[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ciemności tu zalegały tak gęste, że tylko gobliny, przywykłe do życia we wnę-
trzu gór, mogły coś rozeznać. Korytarze krzyżowały się, plątały, wiły we wszyst-
kich kierunkach, ale gobliny znały te przejścia nie gorzej, niż ty znasz drogę do
najbliższej skrzynki pocztowej. Tylko że ich droga spadała w dół, w dół, a duszno
było tu okropnie. Gobliny zachowywały się brutalnie, szczypały jeńców bez miło-
sierdzia, gdakały przy tym i rechotały wstrętnymi, kamiennymi głosami. Tak nie-
szczęśliwy jak w tym momencie Bilbo nie czuł się nawet wówczas, kiedy troll trzy-
mał go za pięty, głową do dołu. I znowu zatęsknił boleśnie do swojej ślicznej wła-
snej norki. Ale nieraz miał jeszcze do niej tęsknić.
Nagle błysnęło przed nimi czerwone światełko. Gobliny zaczęły śpiewać czy ra-
46
czej skrzeczeć, tupiąc płaskimi stopami po kamieniach do taktu i do taktu też po-
szturchując więzniów.
Ciap! Klap! Mrucz, sap!
Pcha cię sto łap
W dół, w dół, w nasz gród,
W głąb, na sam spód -
Jazda mój chłopcze!
Ach! Cóż za łup!
Młot w łeb aż chrup!
Trzask, prask, w pył, w proch,
W dół, w głąb, w spód, w loch -
Hopla-hop, chłopcze!
Szach, mach. Tnie bicz,
Męcz, jęcz, tnij, ćwicz!
Z grot grzmi sto ech -
Nasz wrzask, nasz śmiech -
Hej ho, w krąg, w krąg,
I z rąk do rąk -
W kółeczko, chłopcze!
Brzmiało to doprawdy przerażająco. Zciany odbijały echem:  Ciap, klap , a po-
tem  Trzask, prask! i okropny śmiech goblinów,  Hopla-hop, chłopcze! Sens pie-
śni nietrudno było zrozumieć, bo gobliny wyciągnęły bicze i smagały więzniów,
wrzeszcząc do wtóru:  Tnij, ćwicz! i pędząc ich przed sobą tak, że mało nóg nie
pogubili. Niejeden też krasnolud w głos lamentował i beczał jak nieboskie stwo-
rzenie, kiedy wreszcie wpadli do ogromnej pieczary.
Pośrodku paliło się tu wielkie, czerwone ognisko, wzdłuż ścian płonęły pochod-
nie, a goblinów zgromadziło się bez liku. Zmiały się, przytupywały, klaskały w rę-
ce, gdy krasnoludy i biedny hobbit, który znalazł się na samym końcu pochodu,
najbardziej wystawiony na baty, wbiegły gnane przez poganiaczy strzelających za
nimi z biczów. Kuce już stały stłoczone w kącie, a worki i pakunki były pootwiera-
ny; gobliny przetrząsały rzeczy, obwąchiwały, obmacywały wszystko i kłóciły się
o łup.
Obawiam się, że po raz ostatni wówczas krasnoludy oglądały swoje dzielne,
małe kuce, a między nimi ślicznego, krzepkiego siwka, którego Elrond pożyczył
Gandalfowi, ponieważ jego wierzchowiec nie nadawał się na górskie ścieżki. Go-
bliny bowiem jadają konie, kuce i osły (jedzą zresztą także o wiele gorsze rzeczy)
47
i stale są głodne.
Na razie jednak więzniowie martwili się wyłącznie o własną skórę. Gobliny sku-
ły im ręce za plecami i wszystkich połączyły wspólnym łańcuchem, po czym za-
wlokły w drugi kąt pieczary.
W ciemnym kącie, na wielkim płaskim kamieniu siedział olbrzymi goblin z po-
tężną głową, otoczony przez żołnierzy zbrojnych w topory i krzywe szable, ulu-
biony oręż goblinów. Otóż gobliny są okrutne, przewrotne i złe do gruntu. Nie wy-
rabiają pięknych przedmiotów, ale na innej robocie znają się dość dobrze. Umieją,
jeśli im się chce, budować tunele i szyby kopalni nie gorzej niż krasnoludy, cho-
ciaż z natury są niedbałe i brudne.
Szczególnie udają im się młoty, siekiery, miecze, sztylety, kilofy, kleszcze,
a także wszelkie narzędzia tortur; umieją robić je sami, ale jeszcze chętniej zmu-
szają do pracy pod swoim kierunkiem więzniów i jeńców, trzymając ich pod zie-
mią, póki nieszczęśnicy nie wymrą z braku powietrza i światła. Niewykluczone,
że to właśnie gobliny były wynalazcami pewnych maszyn, które z czasem sta-
ły się utrapieniem świata, a przede wszystkim przemyślnych urządzeń do zabi-
jania mnóstwa istot za jednym zamachem; gobliny bowiem lubią koła i mecha-
nizmy, a nade wszystko gwałtowne wybuchy; lubią też wyręczać się w robocie,
o ile się da, cudzymi rękami. W owych jednak czasach i w dzikim kraju nie doszły
jeszcze do tak wielkich (jak to się nazywa) osiągnięć. Nie żywiły do krasnoludów
szczególnej nienawiści, a nienawidziły ich tylko tak jak wszystkiego i wszystkich,
a zwłaszcza istot lubiących porządek i szczęśliwych; zdarzało się w niektórych
okolicach, że przewrotne plemiona krasnoludów zawierały nawet sojusz z gobli-
nami. Do Thorina wszakże i jego plemienia gobliny pałały wielką złością z powo-
du wojny, o której wam wspomniałem, lecz której dzieje nie należą do tej histo-
rii. W każdym zaś razie goblinom było obojętne, kogo pochwycą, byle udało się
to zrobić szybko i cicho i byle więzniowie nie mogli się bronić.
 Co to za łachmytki?  spytał Wielki Goblin.
 Krasnoludy i jedno takie coś!  odpowiedział któryś z poganiaczy ciągnąc
na łańcuchu Bilba tak, że hobbit padł na kolana.  Znalezliśmy ich obozujących
w naszym Frontowym Przedsionku.
 Co to ma znaczyć?  zwrócił się Wielki Goblin do Thorina.  Na pewno nic
dobrego! Szpiegujecie wewnętrzne sprawy mojego narodu, jak widzę! Nie zdzi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •