[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go przemówienia Lamsara, spostrzegł jednak, że Szarzy Władcy są zadowoleni.
Kątem oka Czerwony Aucznik obserwował Soranę. Kobieta uśmiechała się pod
nosem. Po tym uśmiechu Rackhir zorientował się, że właściwie rozegrali to spo-
tkanie. Sorana przysłuchiwała się też uważnie. Rackhir zaklął po cichu. Władcy
Chaosu dowiedzą się o wszystkim i nawet jeżeli Tanelorn zdoła uzyskać pomoc
od Szarych Władców, Chaos będzie miał czas przedsięwziąć odpowiednie kroki,
by zapobiec uratowaniu miasta.
Mówca Szarych Władców dzwięczną mową porozumiał się ze swymi kompa-
nami, po czym odezwał się znowu:
 Z rzadka jedynie mamy zaszczyt gościć równie odważnych i inteligent-
nych ludzi. W jaki sposób nasze dyletanckie umysły mogą oddać przysługę wa-
szej sprawie?
Rackhir nagle zorientował się, niemal śmiejąc się z tej niespodziewanej myśli,
że Szarzy Władcy wcale nie byli aż tak mądrzy. Za pomocą pochlebstwa udało im
się uzyskać ich pomoc.
 Narjhan z Chaosu prowadzi wielką armię ludzkich szumowin, armię że-
braków  powiedział Czerwony Aucznik.  Przysiągł, że zmiecie z powierzch-
ni ziemi Tanelorn i zabije wszystkich jego mieszkańców. Potrzeba nam jakiegoś
rodzaju magicznej pomocy, by zmierzyć się z kimś równie potężnym jak Narjhan
i pokonać żebraków.
 Przecież Tanelorn nie można zniszczyć  powiedział Szary Władca.
 Miasto jest wieczne. . .  odezwał się inny.
 Ale to wyobrażenie. . .  mruknął trzeci.
 W Kaleef żyją żuki  rzekł Szary Władca, który do tej pory jeszcze się
nie odzywał.  Wytwarzają specyficznego rodzaju jad.
 %7łuki, panie?  zapytał Rackhir.
 Są wielkie jak mamuty  wytłumaczył trzeci Władca  ale mogą zmie-
niać swój rozmiar, a także rozmiar zdobyczy, jeżeli nie mieści się w ich gardzieli.
 Jeżeli już o to chodzi  odezwał się pierwszy mówca  góry na południu
127
naszej krainy zamieszkuje chimera. Potrafi zmieniać postać, a co więcej, niena-
widzi Chaosu, gdyż to właśnie Chaos ją stworzył i pozbawił własnego kształtu.
 Jest też czterech braci z Himerscahl, którzy posiedli moc czarnoksięską 
zaproponował drugi Władca, lecz pierwszy przerwał mu:
 Ich magia nie działa poza ich własną płaszczyzną  powiedział.  My-
ślałem raczej o wskrzeszeniu Błękitnego Czarodzieja.
 Zbyt niebezpieczne, a w dodatku przekraczające nasze możliwości  rzekł
jego towarzysz.
Spór trwał. Rackhir i Lamsar czekali w milczeniu.
W końcu odezwał się pierwszy mówca:
 Zdecydowaliśmy, że %7łeglarze z Xerlerenes najlepiej będą wam mogli po-
móc w obronie Tanelorn. Musicie udać się w góry Xerlerenes i odnalezć ich je-
zioro.
 Rozumiem  powiedział Lamsar.  Górskie jezioro.
 Nie  odezwał się Władca.  Ich jezioro leży nad górami. Poszukamy
kogoś, kto mógłby was tam zabrać. Być może udzielą wam pomocy.
 Czy nie możecie zagwarantować nic ponadto?
 Nie. Wtrącanie się w sprawy innych nie leży w naszej naturze. %7łeglarze
sami zadecydują, czy wam pomogą, czy nie.
 Rozumiem  powiedział Rackhir.  Dziękujemy.
Ile czasu minęło odkąd opuścił Tanelorn? Ile jeszcze pozostało czasu do ataku
żebraków Narjhana na miasto? Czy może już on nastąpił?
Nagle, jakby sobie o czymś przypominając, rozejrzał się za Soraną, lecz ko-
biety nie było w namiocie.
 Gdzie leżą góry Xerlerenes?  pytał właśnie Lamsar.
 Nie w naszym królestwie  odparł jeden z Szarych Władców.  Znaj-
dziemy wam przewodnika.
Soraną wypowiedziała słowo, które natychmiast przeniosło ją w błękitny, do-
brze jej znany przejściowy świat. W krainie tej nie było innych kolorów poza
niezliczonymi odcieniami błękitu. Tutaj kobieta czekała, aż Eequor zauważy jej
obecność. Ponieważ czas nie płynął w tym miejscu, nie potrafiła powiedzieć, jak
długo trwa oczekiwanie.
Na znak dowódcy horda żebraków powoli, niezdyscyplinowanie zatrzymała
się wreszcie. Głos zadudnił spod hełmu, który zawsze okrywał twarz Władcy Cha-
osu.
 Jutro ruszymy na Tanelorn. Nadejdzie wreszcie długo oczekiwana chwi-
la. Teraz rozbijcie obóz. Jutro Tanelorn zostanie ukarane, a kamienie, z których
zbudowano jego niskie domy staną się jedynie pyłem unoszonym na wietrze.
128
Milion żebraków podnieconym szmerem głosów dał wyraz swej radości. Nikt
nie zapytał, dlaczego wędrowali tak daleko. Dowodziło to potęgi Narjhana.
W Tanelorn Brut i Zaś Jednoręki cichym, opanowanym głosem rozmawiali
o naturze śmierci. Przepełniał ich smutek, lecz bardziej niż siebie żałowali Tane-
lorn, które wkrótce miało zginąć. Na zewnątrz mizerna armia usiłowała otoczyć
kordonem miasto, ale wojowników było tak niewielu, że nie udało im się wypeł-
nić przerw miedzy ludzmi. W domach zapłonęły światła, jak gdyby po raz ostatni.
Wosk żałobnie kapał ze świec.
Sorana, spocona jak zawsze po epizodzie w świecie przejściowym, powróciła
na płaszczyznę zajmowaną przez Szarych Władców i odkryła, że Rackhir, Lam-
sar i ich przewodnik szykują się już do drogi. Eequor powiedziała jej, co robić:
zadaniem Sorany było nawiązanie kontaktu z Narjhanem. Reszty mieli dokonać
Władcy Chaosu. Odziana na czarno kobieta przesłała ręką całusa swemu byłemu
kochankowi, który w środku nocy opuszczał właśnie obóz. Czerwony Aucznik
uśmiechnął się do niej wyzywająco, ale gdy odwrócił twarz, zmarszczył brwi i ru-
szył w milczeniu za swymi kompanami do Doliny Prądów, gdzie znajdowało się
przejście do świata, w którym piętrzyły się góry Xerlerenes. Ledwo się tam zna-
lezli, zaraz zawisło nad nimi niebezpieczeństwo.
Ich przewodnik, wędrowiec imieniem Timeras, wskazał ręką na nocne niebo,
na którym rysowały się kontury wysokich turni.
 W tym świecie panują %7ływioły Powietrza  powiedział.  Spójrzcie!
Ujrzeli pikujące w dół stado sów. Wielkie oczy gorzały złowieszczo. Dopiero
gdy ptaki zbliżyły się, wędrowcy zobaczyli, jakie są olbrzymie: wzrostem niemal-
że dorównywały ludziom. Siedząc w siodle Rackhir napiął cięciwę łuku.
 W jaki sposób tak szybko mogli odkryć naszą obecność?  zastanawiał
się Timeras.
 Sorana  odparł krótko Rackhir, zajęty łukiem.  Musiała ostrzec Wład-
ców Chaosu, a ci wysłali te przerażające ptaszyska.
Pierwsza z sów pomknęła w dół z rozcapierzonymi pazurami i półotwartym
dziobem. Czerwony Aucznik posłał strzałę prosto w pierzastą gardziel. Ptak wrza-
snął i z trudem wzbił się w górę. Rackhir wypuszczał z jęczącej cięciwy strzałę
za strzałą. Pociski trafiały w cel przy akompaniamencie świstu miecza Timerasa, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •