[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No, dosyć już tych poszukiwań, łowcy skarbów! - zawołałem na swą dwójkę penetrującą
skałę w najlepsze.
Wrócili posłusznie, ale z wyrazną niechęcią.
- Trzeba wreszcie rozstawić nasz namiot. Nie będziemy przecież nocować w Rosynancie.
Wzruszyli ramionami jakby na znak, że jest im wszystko jedno, byle tylko mogli prowadzić swoje
poszukiwania, ale posłusznie wsiedli do samochodu.
Zakręciliśmy i pojechaliśmy w stronę wioski Niedzica. Ale spotkał nas zawód. Obfitująca w
turystów wioska nie posiadała pola namiotowego.
- No i co teraz? - spytał nie bez satysfakcji Janusz. - Ano nic. Gdy coś nawala, trzeba to
naprawić!
Wyskoczyłem z Rosynanta i podszedłem do starszego górala, który niby obojętnie przyglądał się
nam z pięknie rzezbionego ganku.
- Szczęść Boże, baco.
- Ano szczęść!
- Nie wiecie, gdzie można by tu rozstawić namiot?
- Ni.
Wyjąłem z kieszeni portfel, a z niego kilka banknotów i przesunąłem między palcami, jakbym je
liczył.
Góral ani drgnął, ale widocznie szmer banknotów jest dzwiękiem o szerszym zasięgu, z głębi sieni
wytoczyła się bowiem na ganek starsza niewiasta obfitych kształtów.
- Co ty, Jadam, nie widzisz, że ludziska w potrzebie. A takim odmówić grzech, ale
wspomóc trzeba. Gadojcie, za czym gonicie!
Popatrzyłem to na kobietę, to na trzymane przeze mnie banknoty.
- Ano, gazdzino, miejsce by się nam zdało pod namiot, no i gdzie można by maszynę
postawić.
Kobieta aż ręce załamała na wyniosłym biuście.
- Miejsce pod namiot i auto? A czego dalej szukać, jak wszystko u nas znajdziecie! W
starym sadku jak raz postawicie swój namiot. A auto stanie se wygodnie pod drwalką.
Wszystko będziecie mieć na miejscu i ostro pilnowane. Baca! Juhas! - zawołała gromkim
głosem.
Spod ganku, poziewując wyszły dwa imponujących rozmiarów owczarki podhalańskie i zaczęły
obwąchiwać mnie nieufnie.
- Niech ci pańscy tyż wyńdom z auta. Pieski muszą się obznajomić z zapachem.
Zośka i Janusz ociągając się wyszli z Rosynanta, aby poddać się ocenie psich nosów. Musiała ona
wypaść jednak korzystnie dla moich towarzyszy, psy bowiem wachlując się puszystymi ogonami,
rozłożyły się spokojnie pod ścianą.
- No. Tera to was puszczom, ale obcego ani, ani. No, Jadam, ruszaj wartko rozwierać
bramę. Czego tak siedzisz?
- Ano myślę sobie... Myślę sobie, Jewuś...
- Co myślisz?
- Aby rozwierać bramę.
I tak to zamieszkaliśmy w sadku państwa Ziobrów. Jak w biblijnych czasach, co oni dumnie
podkreślali, bo u Adama i Ewy.
Rozbiliśmy namiot jak należy. Z dwiema sypialniami. Zośka poszła do pani Ewy po mleko, a my z
Januszem wzięliśmy się do szykowania kanapek. Dwupalnikową butlę z gazem okopałem w ziemi
pod werandą namiotu, tak by nam się nie przewróciła kopnięta niechcący.
Wreszcie wróciła Zośka niosąc mleko oraz zachwyt dla góralskich krowin. Towarzyszyły jej Baca i
Juhas, które, jak przystało na dobrze ułożone psy, przysiadły pod drzewami w pewnej odległości od
nas, czekając na poczęstunek. Obawiam się nawet, że większość kanapek, zamiast sycić nasz głód,
zniknęła w psich gardzielach. Ale nich im będzie na zdrowie i na czujne noce stróżowanie!
Po kolacji nikomu jeszcze nie chciało się spać. Wyciągnęliśmy z namiotu karimaty i rozłożyliśmy
się na nich zapatrzeni w gwiazdziste niebo nad nami.
- Pomyśleć, że było takie samo nad Niedzicą, gdy Inkowie ukrywali się w zamku Dunajec -
odezwał się skupionym głosem Janusz.
- Chcecie, to opowiem wam jeszcze jedną legendę o Niedzicy - Zośka oparła się na łokciu.
- Naczytała się i teraz chce imponować wiedzą - Janusz szybko wrócił z gwiazd na ziemię.
- Ależ Zosiu, mów! - zachęciłem ją nabijając przy tym fajkę.
- A o kim czy o czym będzie ta legenda? - zaciekawił się Janusz.
- O jednym zbójcy - odpowiedziała Zośka.
- Zgadzam się wysłuchać pod jednym warunkiem - Janusz cisnął patykiem w przelatującą
ćmę. - Zbójca ma mieć na imię Janusz. Dzielny Janusz. Inaczej nie słucham!
Zośka roześmiała się.
- Zgoda. Będzie to legenda o dzielnym Januszu i jego ucieczce z niedzickich lochów.
- To brzmi sympatycznie. Mogę słuchać - Janusz poprawił się na karimacie.
Zośka oparła się plecami o pień jabłoni i zaczęła opowiadać:
- Dzielny Janusz zbójował na Spiszu w XIX wieku. Pewnego wieczora zaszedł ze swymi
kamratami do karczmy w Maniowach. Zabawa gotowała się szykowna. Nie wiedział jednak
harnaś, że do zamku w Niedzicy popędził zdrajca i za garść dukatów wydał go zamkowym
hajdukom. Mieli oni z dzielnym Januszem osobiste porachunki. Nie ustrzegli bowiem
węgierskiego pretendenta do ręki niedzickiej dziedziczki, tak że Węgier przywędrował do
zamku, jak to się mówiło, w samych pludrach. Konkurent odjechał jeszcze tej nocy,
hajdukom zaś wyliczono po czterdzieści kijów. Innym zaś razem dzielny Janusz otoczył wraz
ze swymi bawiących się w niedzickiej karczmie hajduków. A skoro przyszli się bawić i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •