[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w tło odrapanych ścian, dziwnie ludzki cień zastygły nad stolikiem i niedopitym kuflem piwa.
Specyficzna mimikra. Wells napisał kiedyś historię o człowieku, który w momencie silnego
psychicznego stresu przypadał do ściany i zlewał się z nią tak całkowicie, że nic nie można było
odróżnić prócz bladego konturu sylwetki, czasem jeszcze oczu. Ten człowiek w knajpce Taroczego
był żywcem wzięty z tamtej nowelki. Teraz blada plama w miejscu twarzy patrzyła na mnie z
półmroku  wypukły łeb i zapadnięte do środka, jakby puste oczodoły. Zmieszałem się. Barman
również mierzył mnie spokojnym, lekko drwiącym spojrzeniem. Szybko podniosłem do warg kufel z
piwem i piłem cierpki, lodowaty napój, łyk po łyku, aż w piersi zabrakło oddechu. Nad górną wargą
zostało mi trochę wilgotnej piany, strzepnąłem ją na podłogę i, jak na ironię, przypomniałem sobie
tamtą twarz na reklamowym szyldzie  uśmiechniętą twarz błazna z pianą na przyklejonych pod
nosem, nastroszonych wąsach.
 Dwie whisky  powiedziałem do barmana i łokciem odtrąciłem kufel.
Wystawił kieliszki, przepłukał wodą i rozlał wódkę.
 Woda, lód?  zapytał.
 Obejdzie się.
Chwyciłem szkła zbyt gwałtownie, aż prysnęło na ziemię, i podszedłem do nieznajomego przy
stoliku.
 Można się przysiąść?  spytałem.
Miał niemożliwie jasne, wodniste oczy. Wodząc nimi za człowiekiem przekrzywiał całą głowę,
zupełnie jak sinozielona papuga kakadu.
 Pytałem, czy nie będę przeszkadzał?  odezwałem się po raz drugi.
Wydało mi się, że skinął głową w stronę krzesła, więc bez dalszych ceregieli usiadłem za
stolikiem.
 Proszę mi wybaczyć ciekawość i& że wypytywałem barmana  powiedziałem, gdyż
niewątpliwie słyszał moją rozmowę z Taroczym.  Jednak Fletcher był moim przyjacielem i
zaintrygowała mnie zarówno jego śmierć, jak i opowieść o panu.
Spojrzał na mnie, dziwnie roztargnionym wzrokiem, w którym nie było jednak odrobiny tego
napięcia i obłędnej determinacji, o jakiej wspominał Stubs.
 Fletcher  powiedział opuszczając wzrok w pusty już prawie kufel.  Nigdy nie sądziłem,
że ma innego przyjaciela.
Pierwsze zdanie wymawiał niezmiernie powoli, jakby jego myśli były dalekie od formułowanych
słów. Na dodatek ledwie poruszał wargami, co odbierało głoskom wyrazistość artykulacji.
 Nie był nazbyt rozmowny  spróbowałem wyjaśnić.  Tym bardziej skory do zwierzeń.
 Też tak sądziłem  mruknął do siebie.
 To nie ma związku  postawiłem kieliszki na stole, dopiero teraz spostrzegłem, że cały czas
trzymam je w ręku.  O panu dowiedziałem się raczej przypadkowo.
 Kiedy?
 Stosunkowo niedawno. Pół roku temu. Może mniej. Zajechałem do Pemacombo w interesach,
a on zostawił mi za wycieraczką samochodu kwit z autografem. Za złe parkowanie. Zabawne, co? W
całym mieście poza tym był jeden chyba Ford. Co mówię! Wypruta z silnika stara karoseria
rdzewiejąca na pewnym podwórku. Zwróciłem na nią uwagę wjeżdżając główną autostradą. Oprócz
mnie nikt inny nie zapuszczał się w te strony. A on mi wlepił mandat. Co znaczą nawyki.
Nieznajomy obserwował mnie w milczeniu.
 Wieczorem wybrałem się na posterunek uregulować rachunek. A był to wieczór jego
imienin&
Sam byłem zaskoczony, jak łatwo przychodzi mi zmyślanie. To też rodzaj sztuki: umieć na
poczekaniu wzbogacić sobie życiorys.
 Siedział samotnie, mocno już podpity. Zresztą zawsze pił dużo. Sam pan wie jako przyjaciel.
Ale tamtego dnia naszła go szczególna melancholia i nie minęło pół godziny, kiedy mnie samemu
zaczęło szumieć w głowie. On tymczasem osiągnął stan wylewności i zaczął pleść niestworzone
rzeczy.
 Co mówił?
 Nic specjalnego  powiedziałem niby od niechcenia.  To był typowy pijacki bełkot.
Spojrzał na mnie bardzo uważnie i znowu coś mruknął pod nosem. Nie dosłyszałem.
 Pamiętam tylko, że w tym wszystkim najczęściej powtarzała się geografia tej okolicy, knajpa
Taroczego i jakiś nieznajomy.
 Skąd pan wziął, że to ja?
 Nikogo tu nie ma, prócz pana. Zresztą Fletcher wspomniał, że tamten człowiek był& albo jest
na coś chory  dodałem zwracając uwagę na nienaturalną bladość jego twarzy i kropelki potu
ściekające ze skroni aż za uszy.  Chory czy coś w tym rodzaju. Może się przesłyszałem, lecz kiedyś
wyraził się tak: dłużej już nie pociągnie.
Wyszło mi to jakoś samo przez się i bez udziału woli. On jednak drgnął wyraznie i zesztywniał w
krześle. Pożałowałem tych słów.
 Może myślał o sobie?  spróbowałem kluczyć, ale sam nie najlepiej wiedziałem, czego się
trzymać.  To by tłumaczyło jego śmierć&
 Nie  uciął krótko.
 W takim razie& przepraszam  powiedziałem.
Ostatecznie straciłem orientację, gdzie kończy się udawanie i zaczyna przebłysk rzeczywistego
zmieszania. Wchodziłem w rolę.
 Nie szkodzi  odparł miękko.  To by się zgadzało. Umilkł i tylko na kredowobiałym czole,
blisko lewej skroni, pulsowała mu tuż pod skórą nadymająca się ciężko niewidzialna tętnica.
 Poczęstuje się pan?  zapytałem podsuwając mu kieliszek.
Niepewnie spojrzał na whisky.
 Wziąłem dla dwóch.
 Nigdy nie piłem nic mocniejszego od piwa  powiedział.
 Czasami warto spróbować.
 Być może.
Teraz, kiedy siedział sztywno i wpatrywał się w kieliszek, mogłem poddać go wnikliwszej
ocenie. To był rzeczywiście dziwaczny facet. Twarz woskowobiała, rysy jakby świadczące o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •