Mirandę, będzie się z nią kochał, kiedy przyjdzie mu na to
ochota, ona zaś urodzi mu dzieci. I nagle wszystko się skomplikowało.
Pamiętał dzień, kiedy Miranda wymknęła się bez uprzedzenia na konną przejażdżkę, i
jakich czarnych barw nabrało życie do jej powrotu. Pamiętał potworny strach, chory lęk, i
wtem pojął, skąd się to wzięło. W mgnieniu oka wszystko zrozumiał.
- Posłuchaj - zaczął opanowanym tonem. - Miało być inaczej. Najlepiej będzie, jeśli...
- Jeśli szybko to przerwiemy - wywnioskowała błędnie.
Patrzyła mu odważnie prosto w oczy.
- Tak, słusznie. Żadne z nas nie jest naprawdę gotowe do nowego związku. Miałeś
rację, utrzymując, że jest za wcześnie.
- Nie o to mi chodzi. Poza tym nie dostaniemy rozwodu w dniu ślubu.
Miranda przygryzła wargi.
- Nie, raczej nie.
- Zostańmy tu choćby parę dni. Kiedy wrócimy do domu... podejmiemy ostateczną
decyzję. - Wziął swoje rzeczy i poszedł ubrać się do łazienki.
Miranda włożyła długą bawełnianą koszulę nocną i położyła się do łóżka. Zamknęła
oczy.
Niepotrzebnie się fatygowała, bo i tak nawet na nią nie spojrzał, wychodząc z pokoju.
Do końca skróconego pobytu w Cancun byli dla siebie bardzo uprzejmi, ale nic poza
tym. Czas minął szybko. Jeden dzień spędzili na wycieczce do Chichén Itzá, spacerując po
mieście Majów z dziesiątkami innych turystów. Zabytkowy teren rozciągał się na kilku
kilometrach kwadratowych. Monumentalne budowle świadczyły o tym, że był to niegdyś
ośrodek kultu religijnego, a nie zwyczajne miasto. Przestronny plac otwierał się na różne
miejsca związane z kultem. Rolnicy z plemienia Majów pielgrzymowali tam podczas
najważniejszych świąt. Archeolodzy doszli do wniosku, że oprócz tego do Chichén Itzá
ściągały obywateli targi oraz posiedzenia lokalnych władz.
Mirandę najbardziej zainteresowało obserwatorium astronomiczne oraz Święta
Studnia, miejsce składania ofiar. Przystanęła na krawędzi, spojrzała na mroczną, mętną wodę
i wstrząsnął nią dreszcz.
Było to budzące strach podziemne źródło, gdzie przez wiele lat strącano setki ludzkich
ofiar, by przebłagać bogów w porze suszy. Powierzchnia wody liczyła około pół hektara i
znajdowała się dwadzieścia metrów poniżej krawędzi.
- Ciarki człowieka przechodzą - zauważył stojący obok Mirandy mężczyzna. - Proszę
sobie wyobrazić te tysiące dziewic spychanych ze skały do wody. Składać w ofierze ludzkie
życie w imię religii! Oni byli wyjątkowo prymitywni, nie sądzi pani?
- A nie słyszał pan o pierwszych chrześcijanach, których rzucano lwom na pożarcie? -
wtrącił Harden. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •