[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zauważyłbym tej różnicy w bieli tynku na ścianie. Tak, nie ulega wątpliwości, że ta
część kładziona była pózniej. . . Nic nie ryzykujemy. . . nic nie ryzykujemy, mój chłop-
cze.
 Młotek!  krzyknął Teodor.
Zawsze przytomny Kusibaba sięgnął błyskawicznie do plecaka.
334
 Mam także dłuto, komendancie  zameldował wręczając Teodorowi młotek.
 Dobra.
Teodor zakreślił dłutem prostokąt nisko na ścianie, po czym posługując się dłu-
tem i młotkiem błyskawicznie zdarł tynk ze ściany. Również detektyw Kwass kończył
zeskrobywanie tynku ze swojej części ściany. Oczom wszystkich ukazał się kawałek
ceglanego muru oczyszczonego z tynku. Detektyw Kwass ponownie błysnął swoim
reflektorem. Założył okulary, znów je zdjął, wreszcie z nosem przy murze zaczął przy-
glądać się cegłom.
Potem odwrócił się do oniemiałych chłopców i zatarł ręce.
 Być może, jesteśmy uratowani. . . Co o tym myślisz, mój chłopcze?  zwrócił
się do Teodora.
 Tak, to wygląda na. . .
Teodor patrzył na mur, gdzie prostokąt z jaśniejszej cegły wyraznie oddzielał się od
jednolitego tła.
Teraz już wszyscy zrozumieli. Chłopcy spojrzeli po sobie rozgorączkowanym, ra-
dosnym wzrokiem.
335
 Zamurowane przejście!  wykrzyknęli niemal jednocześnie.
Teodor uderzył młotkiem w cegłę. Ale mur trzymał się mocno. Dopiero gdy posłużył
się dłutem i przyłożywszy je do miejsca, gdzie były cegły spojone zaprawą, zaczął walić
z całych sił młotkiem, posypał się gruz, mur pękł, kilka cegieł zwaliło się z łomotem
i oczom chłopców ukazała się ciemna jama. Powiało stęchłym piwnicznym chłodem.
Chłopcy wydali okrzyk radości. Ale twarz Teodora była wciąż zatroskana.
 Boję się, żeby to nie był ślepy chodnik, powietrze wyraznie zgniłe. . .
 Przyjacielu, tak czy owak nie mamy innej szansy, więc musimy skorzystać z tej,
którą los nam daje. Za mną, chłopcy!
Detektyw Kwass zagłębił się pierwszy w ciemną czeluść, błyskając swym
reflektorem.
 Rzeczywiście, powietrze jak w grobie  poruszył z obrzydzeniem nosem  ale
chodnik prowadzi gdzieś do góry.
ROZDZIAA XIV
Niesamowite zjawisko, które przerwało sen doktora Ildefonsa Stułbi
w miedzianej wannie numer czterdzieści dziewięć. Sceny szaleństwa
w łazni. Murzyni pod prysznicem. Ostatnie życzenie Teodora
W łazni miejskiej nr 17 przy ulicy Bednarskiej panował jak zwykle przy sobocie
nieopisany tłok. Tłumy spragnionych czystości obywateli gniotły się w ciasnych kory-
tarzach czyhając na wolną kabinę, czy choćby miejsce przy natryskach.
337
Szturmowano wanny. Stukano w cienkie przegrody z dykty przynaglając kąpiących
się do pośpiechu. Jakiś niecierpliwy dowcipniś porwał gumowego węża i zaczął zganiać
strumieniem lodowatej wody amatorów kąpieli parowej. Wystraszone nagusy krzyczące
niemiłosiernie rozbiegły się po całej łazni. Wśród powszechnej wesołości kąpielowi
wymachując ścierkami rozbrajali kawalarza.
Ale te wszystkie krzyki, pluski, śmiechy, stukania i kłótnie nie zdołały zakłócić spo-
kojnego snu pana doktora Stułbi w wannie numer czterdzieści dziewięć. Doktor Ilde-
fons Stułbia należał do stałych i najbardziej szanowanych bywalców łazni. Sute napiwki
rozdawane systematycznie od siedmiu lat personelowi wyrobiły mu wyjątkową pozy-
cję wśród gości odwiedzających ten przybytek czystości i zapewniły szereg specjalnych
przywilejów. Jednym z nich była możność niezakłóconego snu w wannie miedzianej
numer czterdzieści dziewięć, która od siedmiu lat stała w sobotę po południu do dyspo-
zycji doktora.
Aby zwyczajowe zasypianie doktora Stułbi odbyło się w możliwie najwygodniej-
szych okolicznościach, łaziebny wstawiał doktorowi elektryczną grzałkę do wanny
338
umożliwiającą zachowanie stałej temperatury wody na cały okres drzemki, to jest na
trzy godziny.
Oczywiście, wanna doktora Stułbi różniła się od normalnych wanien zwykłych go-
ści. Wanna numer czterdzieści dziewięć była wanną służbową, w której kąpali się starsi
łaziebni, i to nie wszyscy, lecz jedynie ci, którzy posiedli zaufanie kierownika. Była to
wanna wielka, głęboka i wygodna, zapewne przedwojenna, bo z miedzi.
Tej soboty, podobnie jak we wszystkie poprzednie od siedmiu lat, doktor Ildefons
Stułbia zasnął błogo wyciągnięty, gdy oto nagle stała się rzecz niesamowita. Pod wanną
rozległo się stukanie.
Doktor Ildefons Stułbia ocknął się i zaczął rozglądać zaspanymi oczyma, kto śmiał
zakłócić jego spokojną drzemkę. Stukanie ustało i przez chwilę znów zapanowała cisza.
Już myślał, że to wszystko było tylko snem, i z westchnieniem zanurzył się z powrotem
do wody, gdy nagle stukanie powtórzyło się znowu, wyraznie i metalicznie, tak mocne,
że aż woda zadrżała. Doktor Ildefons Stułbia wyskoczył z wanny i pochylił się badaw-
czo nad wodą, usiłował dojść przyczyn tego niezwykłego zjawiska. Nagle pięć ostatnich
włosów na łysinie zjeżyło mu się ze strachu. Oto bowiem wanna zachwiała się w posa-
339
dach raz i drugi, wreszcie przeszła w stan ustawicznych drgawek. Mozaikowa posadzka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •