[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Benedykt skwitował jego pytanie machnięciem ręki.
- Mówią, że bardzo bystrym politykiem jest pan Disraeli - zauważyła Morwenna.
- Ten parweniusz? On zawdzięcza swą karierę wyłącznie temu, że w obrzydliwy
sposób podlizuje się królowej.
- Nie, nie - zaprotestował Justin. - Nie może to być jedyny powód jego błyskotliwej
kariery. Jest genialnie zdolnym człowiekiem.
- Faktycznie masz rację. Szczególne zdolności wykazuje zwłaszcza w reklamowaniu
własnej osoby.
- Był przecież premierem.
- Och, przez miesiąc czy coś koło tego...
Mama wybuchnęła śmiechem.
- Widzę, że sprawy polityczne zaczną się u nas wysuwać na pierwszy plan. Kiedy te
wybory mają się odbyć, Benedykcie?
- W grudniu.
- Będą musieli szybko podjąć decyzję.
- Rzeczywiście, nie zostaje wiele czasu na przygotowania. Mam jednakże nadzieję, że
dam sobie jakoÅ› radÄ™.
Ani ja, ani Pedrek nie odezwaliśmy się podczas tej dyskusji ni razu. Zastanawiałam się,
czy i jego, tak jak mnie, uderzył zupełny brak zainteresowania dorosłych naszymi osobami.
Jakby zapomnieli, że my również siedzimy przy stole. Zazwyczaj po dłuższej rozłące
zachłannie słuchali naszych relacji z pobytu w Kornwalii; nigdy nie mieli ich dość. Wypytywali
nas o to, czy i jakie postępy robimy w jezdzie na koniu, jak nam wychodzą skoki, jak się
miewają dziadkowie, jaka była pogoda i o wiele innych podobnych spraw.
Następnie dorośli zmienili temat i zaczęli rozmawiać o reformach w Irlandii
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
planowanych przez pana Gladstone'a. Benedykt Lansdon, jak można było oczekiwać, był i w
tej kwestii doskonale zorientowany. To on głównie zabierał głos przy stole, a reszta
towarzystwa słuchała go w skupieniu. Dowiedzieliśmy się, że nieszczęsne położenie
Irlandczyków oraz ich rosnące niezadowolenie bardzo niepokoi pana Gladstone'a. Jego
zdaniem rozwiązanie tego problemu zależy wyłącznie od rządu.
Tak wyglądał nasz powrót do domu, całkowicie zepsuty - jak powiedziałam
Pedrekowi - przez wizytÄ™ Benedykta Lansdona.
Od owego momentu człowiek ten całkowicie zdominował nasze życie. Stale nas
odwiedzał. Kiedy spacerowałam z mamą po parku, często się do nas przyłączał. Rozmawiali
ze sobą i wydawali się wtedy zupełnie zapominać o mojej obecności. Zdarzało się jednak, że
Lansdon próbował nawiązywać rozmowę również ze mną. Pytał mnie o postępy w jezdzie
konnej i obiecał wybrać się kiedyś z nami na wspólną przejażdżkę.
Został wybrany na kandydata do poselskiego fotela, tak jak przepowiadała mama.
Nosił się teraz z zamiarem kupienia domu w Monorleigh. Chciał, by mama pojechała razem z
nim i pomogła mu w wyborze odpowiedniego obiektu.
Marzyłam o tym, by sobie odjechał na zawsze. Chwilowo wynajął umeblowany dom i
szukał czegoś bardziej stosownego. Ale często przyjeżdżał do Londynu.
Zbliżał się listopad. W parkach zamiatano opadłe liście, a w powietrzu unosił się
przyjemny zapach spalenizny. Było mglisto i wilgotno; niebieskie opary wisiały nad drzewami,
nadając im nieco tajemniczy wygląd. Oboje z Pedrekiem przepadaliśmy za tą porą roku.
Brodziliśmy, szurając nogami, w zgarniętych liściach i snuliśmy marzenia o fantastycznych
przygodach, których oczywiście byliśmy głównymi bohaterami. Swą zręcznością,
pomysłowością i odwagą zadziwialiśmy cały świat.
Ale tego roku nie miało się spełnić żadne z moich marzeń. Do mego serca zaczął się
wkradać lekki niepokój.
I wtedy... przyszło to najgorsze.
Był wieczór. Leżałam już w łóżku, ale jeszcze nie spałam. Swoim zwyczajem czytałam
przed snem do chwili, kiedy przyjdzie panna Brown i zgasi mi światło.
Do mej sypialni zajrzała mama. Oczy jej błyszczały. Nieraz słyszałam, jak opowiadano
o ludziach, których oblicza rozświetlał odblask szczęścia. W tej chwili mama właśnie tak
wyglądała. Biło od niej jakieś wewnętrzne światło. Nigdy nie widziałam równie promiennej
twarzy.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]