[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapełnił się ludnością w purpurowych szatach i zdawało mi się, żem wyróżnił wśród tłumów
nowopowstałą królewnę równie piękną jak znikniona Chryzeida.
Wkrótce jednak okręt nasz oddalił się, tak że purpurowy gród, wyśniony przez króla Miraklesa, znikł
nam z oczu.
Po trzech miesiącach żeglugi przybyłem do Balsory, a stamtąd pośpiesznie udałem się do
Bagdadu.%7Å‚EGLARZA
PRZYGODA SIÓDMA
Wróciłem do Bagdadu nie bez przykrego poczucia samotności. Zazwyczaj widok wuja Tarabuka po
długiej niebytności w domu sprawiał mi przyjemność. Od czasu jednak gdy wuj Tarabuk odmienił swą
postać pod wpływem i namową Chińczyka, nie mogłem już na jego widok doznawać uczuć rodzinnych.
Nie wydawał mi się po dawnemu wujem, lecz dziwacznym potworem. Na domiar złego nie pozbyłem się
moich obaw i podejrzeń. Wciąż jeszcze tkwiła mi w głowie nieznośna i uparta myśl, że wuj pragnie
jeszcze za życia przedrukować swe utwory na powierzchni mego ciała.
Niespokojnie i nieufnie wszedłem do pałacu.
Wuj Tarabuk powitał mię radośnie. Chińczyk, który stał tuż obok niego, skłonił mi się życzliwie.
- Drogi mój Sindbadzie! - zawołał wuj. - Cieszę się, że wracasz zdrów i wesół. Wiedz o tym, że dzień
dzisiejszy jest dla mnie dniem uroczystym. Pamiętasz chyba, że w czasie ostatniego twego pobytu w
Bagdadzie plecy moje nie były jeszcze uświetnione żadnym drukiem. Miałem właśnie w pomyśle
cudowny poemat i czekałem na jego wykonanie. Ukończyłem go właśnie wczoraj, a dzisiaj mój
przyjaciel, Chińczyk, wydrukował mi go na plecach. Upajam się tą myślą, że mam na plecach
prawdziwe arcydzieło, wspaniały poemat pt. Naprzód. Jest to utwór buńczuczny, czupurny, zawadiacki i
zuchwały! Utwór pełen wykrzykników. Utwór wzbierający męstwem i odwagą! Mam go na plecach!
Wprawdzie skazany jestem na to, iż nigdy własnymi oczyma nie będę go mógł odczytać, lecz mój
chiński przyjaciel co dzień z rana odczytuje mi głośno ów poemat.
Chińczyk uśmiechnął się i z lekka poklepał wuja po plecach. Stwierdziłem z zadowoleniem, że wuj
zapomniał jakoś o przekazanym mi prawie przedruku, a w każdym razie nie poruszał tej drażliwej
sprawy.
Zmęczony długą podróżą, udałem się wkrótce na spoczynek. Nazajutrz wuj spytał mnie, czy tym razem
wręczyłem jego wiersz. jakiejkolwiek królewnie.
- Przebacz mi, wuju, moje karygodne zapomnienie - zawołałem nieco zawstydzony. - Miałem tyle
kłopotów i nieszczęść, że zapomniałem zupełnie o swej obietnicy.
- Widzę, że nie mogę polegać na tobie - odpowiedział wuj Tarabuk. - Każesz mi zbyt długo czekać na
sposobność, a tymczasem starzeję się z dniem każdym i boję się owej chwili, gdy piękna królewna,
oczarowana moim wierszem, dozna poniekÄ…d zawodu, ujrzawszy samego autora zbyt leciwego i zbyt
wiekowego. Zamiast mię nazwać swym mężem, nazwie starym dziadem. Postanowiłem tedy wyruszyć
w podróż razem z tobą. Uczony Chińczyk będzie nam towarzyszył. Chciałbym to uczynić jak najprędzej.
Kiedy zamierzasz opuścić Bagdad?
- Jestem gotów odjechać choćby dziś jeszcze - odrzekłem. - %7łądza podróży stała się moim nałogiem. W
Bagdadzie nie widuję nikogo prócz ciebie i Chińczyka. Tam zaś, w krajach nieznanych, oglądam takie
dziwy i cuda, o jakich wy obydwaj nie macie pojęcia. Wszystko tam jest zaklęte i zaczarowane. Na
każdej wyspie rozkwita inna baśń. W każdej baśni przebywa inna królewna.
- A więc skierujemy bieg okrętu wprost ku baśni! - zawołał
z zapałem wuj Tarabuk. - Poślubię najpiękniejszą królewnę i zostanę królem zaklętej wyspy. Co myślisz
o tym, Sindbadzie?
- Myślę, że królowanie na wyspie zaklętej byłoby dla wuja najodpowiedniejszym zajęciem.
- Siadłbym sobie na tronie i nic bym nie robił, jeno bym królował i królował! Pomyśl tylko: poeta na
tronie! Co za cudowny zbieg okoliczności! Od czasu do czasu mój Chińczyk wobec zgromadzonego
narodu odczytywałby na głos z mych pleców poemat pt. Naprzód, a piękna królewna, oczarowana
moim poematem, mdlałaby ze wzruszenia i prosiłaby obecnych: "Nie cućcie mnie i nie pozbawiajcie
zemdlenia, bo chcę zemdleniem uczcić poemat mego męża Tarabuka!" Co myślisz o tym, Sindbadzie?
- Myślę, że obecność wuja na wyspie zaklętej jest konieczna i niezbędna.
- A więc jutro opuszczamy Bagdad! - zawyrokował wuj głosem stanowczym.
Stanowczość wuja bardzo mi się podobała. Obawiałem się tylko, że dziwaczny jego wygląd zbudzi
pewne podejrzenia w mieszkańcach wysp zaklętych. Może właśnie z tego powodu miałem noc bardzo
niespokojnÄ….
Przyśnił mi się, jak zazwyczaj, Diabeł Morski. Drwiąco patrzył na mnie swymi ślepiami i śmiał się do
rozpuku.
- Czemu się śmiejesz? - spytałem.
- Zmieję się dlatego, że mi jest wesoło, a jest mi wesoło z tej przyczyny, że wuj Tarabuk wybrał się
nareszcie w podróż. Właśnie jego tylko osoby brakowało na wyspach zaklętych!
- Nie obrażaj mego wuja! - zawołałem. - Jest on w każdym razie poetą.
- Nie lubię go - odpowiedział Diabeł Morski - jest on za nudny i za śmieszny. Lubię za to ciebie,
Sindbadzie, bo chętnie zwiedzasz kraje nieznane i masz duszę pełną rozmaitych baśni. Pozwól, że na
dowód przyjazni uścisnę cię z całych sił!
Zanim zdołałem cośkolwiek odpowiedzieć, Diabeł Morski przedzierzgnął się w olbrzymiego węża, który
jednym skokiem rzucił mi się na piersi i oplótł mą szyję swym zimnym cielskiem. Chciałem krzyknąć,
lecz nie mogłem, gdyż wąż dławił mi gardło swym uściskiem. Daremnie się przez sen miotałem i
jęczałem, wąż przez noc całą trzymał mię w swym uścisku. Nad ranem dopiero zniknął w chwili, gdym
się zaczął budzić. Zbudziłem się, zmęczony potwornym uściskiem węża. Wuj Tarabuk stał już nade mną
i potrząsał moją dłoń, aby mnie zbudzić:
- Wstawaj prędzej! - wołał - Jedziemy! Już czas! Przetarłem oczy.
- Jedziemy! - powtórzył wuj. - Już od godziny budzę ciebie i dobudzić się nie mogę. Jęczysz i stękasz
przez sen, jakby ci się przyśniła kara cielesna. Wstawaj! Nie mamy ani chwili czasu do stracenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •