[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lerna maszyna to już antyk. Wyrzuć pan go i zapomnij o nim.
 Ma pan rację  powiedział Al.  Tego nie wiedziałem.  W ślad za Jo-
em wyszedł z warsztatu na korytarz.  Mamy teraz do czynienia z czymś więcej
niż proces rozkładu; to już inny problem. Będziemy mieli trudności ze zdobyciem
gdziekolwiek jakiejś nadającej się do spożycia żywności. Jakie artykuły spożyw-
cze, sprzedawane w supermarketach, będą świeże po tylu latach?
 Konserwy  odparł Joe.  Widziałem mnóstwo konserw w tym sklepie
w Baltimore.
 A teraz już wiemy dlaczego. Czterdzieści lat temu w supermarketach sprze-
dawano znacznie więcej produktów w puszkach, a mniej potraw mrożonych.
Masz rację: może się to okazać jedynym zródłem zaopatrzenia w żywność. 
Zamyślił się.  Ale skoro w ciągu jednego dnia ten proces przesunął się z dwu
lat do czterdziestu, jutro o tej porze może to już być sto lat. %7ładen zaś artykuł spo-
żywczy nie nadaje się do jedzenia w sto lat od momentu zapakowania, obojętne
czy w puszkę, czy w co innego.
 Chińskie jaja  powiedział Joe.  Tysiącletnie jaja, które zakopują tam
w ziemi. . .
 I nie dotyczy to jedynie nas samych  ciągnął Al.  Pamiętasz tę starą
kobietę w Batlimore? Ta siła zadziaałała również na jej zakup, na tę azalię. 
Czy cały świat będzie cierpiał z powodu wybuchu bomby na Lunie?  zadał
sobie pytanie. Dlaczego obejmuje to wszystkich, a nie tylko nas?
 Idzie tu. . .  zaczął Joe.
 Bądz cicho przez sekundę i pozwól mi się nad czymś zastanowić. Może
Baltimore istnieje tylko wtedy, gdy znajdzie się tam jedno z nas? A ten Supermar-
ket Szczęśliwców  może znikł z powierzchni ziemi, gdy tylko z niego wyszli-
śmy? Możliwe jednak, że spotyka to tylko nas, tych, którzy byli na Lunie.
 Jest to problem filozoficzny, pozbawiony znaczenia i sensu  oświadczył
Joe.  W dodatku nie istnieje możliwość udowodnienia, że jest tak lub inaczej.
 Miałoby to pewne znaczenie dla starej damy w płaszczu koloru czarnych
jagód  powiedział zgryzliwie Al.  I dla wszystkich pozostałych.
 Idzie tu kierownik warsztatu  zwrócił mu uwagę Joe.
97
 Przeglądałem właśnie instrukcję obsługi, która znajdowała się w pudle ra-
zem z pańskim magnetofonem  powiedział mechanik. Z dziwnym wyrazem
twarzy wręczył Alowi niewielką książeczkę. I zaraz wyrwał mu ją z ręki.  Pro-
szę popatrzeć, oszczędzę panu czytania całości. Niech pan spojrzy: tu na ostatniej
stronie jest mowa o tym, kto wyprodukował to świństwo i gdzie je należy wysłać,
żeby fabryka dokonała naprawy.
  Wykonano w firmie Runciter, w Zurychu  przeczytał głośno Al. 
Jest jeszcze adres warsztatu naprawczego na terenie Federacji Północnoamery-
kańskiej. W Des Moines. Tak samo jak na pudełku od zapałek.  Podał książecz-
kę Joemu, mówiąc:  Jedziemy do Des Moines. Ta książeczka jest pierwszym
dowodem związku między oboma miastami.  Ciekawe, dlaczego akurat Des
Moines, zastanowił się.  Przypomnij sobie  zwrócił się do Joego  czy Run-
citera kiedykolwiek w życiu łączyło coś z Des Moines?
 Runciter się tam urodził  powiedział Joe.  Spędził tam pierwsze pięt-
naście lat swego życia. Wspominał o tym od czasu do czasu.
A więc wrócił tam teraz, po śmierci. W taki czy inny sposób. Runciter jest rów-
nocześnie w Des Moines i w Zurychu, myślał. W Zurychu trwają wykrywalne za
pomocą aparatury pomiarowej procesy metaboliczne jego mózgu, ciało w stanie
półżycia zamknięte jest w chłodni Moratorium Ukochanych Współbraci, a mi-
mo to nie można nawiązać z nim kontaktu. W Des Moines nie ma go w sensie
fizycznym, a jednak najwyrazniej właśnie tam można się z nim porozumieć. Wła-
ściwie, za pomocą takich środków, jak ta instrukcja obsługi, kontakt taki został już
nawiązany, przynajmniej w jedną stronę  od niego do nas. Tymczasem, myślał
dalej, nasz świat zamiera, cofa się we własną przeszłość, demonstruje na zewnątrz
realia minionych etapów swego rozwoju. Być może, obudziwszy się pod koniec
tygodnia, zobaczymy, że po Piątej Alei jeżdżą dzwoniąc staromodne tramwaje.
 Trolley Dodgers  zastanawiał się, co oznaczają te słowa. Zarzucona nazwa,
pochodząca z przeszłości, pojawiła się w jego świadomości jako mgliste wspo-
mnienie, wypierające aktualną rzeczywistość. Pod wpływem tego niejasnego, su-
biektywnego przecież odczucia poczuł się nieswojo: zjawisko, jakiego nigdy do-
tąd nie przeżył, stało się nagle zbyt realne.
  Trolley Dodgers  powiedział na głos. Co najmniej sto lat temu. Nazwa
ta obsesyjnie utkwiła w jego świadomości  nie mógł jej zapomnieć.
 Skąd pan zna tę nazwę?  spytał kierownik warsztatu.  Nikt już jej nie
pamięta. Tak nazywała się niegdyś drużyna Brooklyn Dodgers.  Spoglądał na
Ala podejrzliwie.
 Chodzmy lepiej na górę  powiedział Joe  żeby się upewnić, czy niko-
mu nic się nie stało. Potem wyruszymy do Des Moines.
 Jeżeli nie polecimy tam od razu  mówił Al  może się okazać, że po-
dróż zabierze nam cały dzień albo nawet dwa.  Zrodki komunikacji będą się
stawały coraz bardziej prymitywne, pomyślał. Pojazdy o napędzie rakietowym
98
zastąpione zostaną przez odrzutowce, które z kolei ustąpią miejsca samolotom
z silnikami spalinowymi. Potem podróże drogą lądową: parowy pociąg napędza-
ny węglem, wóz konny. . . niemożliwe chyba, żebyśmy aż tak bardzo się cofnęli,
myślał. A jednak mam już w rękach magnetofon sprzed czterdziestu lat, porusza-
ny za pomocą gumowego koła napędowego i pasków transmisyjnych. Może więc
dojść i do tego.
Obaj z Joem szybko ruszyli w stronę windy. Joe nacisnął guzik. Czekali w mil-
czeniu, zdenerwowani i pogrążeni w myślach.
Winda nadjechała z hałasem, pod wpływem którego Al przerwał swe rozwa-
żania. Machinalnie otworzył żelazne, rozsuwane drzwi i zobaczył, że stoi przed
otwartą kabiną, zwisającą na stalowej linie, udekorowaną okuciami z polerowa-
nego mosiądzu. Znudzony windziarz w liberii siedział na stołku, trzymając rękę
na przycisku i spoglądając na nich obojętnie. Lecz to, co odczuł Al, nie było obo-
jętnością.
 Nie wchodz do niej  powiedział, przytrzymując Joego.  Spójrz i zasta-
nów się; spróbuj sobie przypomnieć windę, którą jechaliśmy dziś, niedawno temu,
napędzaną hydraulicznie, obudowaną, samoczynną, całkowicie bezszmerową. . . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •