[ Pobierz całość w formacie PDF ]

profesorowi będzie łatwiej oddychać.
Z jego pomocą profesor usiadł. Osłuchując go, miał wrażenie, że
słyszy całą orkiestrę symfoniczną. Być może wystąpił nawet wysięk
opłucnowy, bardzo częsty w złośliwych nowotworach płuc.
Jednocześnie zauważył, że Harry ma opuchnięte dłonie i stopy.
Prawdopodobnie z powodu niewydolności oddechowej doszło do
niewydolności krążenia.
 Kiedy wykryto ten nowotwór?
 Rok temu  odparł profesor.  Wiem, wiem... to przez papierosy.
 Czasami ci najmądrzejsi grzeszą najbardziej  westchnął
Andrew.
Dołączyła do nich Georgina.
 Jak on się czuje?  zapytała pogodnym tonem. Pod tą beztroską
maską Andrew wyczuł ogromne zatroskanie.
 Dobrze, dziecko, dobrze. Zdecydowanie lepiej, od kiedy Andy
pomógł mi usiąść.
Uśmiechnęła się do niego, po czym przeniosła pytające spojrzenie
na Andrew.
 Przydałaby się kroplówka. Mamy furosemid? Aha, obrzęk płuc.
 Oczywiście. W przyczepie.
 Trzeba go ewakuować.  Należało umieścić profesora tam, gdzie
znajduje się odpowiedni sprzęt ratunkowy.  Jak tu działa lotnicze
pogotowie?
 Za godzinę wyląduje na pasie w Burrell.
 To daleko stąd?
 Około pół godziny.
 W porządku. Zaprowadzimy go do przyczepy, podłączymy do
tlenu i kroplówki, a potem zawieziemy do Burrell.
 Nie  odezwał się stanowczym tonem profesor. Spojrzeli na
niego zdziwieni, bo teraz traktowali go jak pacjenta, za którego
podejmuje się niemal wszystkie decyzje.
 Jesteście oboje potrzebni tutaj... Musicie obejrzeć pacjentów po
zabiegu, żeby na czas dojechać do następnej wioski... Odwiezie mnie
Jim albo Megan.
Andrew spojrzał na Gorginę, jej pozostawiając ocenę sytuacji.
Czuł, że ma do niej pełne zaufanie, mimo że znał ją zaledwie od
dwóch dni.
 Zgoda  powiedziała.  Możesz chodzić? Bo możemy cię
przenieść.
 O nie.  Profesor pokręcił głową.  Pozostała mi teraz tylko moja
godność. Sam pójdę.
Rzuciła Andrew spojrzenie, w którym kryła się prośba, by nie
sprzeciwiał się postanowieniu profesora.
 Do przyczepy jest daleko  orzekł Andrew.  Myślę, że
pozwalając mu iść, ryzykujemy pogorszenie.
 Podjadę pod sam namiot  rzuciła, nie odwracając od niego
wzroku.
 Cała Georgie  roześmiał się profesor, prowokując kolejny napad
kaszlu.
Andrew podał mu poduszkę, żeby unieruchomił bolące żebro.
Kilka minut pózniej, wystawiając głowę z namiotu, Andrew zobaczył,
że przyczepa stoi tuż przed nim.
 Bierzmy się do roboty  ponaglała go Georgina. Pomogli
profesorowi wejść do przyczepy, po czym zajęli się przygotowaniem
go do podróży do Darwin. Georgina podała mu tlen, co w parę minut
poprawiło mu nasycenie krwi, a Andrew furosemid. Ich uszu dobiegł
warkot silnika.
 To Jim  powiedziała, przyklejając wenflon. Profesor nakrył
dłonią jej rękę, po czym drugą zsunął z twarzy maskę tlenową.
 Wrócę, zanim Andy wyjedzie  obiecał.
 Harry, o nas się nie martw  odrzekła z wyrzutem, z powrotem
nakładając mu maskę.  Prawda, Andrew?
W jej głosie usłyszał ostrzegawczą nutę.
 Absolutnie. Najważniejsze, żebyś ty wyzdrowiał. W drzwiach
ukazał się Jim.
 Profesorze, rydwan czeka.
Profesor ciężko wstał, opierając się o stół.
 Uważaj na siebie, dziecko. Nie daj się zbajerować temu
przystojniakowi. Jesteś nam tu potrzebna.
Objął ją serdecznie, a ona o mało się nie rozpłakała, czując, jak
brakuje mu sił. Roześmiała się sztucznie.
 Jeden raz mi wystarczy.
 Andy  profesor przeniósł wzrok na Andrew  przepraszam, że
zostawiam cię z tą robotą. Jesteś świetnym okulistą. Dobrze się
zastanów nad swoją przyszłością.  Podał mu dłoń.
 To dla mnie zaszczyt, profesorze.
Ze ściśniętym gardłem szła tuż za profesorem, niosąc niewielki
pojemnik z tlenem oraz worek z kroplówką. Podała je Jimowi i
pomogła pacjentowi wsiąść.
 Do zobaczenia wkrótce  rzekł profesor.
Zatrzaskując drzwi, miała przygnębiające przeczucie, że jego
słowa się nie sprawdzą. Patrzyła za oddalającym się samochodem,
mając wrażenie, że pożegnała najlepszego przyjaciela.
 Trzymasz się?  zapytał Andrew, obejmując ją. Nie. Bo umiera
człowiek, którego darzę najwyższym szacunkiem. Mam ochotę
krzyczeć, wyć i coś kopnąć. Jednocześnie przez ułamek sekundy
zapragnęła przytulić się do Andrew i dać upust hamowanym łzom.
Ale George Lewis nigdy nie płacze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •